2012-06-11 10:21:30
Początek
Temat pierwszego numeru magazynu historycznego „Uważam Rze” – kolejnego przedsięwzięcia wydawnictwa Presspublica – to bezpieka (kwiecień 2012). Ilustruje go okładka, z której patrzy Józef Różański i napis na zdjęciu: „Bezpieka: zbrodnia bez kary”. Polska Wikipedia informację o Różańskim zaczyna od: „właściwie Beniamin Goldberg”. W czasie wojny każdy wiedział, że tam, gdzie Niemiec nie rozpozna, Polak pozna zawsze. I tak zostało do dziś.
W środku na pięć artykułów o bezpiece dwa są o Żydach. A właściwie dwa i pół (czyli połowa działu), bo w trzecim pada stwierdzenie, że gdyby powojenni oprawcy AK-owców byli Polakami, dawno już mieliby procesy i gnili w więzieniu. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z antysemityzmem, bo przecież nie pada słowo „Żyd”. Ani tym bardziej „żyd”. O pardon, jednak pada: członek Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Wolności i Niezawisłości, a może nawet sam uczestnik Powstania Styczniowego oraz Ojciec i Dziadek w jednej osobie(2) wspomina, że dostał ułaskawienie od Bieruta dopiero, gdy ten dowiedział się, że skazany zabił niemieckiego kata Żydów. Bohater Narodowy dopowiada: to, że był patriotą walczącym o Polskę nic dla NICH [podkreślenie moje - AZ] nie znaczyło. Ułaskawiono go dopiero, gdy okazało się, że zrobił coś dobrego dla Żydów. Skąd wie, że to właśnie zdecydowało o cofnięciu kary śmierci - tego z wywiadu się nie dowiemy. Po lekturze domyślamy się natomiast, że świta Bieruta musiał być żydowska, skoro tylko sprawa żydowska była w stanie poruszyć jej zbiorowe sumienie. Bohater wspomina także, że wśród torturujących go ubeków kilku miało “żydowskie pochodzenie”. Dziennikarz, który przeprowadza wywiad, nie pyta go, jak się o tym dowiedział. Przecież nie jest antysemitą, żeby zaglądać komuś w spodnie.
W wywiadzie z profesorem Andrzejem Paczkowskim słowo „Żyd” pada już gęsto i często. Wątek „Żydzi w bezpiece” przeplatają - niczym warkocz - opisy wymyślnych tortur ubeckich. Historyk dowodzi, że termin „żydokomuna” należy traktować jako neutralne narzędzie opisu. Twierdzi bowiem – co redakcja wyboldowała – że rację mają zarówno ci, którzy w bezpiece widzieli żydokomunę (bez cudzysłowowa) jak i ci, którzy widzieli tam antysemityzm. Bo było jedno i drugie. Nieco łopatologizując: bezpieka składała się z Żydów, z których spora część była antysemitami. Czyli sami sobie zgotowali ten los! No bo przecież nie Polacy. Polacy padli tylko ich ofiarą.
Potem robi się jeszcze goręcej: w następnym tekście, posiłkując się książką Pawła Śpiewaka „Żydokomuna”, Piotr Gontarczyk prowadzi nas stromymi schodami prosto do piekieł. Gontarczyk nie owija w bawełnę. Jego artykuł Żydów ma w tytule, a otwiera go galeria portretów. Światło, Berman, Brystygier, Morel, Fejgin i inne – na szczęście już nieczynne - szatany. Jeśli dotąd ktoś nie wiedział, że to Żydzi, to teraz już wie. Wieje grozą, muzyka w tle rodem z horroru. Jako że Gontarczyk za główne narzędzie metodologiczne historyka uznaje liczydło (w czym naśladują go całe zastępy socjologów i socjolożek) w jego tekście pada TA liczba. 131. Tylu naliczył żydowskich Żydów pochodzenia żydowskiego na szczeblu centralnym bezpieki za Stalina. To oni. 131 Żydów załatwiło całą Polskę. Zaprawdę potężni ci Żydzi.
Potężni czy niepotężni, dzięki numerowi pierwszemu “Uważam Rze. Historia” wiemy, kto tę 50-cioletnią zbrodnię na polskim narodzie poczynił.
Rozwinięcie
Z okładki numeru drugiego „Uważam Rze. Historia” spogląda wąs Piłsudskiego, binokl Grabskiego i przedziałek Kwiatkowskiego (maj 2012). Trzech podkoloryzowanych muszkieterów, trzech wyretuszowanych gentlemanów, trzech wygładzonych amantów. Jeden z muszką, drugi z orderami, trzeci z brwią zmarszczoną, a wszyscy z fotoszopem (nie to co czarno-biały, przyciemniony, poszarzony, chmurny i gmurny Różański, który ogon schował pod fartuchem, ale i tak wali po oczach, kto zacz). Święta trójca ilustruje temat: „1918-1939. II RP. Nasza Duma”.
