Cannes 2009: 13-24 maja
2009-05-09 06:33:13
W dniach od 13 do 24 maja w Cannes odbędzie się 62. Międzynarodowy Festiwal Filmowy, najważniejsza, największa i najbardziej prestiżowa tego rodzaju impreza na świecie. Stanowi ona jedną z najważniejszych instancji - jakby to powiedział Bourdieu - konsekracji specyficznej w świecie filmu.

Pracom jury konkursu głównego przewodniczyć będzie wybitna francuska aktorka (dwukrotnie nagrodzona w Cannes, aż czternaście filmów z jej udziałem prezentowanych było dotychczas w Cannes w konkursie głównym) Isabelle Huppert (na zdjęciu).



Zdeklarowana feministka, gwiazda filmów gigantów europejskiego kina krytycznego, marksizującego: Claude’a Chabrola i Michaela Haneke. Po raz pierwszy w historii festiwalu ponad połowę składu jury stanowić będą kobiety. Będą to: włoska aktorka i realizatorka filmów dokumentalnych Asia Argento (Charlotta Sabaudzka w Królowej Margot Patrice’a Chéreau), indyjska aktorka Sharmila Tagore (zbieżność nazwisk z Rabindranathem nieprzypadkowa, znana z Mississippi Masala), chińska aktorka Shu Qi oraz ich amerykańska koleżanka Robin Wright Penn (Jenny w Forreście Gumpie; żona zeszłorocznego przewodniczącego jury Seana Penna). Panowie wchodzący w skład jury to: turecki reżyser Nuri Bilge Ceylan (nagordzony w Cannes w zeszłym roku za Trzy małpy), amerykański reżyser James Gray (twórca zeszłorocznego uczestnika konkursu głównego Two Lovers, pięknej kameralnej opowieści o miłości w królestwie konieczności - dystrybucji w Polsce do dzisiaj chyba wciąż nikt nawet nie zapowiada), brytyjski pisarz pochodzenia pakistańskiego Hanif Kureishi (scenarzysta jednego z klasyków brytyjskiego kina gejowskiego, Mojej pięknej pralni Stephena Frearsa, autor powieści Intymność sfilmowanej przez Patrice’a Chéreau) oraz koreański pisarz, reżyser teatralny i filmowy, były minister kultury Korei Południowej (2003-2004) Chang-dong Lee.

Przewodniczącym jury pozakonkursowej sekcji Un Certain Regard będzie twórca rewelacji zeszłorocznego Cannes, drapieżnej filmowej biografii Giulio Andreottiego Il Divo, Paolo Sorrentino. Przewodniczącym jury Caméra d’Or (wybierającego najlepszy debiut reżyserski) jest francuski aktor marokańskiego pochodzenia Roschdy Zem (Moja ulubiona pora roku i Nie całuję André Téchiné).

Trudno teraz powiedzieć, czy festiwal będzie imprezą równie polityczną, jak w zeszłym roku. Na imprezie tej rangi filmy mają swoje swiatowe premiery i prawie nikt ich jeszcze nie widział. Zapowiada się jednak gorąco.




Do konkursu głównego zakwalifikowano 20 filmów. Są wśród nich najnowsze dzieła europejskich twórców kina radykalnie lewicowego: Michael Haneke (Pianistka, Kod nieznany) zaprezentuje Das Weisse Band, Ken Loach (legendarny Kes czy nagordzony canneńską Złotą Palmą Wiatr buszujący w jęczmieniu) przedstawi Looking for Eric (w tytule chodzi o Erica Cantonę), a Marco Bellocchio (Pięści w kieszeni) pojawi się z Vincere (o zakochanej i uwiedzionej także politycznie przez Mussoliniego socjalistce Idzie Dalser). W kokursie znalazł się też najnowszy film palestyńskiego reżysera Elii Suleimana (twórca opowieści o palestyńskich kochankach w pułapce izraelskiej okupacji Intervention divine, Nagroda Jury w Cannes 2002) - The Time That Remains, który zapowiada się jako epopeja o dziesięcioleciach cierpień Palestyńczyków. Będzie też Los abrazos rotos Hiszpana Pedro Almodóvara (Wszystko o mojej matce), Antychryst Duńczyka Larsa von Triera (Dogville), Bright Star nowozelandzkiej feministki Jane Campion (Złota Palma za Fortepian), Taking Woodstock Tajwańczyka Anga Lee (Brokeback Mountain), Visage urodzonego w Malezji Tajwańczyka Tsai Ming-lianga, Kinatay Brilliante Medozy z Filipin (reprezentujący tamtejsze realistyczne kino społeczne). Quentin Tarantino, który ma już na koncie Złotą Palmę za Pulp Fiction oraz przynanie w 2004 (był przewodniczącycm jury) Złotej Palmy Michealowi Moore’owi za Fahrenheit 9/11, zaprezentuje Inglourious Basterds o Żydach mordujących nazistów w czasie II wojny światowej.

