2010-04-14 01:15:51
Nie mam po prostu wystarczających słów uznania dla mieszkańców Krakowa, którzy wyszli na ulice, aby demonstrować przeciwko decyzji o pochowaniu Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.
Zdecydowali się na to, choć wiedzieli, w jak niewdzięcznej sytuacji tym samym się postawią. Atmosfera wyraźnie nie sprzyja jakiemukolwiek krytycyzmowi wobec działań związanych z żałobą i uroczystościami po tragedii w Smoleńsku.
Każdy, kto jak oni, odważy się mówić otwarcie automatycznie naraża się na wściekłe ataki jako ”pozbawiony szacunku”, „szargający żałobę narodową”, czy wręcz „plujący na pamięć ofiar”. Przecież sprawa pochówku nie tyle już prezydenta RP, ile człowieka, nie powinna być przedmiotem sporów. Tak samo zresztą, jak to, że w okresie żałoby po bezprecedensowej tragedii powinno nastąpić wyciszenie, stonowanie.
Zgadzam się jak najbardziej: powinno. Oczywiście nie ma co nawet marzyć o jakichkolwiek głębszych przemianach poprzez zaprowadzenie trwałej jedności społeczeństwa ponad podziałami. Historia wyraźnie nas uczy, że takie piękne skądinąd reakcje możliwe są tylko w trudnych dla państwa chwilach, ale życie toczy się dalej. Tym cenniejsze są takie chwile. O ile nikt nie stara ich się wykorzystać.
I mogło tak pozostać jeszcze te parę dni.
Jednak winę za zepsucie tej cennej atmosfery ponoszą nie tyle protestujący, ile ci, którzy protest ten sprowokowali: inicjatorzy pochówku zmarłego prezydenta w tym miejscu. Licząc na to, że będą w stanie przeprowadzić wszystko w czasie żałoby, sami uczynili z niej karykaturę.
Zaś protestujący, jak i wielu innych, którzy ich poparli, okazali się obrońcami ducha żałoby, której nie należy w tak bezczelny sposób nadużywać.
Bezczelny i, dodajmy, wyjątkowo niesmaczny.
Niesmaczne jest też wartościowanie. Przy całym szacunku dla osoby zmarłego prezydenta, bezbronnego wobec kaprysów żywych, podobne wyróżnienie nie wydaje się uzasadnione. Daleki jestem od odmawiania prezydentowi zasług, nie wydają się jednak wystarczające, aby mógł on spocząć obok marszałka Piłsudskiego, ojca odrodzonej w 1918 Polski, czy generała Sikorskiego, który tę państwowość ratował w najczarniejszych dniach II wojny światowej. Znajmy proporcje, także w obliczu tragedii. Zwłaszcza, że jest to ujemne wartościowanie dziesiątków osób o wiele bardziej zasłużonych, a o których uhonorowaniu w ten sposób nikt nie pomyślał. Nasz kolega redakcyjny Przemek Prekiel przywołał wyjątkowo trafny przykład pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza, który również zginął w czasie pełnienia obowiązków, i to zamachu, a nie strasznym, ale jednak wypadku.
Niepiękne jest również swego rodzaju wartościowanie ujemne wobec pozostałych ofiar katastrofy, wśród których byli nie mniej, a nawet bardziej, da Polski zasłużeni. Lech Kaczyński był najwyższym przedstawicielem państwa, a to wiele znaczy, zgoda. Jednakże coraz większe spychanie na dalszy plan pozostałych zabitych jest niewłaściwe.
Ironicznym akcentem całej sprawy jest fakt, iż inicjatywa nie służy ani pojednaniu, ani też pamięci zmarłego prezydenta. Wręcz przeciwnie, obu bardzo, ale to bardzo, zaszkodziła.
Nadgorliwi żałobnicy strzelili żałobie w stopę uprawiając miast niej niesmaczne szaleństwo.