I choć wydawałoby się, że przed Zagładą Żydów powinno być więcej niż po (czyli za czasów bezpieki oraz PRL), w „Uważam Rze. Historia” jest dokładnie odwrotnie. Widać zdaniem redakcji Żydzi – w przeciwieństwie do kauczuku syntetycznego, motocykla „Sokół”, pistoletu WZ.335 oraz mostu na Słudwi – powodem do dumy nie są. A co jest? „Państwo wymarzone, zrodzone z determinacji, przelanej krwi i stojącego za nią chłodnego namysłu” – pisze we wstępniaku redaktor naczelny Paweł Lisicki.
Ciekawe, czy krew ukraińska, żydowska, białoruska i ta w więzieniach politycznych także zalicza się do przelanego w chłodnym namyśle powodu dumy(o krew wszelkiej maści "lewactwa" nawet nie pytam, bo za jej przelanie powinni chować na Wawelu). Nie wiadomo, bo o tej krwi w numerze drugim „Historii” sza! Słowo „antysemityzm” nie pada ani razu, bo jak wiadomo w Polsce antysemityzm zaczął się wraz z „okupacją sowiecką” i z nią skończył. Jest za to mowa o „wrzących namiętnościach narodowych” – kolejnym, zdaniem Pawła Lisickiego, powodzie do dumy, ale i „łatwych oskarżeń o brak demokracji i o prześladowanie mniejszości”. A redaktor Lisicki na łatwiznę nie chodzi, więc oba tematy – braku demokracji i prześladowań mniejszości – w swoim piśmie zmilczał.
Z czego jeszcze Polacy powinni być dumni? Że „przetrzepali skórę niemal wszystkim sąsiadom” – pręży pierś redaktor Piotr Zychowicz. Co prawda oni przetrzepali, a pręży Zychowicz, ale przecież oni to my, czyli naród. A właściwie cień narodu – ubolewa autor, bowiem zagłada polskich elit (słowo „zagłada” nie jest tu przypadkowe, wszak redaktor Zychowicz nie rzuca słów na wiatr) dokonana przez Stalina spowodowała, że „na wierzch wypłynęły męty”.
Słowo „męty” zrobiło karierę dobre kilka lat temu, za sprawą dziennikarzy i publicystów „Rzeczpospolitej” - czyli z grubsza tych samych, co pisma „Uważam Rze” i jego dodatku „Historia”. Oburzeni kolejnymi książkami Jana Tomasza Grossa miesiącami dowodzili oni, że nie ma czegoś takiego jak polski antysemityzm. Są – a właściwie były, bo dziś już nie ma – jedynie męty: jednostki aspołeczne, kryminaliści, szubrawcy i szumowiny, jakie znaleźć można w każdym zakątku globu. Wyjątki od reguły.
Bo regułą był Sprawiedliwy. Wychowany przez przedwojenne elity, Prawdziwy Polak jeszcze przed wojną Żydom piwniczkę pod własnym pokojem ocieplał i wyposażał, by potem przez sześć długich latek kultywować z nimi odwieczną „symbiozę polsko-żydowską” (Piotr Zychowicz). I już drzewko sobie sadził w Yad Vashem – sam, żeby Żydzi się nie trudzili. Ciepłe mleko, wilgoć w oczach, misie pysie, koci łapci, samochodzik dla chłopczyka, cukiereczek dla dziewuszki, z tatusiem wódka, a z mamusią nic (i wcale nie dlatego, że Żydówki mają w poprzek, to są okrutne pomówienia). Takich właśnie ludzi wychowała Polska międzywojenna! Zacytujmy jeszcze raz Lisickiego: „Uderza wielkość II Rzeczpospolitej. Dwa fakty najbardziej to uwypuklają. Pierwszy to nienawiść do wrogów”. A jeśli wrogiem byli akurat Żydzi, no to widać były powody, prawda? Nienawiść owa – co powinno ucieszyć wszystkich postmodernych fanów Carla Schmitta – jest godna naśladowania, wszak „Polska międzywojenna jest dla nas wzorem” (Piotr Zychowicz), tylko że „po 1989 roku nie skorzystano niestety z doświadczeń II Rzeczpospolitej” (Andrzej Chojnowski).
No fakt. Można było wprowadzić na przykład odpowiednik getta ławkowego w powstających wówczas mediach, a nie wprowadzono, ze skutkami czego do dziś boryka się redakcja „Rzeczpospolitej”. Musi bowiem notorycznie demaskować brednie wypisywane przez „środowiska lewicowe i liberalne, z Adamem Michnikiem na czele, [które] były tak przerażone wizją powrotu antyżydowskich postaw z lat 30., że nieustannie doszukiwały się wątków antysemickich w działalności partii prawicowych” (Igor Janke).
