2013-02-03 16:57:45
Minął rok po tym, jak Leszek Miller wrócił ponownie na fotel przewodniczącego SLD. Okazało się to dla znokautowanej po wyborczej klęsce partii sukcesem. SLD miało już nie być. Nie jeden wysłał już tę partię na tamten świat. Były premier postawił partię na nogi. To niezaprzeczalny sukces.
Ostatnie wybory parlamentarne. Hasło wyborcze "Jutro bez obaw” okazało się kompletną klapą. Nazajutrz bowiem nikt nie miał wątpliwości, że obawy są i to uzasadnione. Najgorszy wynik wyborczy w historii SLD stał się faktem. Masa błędów popełniona przez ówczesne kierownictwo została przez wyborców zauważona. I słusznie. Nie ma bowiem nic bardziej odpychającego od polityki, niż nieumiejętność wyciągania wniosków. I skuteczne ich korygowanie.
Sojuszowi ewidentnie groził rozłam. Po wyborczej klęsce malutki klub parlamentarny bardzo szybko zaczynał topnieć. Bowiem już na samym początku rewolty dokonał, na plecach i pod szyldem SLD, poseł Sławomir Kopyciński. Choć tuż przed wyborami, ostrzegał wyborców przez liderem ruchu własnego poparcia, którego w końcu szeregi zasilił. Postawienie SLD na nogi w takiej sytuacji z pewnością nie było łatwe. Tym bardziej, że na politycznej scenie pojawili się antyklerykalni biznesmeni, marzący o powrocie XIX- wiecznego kapitalizmu.
Mainstream już wieszczył pożarcie. Ruch Palikota bowiem miał stać się nadzieją „lewicy” na przyszłość. Weryfikacja poglądów lidera ruchu swojego imienia przyszła jednak dość szybko. Nie ma bowiem lepszego politycznego sprawdzam, niż sejmowe głosowania. Jak więc w kluczowych sprawach głosował Ruch Palikota? Jednoznacznie antylewicowo. Swoista mgła ze złudzeń opadła bardzo szybko.
W przypadku Ruchu Palikota trudno powiedzieć, co ma napisane w programie. Jeśli bowiem zanalizujemy to, co od początku tego ruchu padało w różnych wypowiedziach, to otrzymamy kakofonię dźwięków. Najczęściej pobrzmiewała neoliberalna retoryka, co zresztą wielokrotnie przyznawali posłowie Ruchu Palikota, z Andrzejem Rozenkiem na czele. Z kolei SLD ma umiarkowanie, ale jednak lewicowy program. Najbardziej prospołeczny w polskim Sejmie. Głosowania w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego do 67. roku życia rozwiało chyba wszelkie wątpliwości. Thatcheryści ramie w ramię z Tuskiem i Rostowskim zafundowali Polakom zapieprz do 67 roku życia, mimo iż i tak pracują najdłużej w Europie. Podobnie było w sprawie podniesienia płacy minimalnej, której przeciwstawia się Ruch Palikota. Równie skandalicznie, z lewicowego punktu widzenia, zachował się Ruch Palikota podczas głosowania w sprawie podatku od instytucji finansowych, którego wprowadzenie na poziomie 0,25 proc. zasiliłoby budżet kwotą ok. 2 mld zł rocznie. Palikotowcy byli za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu wraz z rządzącą koalicją. Nie ma wątpliwości, że zapleczem ideowym Ruchu Palikota nie jest już Piotr Ikonowicz, lecz Łukasz Gibała, wierny wyznacznik Iron Lady.
Strategia stawiania Sojuszu na nogi opłaciła się. Leszek Miller udowodnił tym samym, że jeszcze nie skończył. Ale wyzwania pozostają. Podstawowe pytanie na dziś brzmi, czy Leszek Miller wytrzyma w konsekwentnej krytyce rządzącej koalicji. Oby majowy kongres lewicy, pod przywództwem SLD, był początkiem końca prawicowej hegemonii. Na lewicy bowiem nie brakuje lewicowych perełek. Czas po nie sięgnąć i wesprzeć swoim czerwonym i otwartym sercem. Sojusz od ponad roku już bowiem jest na kursie i na ścieżce po zwycięstwo. Konsekwencja w tym wytrwaniu będzie gwarantem społecznego zaufania. Wbrew tym wszystkim, którzy chcieliby SLD zapisać do drużyny Olka, Janusza czy Marka i całej tej rzeszy politycznych arywistów. Pozostaje jednak wciąż otwarte pytanie, ile wytrzyma Leszek Miller w konsekwentnej krytyce rządów PO, bowiem problemem SLD było zawsze odejście od socjalnej retoryki zaraz po tym, jak tylko dochodził do władzy.