Zaś protestujący okazali się nie tylko najlepszymi wyrazicielami niepopularnego zdrowego rozsądku, ale i prawdziwego ducha żałoby.
Zdecydowali się na to, choć wiedzieli, w jak niewdzięcznej sytuacji tym samym się postawią. Atmosfera wyraźnie nie sprzyja jakiemukolwiek krytycyzmowi wobec działań związanych z żałobą i uroczystościami po tragedii w Smoleńsku.
Każdy, kto jak oni, odważy się mówić otwarcie automatycznie naraża się na wściekłe ataki jako ”pozbawiony szacunku”, „szargający żałobę narodową”, czy wręcz „plujący na pamięć ofiar”. Przecież sprawa pochówku nie tyle już prezydenta RP, ile człowieka, nie powinna być przedmiotem sporów. Tak samo zresztą, jak to, że w okresie żałoby po bezprecedensowej tragedii powinno nastąpić wyciszenie, stonowanie.
Zgadzam się jak najbardziej: powinno. Oczywiście nie ma co nawet marzyć o jakichkolwiek głębszych przemianach poprzez zaprowadzenie trwałej jedności społeczeństwa ponad podziałami. Historia wyraźnie nas uczy, że takie piękne skądinąd reakcje możliwe są tylko w trudnych dla państwa chwilach, ale życie toczy się dalej. Tym cenniejsze są takie chwile. O ile nikt nie stara ich się wykorzystać.
I mogło tak pozostać jeszcze te parę dni.
Jednak winę za zepsucie tej cennej atmosfery ponoszą nie tyle protestujący, ile ci, którzy protest ten sprowokowali: inicjatorzy pochówku zmarłego prezydenta w tym miejscu. Licząc na to, że będą w stanie przeprowadzić wszystko w czasie żałoby, sami uczynili z niej karykaturę.
Zaś protestujący, jak i wielu innych, którzy ich poparli, okazali się obrońcami ducha żałoby, której nie należy w tak bezczelny sposób nadużywać.
Bezczelny i, dodajmy, wyjątkowo niesmaczny.
Niesmaczne jest też wartościowanie. Przy całym szacunku dla osoby zmarłego prezydenta, bezbronnego wobec kaprysów żywych, podobne wyróżnienie nie wydaje się uzasadnione. Daleki jestem od odmawiania prezydentowi zasług, nie wydają się jednak wystarczające, aby mógł on spocząć obok marszałka Piłsudskiego, ojca odrodzonej w 1918 Polski, czy generała Sikorskiego, który tę państwowość ratował w najczarniejszych dniach II wojny światowej. Znajmy proporcje, także w obliczu tragedii. Zwłaszcza, że jest to ujemne wartościowanie dziesiątków osób o wiele bardziej zasłużonych, a o których uhonorowaniu w ten sposób nikt nie pomyślał. Nasz kolega redakcyjny Przemek Prekiel przywołał wyjątkowo trafny przykład pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza, który również zginął w czasie pełnienia obowiązków, i to zamachu, a nie strasznym, ale jednak wypadku.
Niepiękne jest również swego rodzaju wartościowanie ujemne wobec pozostałych ofiar katastrofy, wśród których byli nie mniej, a nawet bardziej, da Polski zasłużeni. Lech Kaczyński był najwyższym przedstawicielem państwa, a to wiele znaczy, zgoda. Jednakże coraz większe spychanie na dalszy plan pozostałych zabitych jest niewłaściwe.
Ironicznym akcentem całej sprawy jest fakt, iż inicjatywa nie służy ani pojednaniu, ani też pamięci zmarłego prezydenta. Wręcz przeciwnie, obu bardzo, ale to bardzo, zaszkodziła.
Nadgorliwi żałobnicy strzelili żałobie w stopę uprawiając miast niej niesmaczne szaleństwo.
Zaś protestujący okazali się nie tylko najlepszymi wyrazicielami niepopularnego zdrowego rozsądku, ale i prawdziwego ducha żałoby.