Wredna baba, co się czepia
2012-02-28 00:39:15
Zaniepokojonemu o wizerunek własnej organizacji Michałowi Sysce spieszę przypomnieć, że odniosłam się - uwaga uwaga - do tekstu Bartosza Machalicy. Zrobiłam nawet odnośnik, wystarczy kliknąć. Jeśli nie wierzy w bilans 22:0, niech sam policzy. W tekście Machalicy o OMS - tekście, przypomnijmy, pochwalnym - próżno też szukać informacji o jakichkolwiek "genderowych" przedsięwzięciach Ośrodka.

A propos researchu, który dyrektor Ośrodka mi poleca: na jego wyniki spuściłam zasłonę milczenia, by OMS nie pogrążać, wszak przyglądam się Ośrodkowi z życzliwością. No ale skoro wzywają, to czynię swoją powinność: na stronie OMS w dziale "Teksty" można znaleźć listę owych, gdzie proporcje autorów do autorek wynoszą 7:1, a tekstów autorów do tekstów autorek - 26:2. Gdyby ktoś zapomniał - mówimy o "pierwszym lewicowym think-tanku z prawdziwego zdarzenia".

Nie przepadam za badaniami ilościowymi, ale wciągnęło mnie to liczenie. Liczę więc nazwiska w dziale "Publikacje" - koronnym dowodzie Michała Syski, że się mylę. Nazwiska mężczyzn padają tam 37 razy, kobiet zaś - 8 (nie jest to liczba autorek i autorów, lecz pojawiania się nazwisk; część z nich się powtarza). Proporcje mniej więcej takie jak w obecnym polskim sejmie. I tu zwracam honor: bywa gorzej! Ja zaś rozumiem coraz lepiej, że istnieje nie tylko lewica made in Poland i parytet made in Poland, gdzie 51% oznacza 35%, ale także "zespół zbalansowany pod względem płciowym" made in Poland. Tyko jakoś nie mogę się z tym pogodzić. Wredne baby już tak mają.

A może tych autorek jest faktycznie więcej, tylko "się" ukryły? Niewymienione, stoją bezpiecznie schowane za plecami wymienionych autorów, którzy muszą przyjmować na klatę absurdalne zarzuty feministek?

O parytecie wśród osób zarządzających (3 mężczyzn, 0 kobiet) nie wspomnę, bo wyjdę na naprawdę wredną babę, co się czepia.

By jednak zażegnać lęki o zepsucie wizerunku zapewnię, że żadna - choćby najbardziej wredna - baba, co się czepia, nie ma szans w starciu o prawomocność z Dyrektorem. A już na pewno nie z trzema.

Gettoizacja zarówno kobiet, jak i badań poświęconych genderowym aspektom struktury społecznej jest starsza niż Ośrodek Społeczny Myśli Lassalle'a. Gettoizację tę najlepiej widać w przestrzeni akademickiej, gdzie odrębne studia z zakresu Gender Studies - skądinąd bardzo potrzebne - stały się świetnym alibi dla mainstreamu polskich nauk społecznych, by myśl genderowa nawet go nie musnęła. Gettoizacja ta - niczym wirus - płynnie przeszła na polską lewicę. Działacze zajmują się wszystkim: od ekologii i gazu łupkowego, przez lokatorów i antyfaszyzm, po politykę emigrancką i związki zawodowe, tymczasem działaczki (wszelkiej maści) słychać jedynie w okolicach 8 marca i tylko w kwestiach tzw. "kobiecych". Naukowcy i publicyści piszą o gospodarce, podatkach, partiach politycznych, polityce zagranicznej oraz wszelkich innych Bardzo Poważnych Sprawach, podczas gdy naukowczynie i publicystki regularnie grzęzną w dziale "kultura i sztuka". Nie jest temu winien wrocławski OMS. Od instytucji, która chce być lewicowym przodownikiem myśli spodziewam się jednak, że będzie tę tendencję choćby przełamywać. Tymczasem trudno mówić o przełamywaniu, gdy wynik brzmi: 22:0.

Bardzo się cieszę, że Michał Syska podziela moje zdanie na temat Rady Programowej "Wrocław Stolicą Kultury". I cieszę się jeszcze bardziej, że następna konferencja, którą zorganizuje OMS lub publikacja, którą OMS przygotuje, będzie dotyczyła sytuacji kobiet, a lista autorek i ekspertek na stronie OMS zostanie wydłużona. Wszak coś jednak należałoby zrobić, by udowodnić wrednej babie, że się myli.

poprzedninastępny komentarze