2016-08-16 17:44:30
W Polsce nie brakuje mitów. Są one swoistym spoiwem, które łączyć ma elity z resztą społeczeństwa. kolejna rocznica powstania NZSS „Solidności” to kolejny mit, który ma sprawić, że poczujemy się lepsi, pewną wspólnotą. Mity jednak powinny być tam, gdzie ich miejsce. W mitologii.
Powstaniu Solidarności towarzyszyła euforia związana z poluzowaniem autorytarnego gorsetu. To swoisty fenomen, że do związku zawodowego należało 10 milionów członków. Dziś to nie do powtórzenia. Bowiem dziś przynależność do związku zawodowego to odwaga, za którą niekiedy wylatuje się z pracy, w najlepszym wypadku pracownik zgadza się na jawny wyzysk, gdyż wie, że nie ma innego wyjścia a na jego miejsce są kolejni. Co rusz chce ograniczać się ów mityczne przywileje związkowe. Co ciekawe, najchętniej robią to ci, którzy w każda rocznicę powołują się na „dziedzictwo Solidarności”.
Tak, te 10 milionów członków Solidarności to fenomen. Fenomen to tym większy, iż to głównie robotnicy wynieśli intelektualistów do władzy, ponieśli największy koszt. Bowiem po 1989 roku politycy związani z obozem solidarności rządzili, z marnym skutkiem. Ciekawe, czy tak ochoczo poparcie uzyskał by dziś program, który doprowadził trzy miliony obywateli do bezrobocia oraz wyprzedaży majątku narodowego. Dziś polskie państwo może szczycić się tanią siłą roboczą oraz byciem montownią Europy. Lech Wałęsa obiecał każdemu po 100 milionów. Starczyło tylko dla niego.
Nieżyjący już prof. Tadeusz Kowalik, ekonomista związany z Solidarnością, zauważył- „Najbardziej masowy ruch pracowniczy dokonał przewrotu, z którego wyłonił się jeden z najbardziej niesprawiedliwych ustrojów społecznych, jakie zna historia powojennej Europy”. No, ale niesprawiedliwość to cecha charakterystyczna dla naszego społeczeństwa, które ceni sobie egoizm i indywidualizm. Jakie społeczeństwo, takie dziedzictwo mitycznej „Solidarności”.
Kiedy związkowcy podpisywali porozumienia sierpniowe, byli bohaterami. Protestując dziś, są menelami, roszczeniowcami, którzy domagają się respektowania praw pracowniczych w kraju, gdzie jest to niewskazane.
Powstaniu Solidarności towarzyszyła euforia związana z poluzowaniem autorytarnego gorsetu. To swoisty fenomen, że do związku zawodowego należało 10 milionów członków. Dziś to nie do powtórzenia. Bowiem dziś przynależność do związku zawodowego to odwaga, za którą niekiedy wylatuje się z pracy, w najlepszym wypadku pracownik zgadza się na jawny wyzysk, gdyż wie, że nie ma innego wyjścia a na jego miejsce są kolejni. Co rusz chce ograniczać się ów mityczne przywileje związkowe. Co ciekawe, najchętniej robią to ci, którzy w każda rocznicę powołują się na „dziedzictwo Solidarności”.
Tak, te 10 milionów członków Solidarności to fenomen. Fenomen to tym większy, iż to głównie robotnicy wynieśli intelektualistów do władzy, ponieśli największy koszt. Bowiem po 1989 roku politycy związani z obozem solidarności rządzili, z marnym skutkiem. Ciekawe, czy tak ochoczo poparcie uzyskał by dziś program, który doprowadził trzy miliony obywateli do bezrobocia oraz wyprzedaży majątku narodowego. Dziś polskie państwo może szczycić się tanią siłą roboczą oraz byciem montownią Europy. Lech Wałęsa obiecał każdemu po 100 milionów. Starczyło tylko dla niego.
Nieżyjący już prof. Tadeusz Kowalik, ekonomista związany z Solidarnością, zauważył- „Najbardziej masowy ruch pracowniczy dokonał przewrotu, z którego wyłonił się jeden z najbardziej niesprawiedliwych ustrojów społecznych, jakie zna historia powojennej Europy”. No, ale niesprawiedliwość to cecha charakterystyczna dla naszego społeczeństwa, które ceni sobie egoizm i indywidualizm. Jakie społeczeństwo, takie dziedzictwo mitycznej „Solidarności”.
Kiedy związkowcy podpisywali porozumienia sierpniowe, byli bohaterami. Protestując dziś, są menelami, roszczeniowcami, którzy domagają się respektowania praw pracowniczych w kraju, gdzie jest to niewskazane.