2010-05-08 23:05:43
Skąd się bierze, pomieszane z oburzeniem, zdziwienie polskich mediów, za każdym razem, gdy gdzieś w Rosji ostaje się ze starych czasów pomnik Józefa Stalina? Albo gdy jego wizerunek pojawia się w związku z corocznymi obchodami dnia zwycięstwa?
Stalin? Ten morderca, tyran? Pomniki, plakaty? Jemu?
Nie ma absolutnie co dziwić się takim reakcjom ze strony Polaków, Ukraińców, Litwinów etc. etc. W końcu z naszej perspektywy generalissimus to bezpośredni sprawca dziejowych nieszczęść: 17 września 1939, wielkiego głodu, aneksji, dekad sowieckiej dominacji, by wymienić tylko tyle.
Dyskomfort, jaki odczuwamy, widząc podobiznę sekretarza generalnego przy oficjalnych okazjach, jest w pełni zrozumiały.
Niestety, przejawiamy przy tym tendencję do oczekiwania od Rosjan, aby patrzyli na te sprawy naszymi oczami.
Założenie błędne i naiwne. Oczywiście, że z historycznego punktu widzenia Stalin był zbrodniarzem także dla Rosjan i innych narodów ZSRR. Wynikało to z natury systemu, jaki stworzył i na jakim się przez prawie trzydzieści lat u władzy opierał. Jednakże stosunek do niego, już jako postaci historycznej, w oczach większości naszych wschodnich sąsiadów jest dużo bardziej złożony.
Mimo zbrodni, dla Rosjan, mówię oczywiście o większości opinii, a nie o całości społeczeństwa, Stalin pozostaje przede wszystkim zwycięzcą wojny ojczyźnianej, pogromcą Hitlera, czemu nie da się, mimo jego oczywistych błędów, zaprzeczyć.
Nikt chyba nie ujął tego lepiej niż generał Charles de Gaulle, który po spotkaniu z radzieckim dyktatorem powiedział: „wielki człowiek i wielki zbrodniarz”.
Rzeczywiście, nie da się, zarówno negować zasług Stalina w dziele pokonania największego zła w dziejach nowożytnych dla całego świata, jakim był faszyzm, oraz w budowie pozycji ZSRR a potem Rosji jako światowego mocarstwa. Choć jakim kosztem to się odbyło, to już wiemy. Czy można było lepiej? Też możemy pytać.
Być może z czasem Rosjanie zdobędą się na całościowy osąd tego rozdziału wspólnej historii, ale zapewne nawet i wtedy Stalin pozostanie symbolem zwycięstwa. Zresztą ci, którzy oglądają rosyjską telewizję (tak, państwową), mogą przekonać się naocznie, że współczesne rosyjskie filmy o Drugiej Wojnie Światowej nie unikają również pokazywania „ciemnej strony mocy” tych czasów, włącznie z konsekwencjami błędów i złych rozwiązań.
Od Polaków nie ma co pewnych rzeczy wymagać. Sam bardzo, ale to bardzo niechętnie widziałbym portret Stalina w czasie polskich obchodów, ale to nam nie grozi.
Chciałbym wszelako zauważyć, że w ostatnich tygodniach, już przed tragicznym wypadkiem pod Smoleńskiem, strona rosyjska wykazała się ogromnym zrozumieniem dla naszych ran historycznych i naszego spojrzenia. Trzeba wiele złej woli lub głupoty by tego nie zauważyć. Rosjanie umieli zdobyć się na obiektywizm. A także na widoczne pojednawcze gesty, jak tonowanie odwołań do pewnej aż nadto dobrej znanej postaci w zaplanowanych uroczystościach 9 maja, gdzie Polska ma zająć należne z racji historii miejsce.
My też powinniśmy. Nie powinniśmy oburzać się na akcentowanie roli Stalina i ZSRR w zwycięstwie, jako że i my byliśmy tego, mimo potworności stalinizmu i szarości PRL-u, beneficjentami. Ale mamy prawo do oceny zdecydowanie negatywnej.
