Vincent Cassel jako Jacques Mesrine
2009-09-25 20:10:43

Mea culpa
Mesrine: Instynkt śmierci i Wróg publiczny numer jeden
Lustrzane odbicie
Burżuazyjny bohater ludowy?



Mea culpa



Po moim poprzednim wpisie tu na blogu rozmawiałem z Kubą Majmurkiem. Nie oponował co prawda specjalnie, że Wrogowie publiczni Michaela Manna schodzą na manowce populizmu i nie są propozycją krytyczną, ale uświadomił mi, że najpewniej potraktowałem Manna stanowczo za ostro. Podesłał mi ten oto esej Jean-Baptiste'a Thoreta poświęcony poprzedniemu filmowi reżysera, kinowej wersji Miami Vice. Przyznaję się bez bicia, że widziałem tylko niektóre filmy Manna i akurat te, których nie widziałem, czyli jego debiut czy właśnie Miami Vice (który mi umknął, bo był w kinach w najbardziej nomadycznym okresie mojego życia), wskazywać mają u Manna na jego orientację znacznie bardziej krytyczną, niż to by się wyłaniało z mojego niedawnego wywodu. Również bez bicia przyznam się i do tego, że słowa Thoreta brzmią niezwykle przekonująco, więc całkiem możliwe, że ma rację, a w tej sytuacji pozostaje mi powiedzieć… mea culpa.

Wrogów publicznych - zamiast odsądzać ich od ideologicznej mistyfikacji – należałoby więc może raczej traktować jako próbę czegoś znacznie ciekawszego, która się po prostu nie powiodła, dała się złapać w pułapkę (również estetyczną: te ujęcia, w których można było liczyć rzęsy i pory na twarzy Marion Cotillard, to była już przesada - High Definition ma swoje wyraźne wady). A niepowodzenie to jednak stanowczo nie to samo, co zła wola i mataczenie.

Wobec tego muszę w najbliższym czasie poszukać Miami Vice. Oto jedna z korzyści z prowadzenia bloga: można zaryzykować średnio zweryfikowaną tezę, po to, żeby się szybko dowiedzieć czegoś nowego, choćby i tego, że się prawdopodobnie nie miało racji.

Mesrine: Instynkt śmierci i Wróg publiczny numer jeden



Na ekranach londyńskich kin szaleje tymczasem film, który ma parę rzeczy wspólnych z ostatnim filmem Manna, ale też wiele go różni. Przede wszystkim jest bez porównania lepszy (również estetycznie) i jest przykładem kina, którego wysiłek podejścia do rzeczywistości krytycznie wieńczy ogromny sukces. No i pochodzi znad Sekwany. Podobieństwa są z kolei np. takie, że również opowiada o legendarnym złodzieju rabującym banki (w tej roli znany z Nienawiści Kassovitza i Nieodwracalnego Gaspara Noé Vincent Cassel).

Film występuje w liczbie dwóch. Pierwsza część nosi tytuł Mesrine: L'instinct de mort, druga Mesrine: L’ennemi public no 1. Poszerza to epicki rozmach filmu, pozwala na rozbudowanie fabuły, ale nie tylko. Pierwszy i drugi film opowiadają kolejne etapy życia tego samego człowieka, legendarnego rabusia lat 60. i 70. XX wieku, ale na wyższym poziomie uogólnienia każdy przenosi punkt ciężkości na nieco inne problemy.

Lustrzane odbicie



Pierwsza część oparta między innymi na napisanej w czasie jednego z jego pobytów w więzieniu autobiografii Mesrine’a zatytułowanej właśnie Instynkt zabójcy. Powraca w niej motyw lustra – przede wszystkim w scenografii, ale przywołuje go także tych kilka scen, w których ekran podzielony jest na kilka mniejszych, pokazujących jedną sytuację z kilku różnych punktów widzenia symultanicznie, jakby bohaterowie odbijali się w rozstawionych w różnych miejscach przestrzeni lustrach (choć jednocześnie jest to skuteczny chwyt nadający filmowi poetykę retro, skojarzyło mi się to z czołówkami starych kryminalnych seriali telewizyjnych).

Jednym z głównych problemów, jakie w pierwszym filmie wydaje się rozwijać reżyser Jean-François Richet, jest konsekwentnie prowadzona teza, że będący postrachem mieszczańskiego społeczeństwa rabuś jest nim wcale nie dlatego, że – jak sądzą sami mieszczanie (w tym jego drobnomieszczańscy rodzice) – odrzuca i przeczy normom etycznym, społecznym i innym społeczeństwa mieszczańskiego. Jest nim dlatego, że jest zwierciadłem, w którym to społeczeństwo ma nieprzyjemność być zmuszone widzieć całą prawdę o sobie, choćby tę jej część, że własność i kradzież to zwykle to samo, że wejść w posiadanie dużych pieniędzy nie można inaczej jak odbierając je przemocą innym. Mesrine robi to jedynie, odzierając tę prawdę ze wszystkich mistyfikacji społeczeństwa, którego jest tak naprawdę nieodrodnym dzieckiem.



