2011-08-03 14:47:29
Potem był apel poległych. Pułk wojska strzelał wśród bloków tak, że dzieci płakały, psy wyły, koty uciekały, bębenki pękały. Kultura wojny. Wzywano kolejne oddziały. Wołano kolejnych bohaterów. Kilku mi wśród nich zabrakło, więc sama ich zawołam:
Wzywam kobiety ukrywające się w piwnicach.
Wzywam kobiety, którym dowódcy odmówili broni i wyznaczyli role sanitariuszek.
Wzywam kobiety i mężczyzn, którzy nie chcieli walczyć, bo uważali, że powstanie nie ma sensu, ale nikt ich nie słuchał.
Wzywam dzieci, które umarły z powodu głodu, odwodnienia i chorób.
Wzywam rodziców tych dzieci.
Wzywam starych ludzi, którzy spłonęli w pożarach, od bomb, kul, pod gruzami, bo nie byli w stanie uciec.
Wzywam ich dzieci.
Wzywam ludzi, którzy zginęli z powodu niesłusznych oskarżeń o szpiegostwo i zdradę.
Wzywam ludzi, którzy zginęli z powodu wycieńczenia organizmu.
Wzywam ludzi, którzy zostali bezdomni, bo ich domy zajęli powstańcy, bo ich domy spłonęły, bo ich domy były tygodniami na linii ognia.
Wołam dziewczynki i chłopców wysyłanych na śmierć w ubraniach dorosłych, w imię pomysłów dorosłych.
Wzywam prostytutki, którym partyzanci kazali udzielać sobie usług za darmo pod groźbą rozstrzelania.
Wzywam dziewczyny i kobiety gwałcone przez żołnierzy wszelkich partyzantek i oddziałów.
Wzywam kobiety zastrzelone na ulicach, na które wyszły w poszukiwaniu wody i żywności dla bliskich.
Wołam wszystkich przypadkowych przechodniów, którzy zginęli od kul i bombardowań.
Wzywam Żydów i Żydówki, którzy przyłączyli się do oddziałów partyzanckich w Warszawie ukrywając swoje żydostwo, bo groziło to śmiercią.
Wzywam Żydówki i Żydów, którzy ukrywali się podczas powstania przed Polakami.
Wzywam Żydówki i Żydów zamordowanych podczas powstania.
Wzywam aprowizatorki rodzin, sąsiadów i bliskich, które starały się, by cywile nie umierali z głodu i pragnienia, podczas gdy mężczyźni mieli tu swój karnawał i walczyli o swój po męsku skrojony honor.
Wzywam tych, którzy boją się szczęku karabinów i zatykają uszy na hasło „salwa honorowa”.
Wzywam tych, których nie stać było na łapówki, by stąd uciec.
Wzywam cywili, których honor i godność nie była dla nikogo istotna.
Wzywam tych, których poświęcono, a nie którzy sami się poświęcili.
Wzywam tych, którzy nie odróżniają krwi polskiej od niepolskiej.
Wzywam tych, z których ulepiono tu mit wbrew ich intencjom, a ich głos uciszono.
Wzywam kobiety i mężczyzn, którzy nie chcieli „oddawać życia i krwi na ołtarzu ojczyzny”. Którym ojczyzny tu odmówiono. Dla których ojczyzna była zgubną ideologią. Którzy walczyli o świat bez podziału na ojczyzny i narody. Których krew została przelana nie z własnej woli. Których śmiercią dziś szczycą się żywi i ogłaszają ją wybraną, choć była przymusowa.
Wołam tych, których pamięć o powstaniu nigdy nie została wypowiedziana.
"W ogóle mnie to całe powstanie nie jara" – taką powinnam sobie zrobić koszulkę. Ale nie zrobię, bo mnie tu zlinczują, a ofiara za ojczyznę też mnie nie jara. 1 sierpnia chciałam wywiesić przez okno transparent: „Nie kręci mnie 63 dni przelewania krwi własnej i cudzej”. Ale to długie hasło. W dodatku i tak za krótkie. Bo przydałoby się powiedzieć więcej. Że tu nie chodzi o zabieranie prawa do buntu. Nie chodzi o szkalowanie powstańców. Nie chodzi o to, żeby ich wszystkich wrzucać do jednego worka. Ale o tę całą dzisiejszą histerię powstańczą. O tę usypiającą jednowymiarowość. O tę ikonografię, co uświęca wojnę. O tę podniosłość, która czyni zdolność do przemocy miarą ludzi, postaw, wszechrzeczy. O tę nacjonalistyczną bajkę: krew, ojczyzna, ołtarz, wolność, wróg. Kra kra kra.
Za powstaniem są wszyscy. Nawet raperzy, którzy zawsze są anty, ale za powstaniem są także. Bo sprzedano im to powstanie jako opozycję, a opozycja jest zawsze świetna i święta. Opozycji się wszystko wybacza. Cel opozycji uświęca jej środki. Więc chodzą teraz chłopcy-hiphopowcy w koszulkach z kotwicą i rysunkami murów obryzganych krwią. Więc tatuują sobie raperzy w widocznych miejscach dzieci, których wysyłkę na śmierć celebruje się tu pod hasłem „małego powstańca”. Więc koleżanki z NGO-sów, koledzy z niszowych pism, znajomi ze stowarzyszeń mniejszości narodowych mają na torbach logo powstania, kupują sobie prezenty w sklepiku przy Muzeum Powstania, grają w karty z wizerunkami powstańców, czytają dzieciom książki na dobranoc o powstańcach, chodzą na koncerty, gdzie grane są hity powstańcze i pewnie miesiączkują w podpaski z wizerunkiem powstańca – bo z krwią powstańcom do twarzy.
Czego to jest celebra? Tu śmierć zmieniono na karnawał, tu śmierć tak cieszy, taka jest lekka, taka niczyja, zawsze cudza, zawsze właściwa. Tu nie ma horroru, a jeśli jest – to jak z filmu. Tu realność nikogo nie tyka. Tu są 63 Dni Chwały, a kto nie czuje chwały, temu chwała się nie należy. Tu są 63 Dni Gniewu. Słuszność gniewowi zapewnia polskość, a kto go nie czuje - temu polskość się nie należy.
W książkach dla dzieci często robią teraz zapachowe wkładki: „potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz zapach królestwa grzybowych krasnali”. Coraz więcej w księgarniach dziecięcych kolorowanek powstańczych, więc może czas na album "Zapachy powstania".
Potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz smród kanałów wypełnionych gównem, w którym tonęli ludzie. Potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz zapach krwi. Potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz zapach zwłok, które od tygodnia leżą na ulicy w upalny sierpień. Potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz zapach potu setki ludzi od dwóch dni siedzących w ciasnej piwnicy bez wody, światła i jedzenia, za to z biegunką. Potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz zapach spalenizny domów i ciał. Potrzyj palcem i powąchaj, a poczujesz zapach strachu. Wspaniały bukiet. Tylko czekać, kiedy zrobią perfumy powstańcze.