Tweetnij
Ostatnie wybory parlamentarne. Hasło wyborcze "Jutro bez obaw” okazało się kompletną klapą. Nazajutrz bowiem nikt nie miał wątpliwości, że obawy są i to uzasadnione. Najgorszy wynik wyborczy w historii SLD stał się faktem. Masa błędów popełniona przez ówczesne kierownictwo została przez wyborców zauważona. I słusznie. Nie ma bowiem nic bardziej odpychającego od polityki, niż nieumiejętność wyciągania wniosków. I skuteczne ich korygowanie.
Sojuszowi ewidentnie groził rozłam. Po wyborczej klęsce malutki klub parlamentarny bardzo szybko zaczynał topnieć. Bowiem już na samym początku rewolty dokonał, na plecach i pod szyldem SLD, poseł Sławomir Kopyciński. Choć tuż przed wyborami, ostrzegał wyborców przez liderem ruchu własnego poparcia, którego w końcu szeregi zasilił. Postawienie SLD na nogi w takiej sytuacji z pewnością nie było łatwe. Tym bardziej, że na politycznej scenie pojawili się antyklerykalni biznesmeni, marzący o powrocie XIX- wiecznego kapitalizmu.
Mainstream już wieszczył pożarcie. Ruch Palikota bowiem miał stać się nadzieją „lewicy” na przyszłość. Weryfikacja poglądów lidera ruchu swojego imienia przyszła jednak dość szybko. Nie ma bowiem lepszego politycznego sprawdzam, niż sejmowe głosowania. Jak więc w kluczowych sprawach głosował Ruch Palikota? Jednoznacznie antylewicowo. Swoista mgła ze złudzeń opadła bardzo szybko.
W przypadku Ruchu Palikota trudno powiedzieć, co ma napisane w programie. Jeśli bowiem zanalizujemy to, co od początku tego ruchu padało w różnych wypowiedziach, to otrzymamy kakofonię dźwięków. Najczęściej pobrzmiewała neoliberalna retoryka, co zresztą wielokrotnie przyznawali posłowie Ruchu Palikota, z Andrzejem Rozenkiem na czele. Z kolei SLD ma umiarkowanie, ale jednak lewicowy program. Najbardziej prospołeczny w polskim Sejmie. Głosowania w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego do 67. roku życia rozwiało chyba wszelkie wątpliwości. Thatcheryści ramie w ramię z Tuskiem i Rostowskim zafundowali Polakom zapieprz do 67 roku życia, mimo iż i tak pracują najdłużej w Europie. Podobnie było w sprawie podniesienia płacy minimalnej, której przeciwstawia się Ruch Palikota. Równie skandalicznie, z lewicowego punktu widzenia, zachował się Ruch Palikota podczas głosowania w sprawie podatku od instytucji finansowych, którego wprowadzenie na poziomie 0,25 proc. zasiliłoby budżet kwotą ok. 2 mld zł rocznie. Palikotowcy byli za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu wraz z rządzącą koalicją. Nie ma wątpliwości, że zapleczem ideowym Ruchu Palikota nie jest już Piotr Ikonowicz, lecz Łukasz Gibała, wierny wyznacznik Iron Lady.
Strategia stawiania Sojuszu na nogi opłaciła się. Leszek Miller udowodnił tym samym, że jeszcze nie skończył. Ale wyzwania pozostają. Podstawowe pytanie na dziś brzmi, czy Leszek Miller wytrzyma w konsekwentnej krytyce rządzącej koalicji. Oby majowy kongres lewicy, pod przywództwem SLD, był początkiem końca prawicowej hegemonii. Na lewicy bowiem nie brakuje lewicowych perełek. Czas po nie sięgnąć i wesprzeć swoim czerwonym i otwartym sercem. Sojusz od ponad roku już bowiem jest na kursie i na ścieżce po zwycięstwo. Konsekwencja w tym wytrwaniu będzie gwarantem społecznego zaufania. Wbrew tym wszystkim, którzy chcieliby SLD zapisać do drużyny Olka, Janusza czy Marka i całej tej rzeszy politycznych arywistów. Pozostaje jednak wciąż otwarte pytanie, ile wytrzyma Leszek Miller w konsekwentnej krytyce rządów PO, bowiem problemem SLD było zawsze odejście od socjalnej retoryki zaraz po tym, jak tylko dochodził do władzy.
Tweetnij