Rosjanie wcale też nie oczekują od nas, abyśmy patrzyli na sprawy ich oczami i odpowiednio do tego postępowali w obrębie naszych granic. Nie wymagajmy więc i my.
Stalin? Ten morderca, tyran? Pomniki, plakaty? Jemu?
Nie ma absolutnie co dziwić się takim reakcjom ze strony Polaków, Ukraińców, Litwinów etc. etc. W końcu z naszej perspektywy generalissimus to bezpośredni sprawca dziejowych nieszczęść: 17 września 1939, wielkiego głodu, aneksji, dekad sowieckiej dominacji, by wymienić tylko tyle.
Dyskomfort, jaki odczuwamy, widząc podobiznę sekretarza generalnego przy oficjalnych okazjach, jest w pełni zrozumiały.
Niestety, przejawiamy przy tym tendencję do oczekiwania od Rosjan, aby patrzyli na te sprawy naszymi oczami.
Założenie błędne i naiwne. Oczywiście, że z historycznego punktu widzenia Stalin był zbrodniarzem także dla Rosjan i innych narodów ZSRR. Wynikało to z natury systemu, jaki stworzył i na jakim się przez prawie trzydzieści lat u władzy opierał. Jednakże stosunek do niego, już jako postaci historycznej, w oczach większości naszych wschodnich sąsiadów jest dużo bardziej złożony.
Mimo zbrodni, dla Rosjan, mówię oczywiście o większości opinii, a nie o całości społeczeństwa, Stalin pozostaje przede wszystkim zwycięzcą wojny ojczyźnianej, pogromcą Hitlera, czemu nie da się, mimo jego oczywistych błędów, zaprzeczyć.
Nikt chyba nie ujął tego lepiej niż generał Charles de Gaulle, który po spotkaniu z radzieckim dyktatorem powiedział: „wielki człowiek i wielki zbrodniarz”.
Rzeczywiście, nie da się, zarówno negować zasług Stalina w dziele pokonania największego zła w dziejach nowożytnych dla całego świata, jakim był faszyzm, oraz w budowie pozycji ZSRR a potem Rosji jako światowego mocarstwa. Choć jakim kosztem to się odbyło, to już wiemy. Czy można było lepiej? Też możemy pytać.
Być może z czasem Rosjanie zdobędą się na całościowy osąd tego rozdziału wspólnej historii, ale zapewne nawet i wtedy Stalin pozostanie symbolem zwycięstwa. Zresztą ci, którzy oglądają rosyjską telewizję (tak, państwową), mogą przekonać się naocznie, że współczesne rosyjskie filmy o Drugiej Wojnie Światowej nie unikają również pokazywania „ciemnej strony mocy” tych czasów, włącznie z konsekwencjami błędów i złych rozwiązań.
Od Polaków nie ma co pewnych rzeczy wymagać. Sam bardzo, ale to bardzo niechętnie widziałbym portret Stalina w czasie polskich obchodów, ale to nam nie grozi.
Chciałbym wszelako zauważyć, że w ostatnich tygodniach, już przed tragicznym wypadkiem pod Smoleńskiem, strona rosyjska wykazała się ogromnym zrozumieniem dla naszych ran historycznych i naszego spojrzenia. Trzeba wiele złej woli lub głupoty by tego nie zauważyć. Rosjanie umieli zdobyć się na obiektywizm. A także na widoczne pojednawcze gesty, jak tonowanie odwołań do pewnej aż nadto dobrej znanej postaci w zaplanowanych uroczystościach 9 maja, gdzie Polska ma zająć należne z racji historii miejsce.
My też powinniśmy. Nie powinniśmy oburzać się na akcentowanie roli Stalina i ZSRR w zwycięstwie, jako że i my byliśmy tego, mimo potworności stalinizmu i szarości PRL-u, beneficjentami. Ale mamy prawo do oceny zdecydowanie negatywnej.
Rosjanie wcale też nie oczekują od nas, abyśmy patrzyli na sprawy ich oczami i odpowiednio do tego postępowali w obrębie naszych granic. Nie wymagajmy więc i my.