Pełna lista filmów konkursowych i dostęp do informacji o sekcjach pozakonkursowych znajdują się tutaj.

Zgodnie z już wieloletnią tradycją, w Cannes nie zostanie pokazany żaden pełnometrażowy film polski. Nie tylko w konkursie głównym, ale też w żadnej z sekcji pozakonkursowych Selekcji Oficjalnej ani nawet w przeglądach towarzyszących. Jedynie kilka krótkich metraży. Ciekawe, ilu z ich autorów zdoła w ciągu najbliższych pięciu lat zadebiutować w pełnym metrażu? Już się tak zdarzało, że prezentacja krótkiego metrażu w Cannes skazywała następnie w Polsce młodego reżysera na długie lata żebrania o możliwość realizacji następnego filmu (Bromski z Zanussim poczuli się zagrożeni?).

Polski Instytut Sztuki Filmowej robi więc dobrą minę do złej gry i ogłasza, że polska kinematografia jest oto triumfująco obecna w Cannes, bo przecież PISF dorzucił parę groszy do... konkursowego Antychrysta Larsa von Triera*.

Ciekawe, czy PISF powtórzy swoje wybryki z zeszłorocznego Cannes** (wyjątkowo poza konkursem została wtedy pokazana jedna polska fabuła, Cztery noce z Anną Skolimowskiego)? Władze Instytutu nie potrafią zrozumieć, że samymi działaniami marketingowymi nie sprawią, że polskie kino zaistnieje na świecie. Do tego potrzebne są dobre filmy, które można by tych działań promocyjnych uczynić przedmiotem, a których powstawania PISF raczej nie umożliwia, angażując prawie całe środki w prawicową politykę historyczną i eskapistyczne bzdury. Garść przedstawionych wyżej informacji (kto w jury i kto w konkursie) stanowi dość jasną przesłankę do odpowiedzi na pytanie, dlaczego Cannes, które jest i zawsze chciało być przeglądem kina z całego świata, akurat naszym kinem nie jest zainteresowane w ogóle, i to już od bardzo dawna.



*Konia z rzędem temu, kto mi przedstawi racjonalne uzasadnienie dla finansowania przez utrzymywany z opodatkowania polskiego rynku audiowizualnego Polski Instytut Sztuki Filmowej, mający ustawowe zadanie wspierania krajowej kinematografii, współfinansuje duńskiego filmowca (tak jak wcześniej dofinansował paru innych zachodnich filmowców), którego pozycja na światowym rynku filmowym jest mocniejsza niż jakiegokolwiek filmowca polskiego, więc i bez PISFu by sobie poradził. Podczas gdy filmowcy polscy, gdy nie są Wajdą, Bromskim, Machulskim czy Zanussim, co krok słyszą komunikat o "braku środków".

**Zamiast finansować lepsze projekty, umożliwić wejście do kina nowych pokoleń i nie marnować publicznych środków na filmowe brednie, PISF wolał np. sfinansować w czasie MFF Cannes 2008 kilka stron w amerykańskim „Variety” i tam promować… Kwiecińskiego, Wajdę i oczywiście sam PISF. W ramach zeszłorocznego Cannes PISF zorganizował też ogromne przyjęcie, o którego budżecie krążyły legendy, a na które nie wpuszczono przedstawicieli zagranicznych producentów szukających kontaktów koprodukcyjnych, bo organizatorzy nie wiedzieli kim oni są! Ale PISF nie przestaje być sobą zachwycony. Co tam polskie kino, grunt, że Agnieszka Odorowicz mogła się dobrze zabawić w majowym słońcu na francuskiej Rivierze, za publiczne pieniądze.


poprzedninastępny komentarze