Gérard Depardieu i Vincent Cassel



Mesrine ucieleśnia w zradykalizowanej postaci wiele rysów burżuazyjnych ideologii kapitalizmu w ogóle i jego francuskiego inwariantu w szczególności. Jest bezwstydnym rasistą, szczególnie wobec Arabów, do czego został wytresowany w Algierii (przypominają się tezy na temat Francji w Algierii i kapitalizmu z jego ideologiami w tym kontekście postawione przez Oliviera LeCour Grandmaisona w pracy Coloniser – exterminer [fragment tutaj]). Jest męskim szowinistą, który przygruchał sobie łatwą do zdominowania żonę z faszystowskiej Hiszpanii, gdzie jeździł na podryw. Dzięki nieznajomości języka (którego dopiero z czasem się trochę uczy) można ją traktować protekcjonalnie, tym skuteczniej trzymać w domu, z dziećmi i przy garach, bezradną w przestrzeni publicznej. Kiedy żona ośmiela się mieć własne zdanie, Mesrine nie waha się przed użyciem wobec niej przemocy – na oczach swoich przyjaciół i dzieci.

Mesrine ma po mieszczańsku wybujałe ego. Krew go zalewa za każdym razem, gdy mówiący o nim dziennikarze telewizyjni niepoprawnie wymawiają jego nazwisko (wymawiają „s”, a powinno być nieme). Gra o te same stawki, co otaczające go burżuazyjne społeczeństwo: o wyznaczniki prestiżu, komfortu i sukcesu ekonomicznego. W tym celu traktuje swoje społeczne otoczenie w sposób instrumentalny i zreifikowany, jako narzędzia lub przeszkody na drodze do pieniędzy.

Kiedy z kolei Mesrine trafia do kanadyjskiego więzienia, aparat represji państwa burżuazyjnego poddaje go okrutnemu i wyrafinowanemu połączeniu nagiej przemocy fizycznej i kompleksowych tortur psychicznych. W ekstatycznej, niemal wręcz bezinteresownej nadwyżce przemocy, która się tam ujawnia, społeczeństwo burżuazyjne wydaje się wyżywać z buzującego w nim nadmiaru skumulowanej przemocy, która (zwłaszcza w wymiarze ekonomicznym) stanowi jego codzienność, oficjalnie jednak wypieraną i dobrze maskowaną płaszczykiem prawa i obyczaju.

Burżuazyjny bohater ludowy?



Mesrine elektryzuje swoje społeczeństwo, bo odrzuca kierat podporządkowujący całe życie codziennym rygorom akumulacji kapitału, które skutecznie temperują większość tych, którzy poważnie biorą bajki kapitalizmu o tym, że każdy może w tym systemie w pełni zrealizować swoją osobowość. Postanawia bez skrupułów tę swoją osobowość – przez zdobycie upragnionych wyznaczników ekonomicznego sukcesu – zrealizować, nie oglądając się na żadne ograniczenia norm życia codziennego chociażby. Zafascynowana nim masowa publiczność przeżywa w nim jako herosie stłamszone pragnienie własnej wolności, marzenie o realizacji siebie zwolnionej z konieczności codziennego zginania karku przed szefem czy dyktatem rynku.


Cécile de France



Druga część filmu na szerszą skalę podejmuje właśnie wątek funkcjonowania Mesrine’a w przekazie środków masowej tzw. komunikacji. Przekaz ów włącza Mesrine’a do talii kart z wizerunkami mniej lub bardziej heroicznych bohaterów, mniej lub bardziej antyheroicznych antybohaterów, pochodzących z bardzo różnych porządków. Miesza je wszystkie i tasuje, włączając w jedną grę. Im dalej w film, tym wyraźniej malowany jest przed oczyma widza sens tego procederu. Kiedy ludzi takich jak Mesrine uda się w publicznym odczuciu wymieszać z ludźmi, którzy wierzą, że naprawdę o coś walczą i tymi, którzy naprawdę o coś walczą, wtedy udaje się rozmazać – a po stronie odbiorcy nieraz nawet po prostu znieść – sens każdej walki, sensowną oraz błądzącą, ale uzasadnioną, zrównać z zupełnie bezsensowną czy z czystym egoizmem. Do tego stopnia, że udaje się w tę grę aktywnie wkręcić nawet same podmioty zredukowane do roli kart w tej talii. Kiedy aresztowany w Kanadzie Mesrine krzyczy do zgromadzonych dziennikarzy Vive le Quebec libre!, całkiem możliwe, że robi to szczerze. Kiedy potem knuje w Paryżu, dobrze już widzowi znany jako bezceremonialny rasista, najwyraźniej zaczyna wierzyć, że coś go w głębi łączy z Ludowym Frontem Wyzwolenia Palestyny…

Jarosław Pietrzak




poprzedninastępny komentarze