2012-06-16 15:38:44
Ja za to widziałam tego dnia liczne kilku- lub kilkunastoosobowe grupy młodych mężczyzn w białych koszulkach z czerwonym znakiem Polski Walczącej, z symbolem Powstania Warszawskiego namalowanym na chustach zasłaniających twarze, w t-shirtach "Bitwa Warszawska 2012", z szalikami ozdobionymi krzyżami celtyckimi, w bluzach z nazwami zespołów nazistowskich lub skrajnie prawicowych portali internetowych, z symbolem falangi wpiętym w garderobę.
W "Rzeczpospolitej" nie przejdzie nawet sformułowanie "polski kibol", więc 13 czerwca gazeta pisała jedynie o "polskich kibicach", "kibolach" i "rosyjskich kibolach", z których ci ostatni byli prowokatorami, więc odpowiadają za burdy. Co prawda sierpy i młoty na klatach rosyjskich kibiców okazały się dziennikarską kaczką, bo 12 czerwca symbolu komunistycznego ze świecą było szukać w Warszawie, ale kaczka - jak to kaczka - skutecznie nakręciła odpowiednią atmosferę. Dzięki niej więcej patriotów wyszło w miasto bronić honoru ojczyzny przed "bojówkarzami z Rosji" (kolejne neutralne sformułowanie "Rzeczpospolitej").
Dzięki forom internetowym dziś więcej wiadomo, kto pamiętnego dnia Euro2012 stanął do boju przeciw "bojówkarzom z Rosji". W internecie przybywa zdjęć młodych mężczyzn zamaskowanych chustami z rysunkiem powstańczej "kotwicy", którzy jedną ręką trzymają zdobyczne flagi rosyjskiej drużyny, a drugą wyciągają w hitlerowskim geście.
Dzień po aresztowaniu 250 osób (z czego stanowcza większość to Polacy) za ataki na kibiców (najczęściej rosyjskich) dziennikarze od lewa do prawa nadzwyczaj zgodnie odtrąbili, że zamieszki miały charakter marginalny, a mecz przebiegł w atmosferze wspólnego święta. Aresztowania wciąż trwają - teraz głównie na podstawie nagrań z monitoringu. Tymczasem gdy 11 listopada 2010 po marszu nacjonalistów i faszystów oraz jego blokadzie aresztowano 33 osoby - a rok później 210 osób - ci sami dziennikarze uznali to za skandal i powód do rozważań nad zmianą prawa o zgromadzeniach publicznych.
A jednak coś łączyło medialny opis obu wydarzeń: nazywanie nacjonalistów i faszystów per "chuligani" oraz "kibole". Wtedy i dziś media głównego nurtu namaściły na "złego" nikomu bliżej nieznaną masę drani i łobuzów. Konsekwentnie ignorując brunatny kolor ich koszul.
Z tej uporczywej ignorancji wziął się popłoch, jaki wzbudził film BBC "Euro 2012: Stadiums of Hate". Bo niepolski film o polskiej kulturze stadionowej nie podporządkował się polskiej zmowie milczenia, którą w obliczu Euro2012 zawarły tutejsze media. I nazwał rzecz po imieniu: rasizm, szowinizm, nacjonalizm, przemoc. Podobnie jak w przypadku histerii wokół słów Baracka Obamy o "Polish Death Camp", dokument BBC doczekał się komentarzy od najwyższych rangą oficjeli państwowych. Uderz w stół, a nożyce się odezwą.