Niefotogeniczność
2010-03-15 11:55:35
Blog mi się utekstowił, a obiecałam zdjęcia. Zatem nadrabiam zaległości.


Miesiąc temu poszłam się przejść po mojej dzielnicy. Śniegu było tyle, co dzisiejszej nocy, za to ludzi na ulicach prawie w ogóle. Miasto kompletnie ucichło, bo raz: śnieg wygłusza huk samochodów, dwa: te jeżdżą wolniej, trzy: wielu kierowców woli nie ryzykować jazdy w takich warunkach, cztery: to był weekend, więc panie sprzątały mieszkania, panowie leżeli przed telewizorami.

Mieszkam tu od niedawna. Ulica Poli Gojawiczyńskiej okazała się dużo dłuższa niż sądziłam. Znalazłam na niej tablicę poświęconą imienniczce. Na skwerku koło mojego domu - tablicę o Marii Jurgielewiczowej. Dwie w odległości niecałego kilometra to niezły bilans jak na upamiętnione kobiety. Na blokach lód zamarzł tak, jak zamarza wodospad. Spod białości podwórek wystawały tylko jaskrawe kolory skrzynek na antypoślizgowy piasek. Gawrony myły skrzydła w śniegu i wyglądało to na niezłą zabawę. Na nieodśnieżonym chodniku były ślady psich łap. Żadna ich kupa nie śmierdziała, bo wszystkie zamarzły. W parku trzy psy dostały szaleju. Na ulicy Próchnika wciąż wisi tablica o przedwojennym socjaliście. Na moim podwórku sąsiedzi wytrwale i starannie dbają o gołębie, wróble i sikorki. Czasem przylatuje tu kaczka.

Myślałam: może o to w tym wszystkim chodzi. Żeby ślady ludzi przeplatały się ze śladami zwierząt. Żeby ptaki miały gdzie umyć skrzydła, a podczas mrozów zjeść. Żeby kaczka była bezpieczna. Żeby śnieg wyciszał to miasto i wpadał w kiszki jak lek uspokajający. Na co komu wszystkie te walki, gorączki, lepsze światy i postulaty?

Nie zrobiłam zdjęć śladom, ptakom, psom, wzorom z lodu na ścianach domów, karmnikom. Zrobiłam za to śmietnikowi zamykanemu na domofon (brawo dla osoby, która zostawiła fotel przed bramą pałacu). To absolutny zwycięzca w moim rankingu: "Forteca Śmietnik". Co prawda ma on jeden mankament: kraty są na tyle szerokie, że głodny kot wejdzie do środka i, złodziej parszywy, dorwie się do towaru. Ale bezdomny pies już nie przejdzie. Najlepiej strzeżone odpadki w mieście. Żaden szczwany darmozjad nie skorzysta. Wygrywa ten, kto ma kod albo kluczyk.

To co dobre nie jest fotogeniczne. Nie motywuje, nie uruchamia, nie budzi. Wydaje się zbyt błahe, kiczowate, sielankowe. Czy chce nam się wstawać rano tylko dzięki temu, czemu się sprzeciwiamy? Czy tylko to pobudza nasze umysły i zmysły, tylko to nas ożywia? Czy pozytywne przeżycie, wzruszenie, wyciszenie, wreszcie szczęście - skandal nad skandalami - może być dystynktywne lub przynajmniej poza skalą obciachu? Może być tematem? Czy to, co odarte z dystynkcji, możemy jawnie przeżywać? A przecież jeśli wracać do piękna to tylko jako do przeżywania, na przekór zdystansowanej ocenie. Tylko że afirmacja jest tak ryzykowna jak wzruszenie podczas czytania wierszy, jak pokazanie łez, jak słabość do popcornu lub romantycznych powieści, jak głośny, bezinteresowny śmiech. Śmiech bez szyderstwa, tylko z radości.

Poniższe zdjęcia zrobiłam dzisiejszej nocy. Moje faworytne ławeczki, królowa dzielni, podwórko perły spółdzielczości warszawskiej i... i co? Drzewa? Kto fotografuje drzewa?! Chyba ja. Ten mnie kawałek, który pod osłoną nocy i miejskiej ciszy nie boi się obciachu i stoi jak wryty na widok złotego światła latarń.














poprzedninastępny komentarze