2010-08-03 01:28:35
Sprawa wydaje się zupełnie jasna.
Oto grupa oszołomów, wspierana przez wiadome siły polityczne, bezczelnie zawłaszczyła sobie krzyż, spontanicznie ustawiony przez dzielnych harcerzy pod Pałacem Prezydenckim w dniach powszechnej żałoby. Banda wspomnianych oszołomów używa teraz szlachetnego symbolu religijnego niczym pistoletu przystawionego do skroni opinii publicznej. Bo przecież jak to ruszyć święty symbol? Ich cel jest prosty: obok manifestowania swego fanatyzmu, zamienienie pałacu, mimo demokratycznej zmiany ekipy, w ośrodek niekończącego się politycznego kotła, katalizatora atmosfery paranoi i histerii, wiadomo w czyim interesie.
Obrzydliwe? I to jeszcze jak. I byłoby bardzo dobrze, gdyby zainteresowane strony, czyli harcerze, kościół i Kancelaria Prezydenta RP, doszły w tej sprawie do porozumienia, aby kłopot, znaczy krzyż, z tego miejsca usunąć.
Tak, byłoby bardzo dobrze i tak właśnie się stało. Jest tylko parę drobiazgów, o których w całej historii zapomnieliśmy lub które, bardziej lub mniej świadomie, mainstreamowe media, przemilczają.
Przede wszystkim krzyż w ogóle nie powinien być postawiony w tym miejscu i ogólna atmosfera żałoby wcale nie usprawiedliwia spontanicznego wyczynu harcerzy.
Pałac Prezydencki nie jest, jakby tego niektórzy pragnęli, żadnym sanktuarium. Jest budynkiem państwowym. Nawet więcej: siedzibą urzędu, niezależnie od tego, kto go w danej chwili piastuje, najwyższego przedstawiciela państwa, strażnika konstytucji. Zaś konstytucja RP wyraźnie zaznacza świecki charakter Rzeczpospolitej. Z punktu widzenia ducha jak i jej litery sprawa jest jasna (choć, jak to często bywa z praktyką, niestety dobrze wszyscy wiemy).
Symbole religijne, a zwłaszcza faworyzowanie jednych nad drugimi, nie mają tam zwyczajnie racji bytu.
I wszystko w sprawie jego przeniesienia byłoby teraz w porządku, gdyby nie kilka drobiazgów.
Na przykład, że ten krzyż, jaskrawa kpina ze świeckiego charakteru państwa, stał tak długo i że stał w ogóle.
A także, co jest nie mniej uderzające, hipokryzja wielu zwolenników jego przeniesienia, którzy normalnie nie mieliby nic przeciwko tej bezczelnej klerykalizacji, gdyby nie stała się narzędziem walki między skłóconymi prawicowymi braćmi.
Tak, są pewne drobiazgi, na zapomnienie których nie możemy sobie pozwalać.
Oto grupa oszołomów, wspierana przez wiadome siły polityczne, bezczelnie zawłaszczyła sobie krzyż, spontanicznie ustawiony przez dzielnych harcerzy pod Pałacem Prezydenckim w dniach powszechnej żałoby. Banda wspomnianych oszołomów używa teraz szlachetnego symbolu religijnego niczym pistoletu przystawionego do skroni opinii publicznej. Bo przecież jak to ruszyć święty symbol? Ich cel jest prosty: obok manifestowania swego fanatyzmu, zamienienie pałacu, mimo demokratycznej zmiany ekipy, w ośrodek niekończącego się politycznego kotła, katalizatora atmosfery paranoi i histerii, wiadomo w czyim interesie.
Obrzydliwe? I to jeszcze jak. I byłoby bardzo dobrze, gdyby zainteresowane strony, czyli harcerze, kościół i Kancelaria Prezydenta RP, doszły w tej sprawie do porozumienia, aby kłopot, znaczy krzyż, z tego miejsca usunąć.
Tak, byłoby bardzo dobrze i tak właśnie się stało. Jest tylko parę drobiazgów, o których w całej historii zapomnieliśmy lub które, bardziej lub mniej świadomie, mainstreamowe media, przemilczają.
Przede wszystkim krzyż w ogóle nie powinien być postawiony w tym miejscu i ogólna atmosfera żałoby wcale nie usprawiedliwia spontanicznego wyczynu harcerzy.
Pałac Prezydencki nie jest, jakby tego niektórzy pragnęli, żadnym sanktuarium. Jest budynkiem państwowym. Nawet więcej: siedzibą urzędu, niezależnie od tego, kto go w danej chwili piastuje, najwyższego przedstawiciela państwa, strażnika konstytucji. Zaś konstytucja RP wyraźnie zaznacza świecki charakter Rzeczpospolitej. Z punktu widzenia ducha jak i jej litery sprawa jest jasna (choć, jak to często bywa z praktyką, niestety dobrze wszyscy wiemy).
Symbole religijne, a zwłaszcza faworyzowanie jednych nad drugimi, nie mają tam zwyczajnie racji bytu.
I wszystko w sprawie jego przeniesienia byłoby teraz w porządku, gdyby nie kilka drobiazgów.
Na przykład, że ten krzyż, jaskrawa kpina ze świeckiego charakteru państwa, stał tak długo i że stał w ogóle.
A także, co jest nie mniej uderzające, hipokryzja wielu zwolenników jego przeniesienia, którzy normalnie nie mieliby nic przeciwko tej bezczelnej klerykalizacji, gdyby nie stała się narzędziem walki między skłóconymi prawicowymi braćmi.
Tak, są pewne drobiazgi, na zapomnienie których nie możemy sobie pozwalać.