Tymczasem szukały nie tam, gdzie trzeba. Bo najciemniej pod latarnią, o czym przekonuje najnowszy dodatek „Plus Minus” do gazety „Rzeczpospolita” (9-10/6/2012).
Zakończenie
Podsumujmy wiek XX made by „Uważam Rze“. Mamy Polskę przedwojenną: dostojną, potężną, z żelaza i stali, pełną ludzi skłonnych do nadludzkich poświęceń. W Polsce tej, jeśli cokolwiek zakłócało „trwającą od pokoleń polsko-żydowską symbiozę“ to „konkurencja“, „antagonizmy“ i „konflikty“, „rywalizacja ekonomiczna“, „walka o byt“, a nie „żadne rasowe czy religijne uprzedzenia“ (Piotr Zychowicz). Antysemityzmu w niej nie było, a pogromy to były „pogromy“, wszak nikt tu nikogo nie prześladował, lecz się „dwie zwaśnione narodowości“ – niczym kibice dwóch drużyn z jednego miasta – wdali obopólnie w „zamieszki“ (Piotr Zychowicz). Ot, taką ustawkę sobie zrobili. Przytyk – pierwsza kibolska ustawka!
Potem mamy wojnę, podczas której było „więcej Sprawiedliwych niż szmalcowników“ (tytuł artykułu w numerze drugim „Uważam Rze. Historia“). Mamy wreszcie Polskę pod okupacją sowiecką, sprawowaną żydowskimi rękami. I mamy w końcu III, IV oraz V RP: Polskę dzisiejszą, wolną i wyzwoloną, na łonie której objawił się paskudny antysemityzm. Choć – w porównaniu do krajów zachodnich – objawił na szczęście marginalnie, bo Polaków chroni przed nim myśl chrześcijańska (Piotr Zychowicz za Bolesławem Piaseckim). Antysemityzm dopada tylko tych, którzy Boga w sercu nie mają, czyli jest zjawiskiem na wskroś lewicowym. I gdyby nie polska prawica kto wie, co by się w dzisiejszej Polsce Żydom mogło przytrafić. Wszystkich tych rewelacji dowodzą publicyści najnowszego „Plus Minus“.
Na okładce Żyd. Cień Żyda właściwie. Skąd wiadomo, że Żyda? Ano stary jest, brodę ma, okular, kapelusz i wykonuje dziwne ruchy. Pewnie się kiwa. Widać, że nieco dziwaczny. Drogie dzieci, tak wyglądają Żydzi. A jak ktoś tego nie wie, to się dowie z napisu na okładce: „Kto nie lubi Żydów. Mity światowej lewicy”. Tak brzmi temat numeru. Otwiera go tekst „Prawica filosemicka”, w którym Igor Janke stawia nowatorską - jak na stopień zaawansowania także polskich nauk o antysemityzmie - tezę, jakoby przeciwieństwem antysemityzmu był filosemityzm. Dowodem głęboko przeciwnej antysemityzmowi postawy polskiej prawicy są wypowiedziane w Izraelu słowa Lecha Kaczyńskiego „Kocham Żydów”.
To mniej więcej tak, jakby mężczyznę ogłaszającego się „koneserem pięknych kobiet” nazwać feministą, a specjalistę od przyrządzania wołowiny i wieprzowiny - obrońcą praw zwierząt hodowlanych. Słusznie nazywa Janke część polskiej prawicy filosemicką, nie zauważa natomiast, że filosemityzm jest dość powszechną odmianą polskiego antysemityzmu(3). Orientalizacja i estetyzacja to zabieg strukturalnie nie inny niż demonizacja czy zohydzanie, dlatego – choć pozornie sprzeczne - często występują one w parze. Zdania: „Żydzi są piękni”, „Żydzi mają wspaniałą kulturę”, „Żydzi są brudni”, „Żydzi są podstępni” potrafi wypowiadać jedna i ta sama osoba. I nic dziwnego, bo - wbrew pozorom - znaczą one to samo: że osoba, która je wypowiada, traktuje Żydów jako grupę jednolitych osób o charakterystycznych, łatwych do rozpoznania cechach, wynikających z immanentnej dla tej grupy kultury lub wrodzonych właściwości jej członków. Stosunek do tych właściwości jest sprawą drugorzędną. W zależności od kontekstu te same raz będą zachwycać, raz staną się powodem do nienawiści.
Dzięki Zychowiczowi, Lisickiemu, Janke i profesorom historii wiemy już, że na prawicy antysemityzmu nie było i nie ma, a ci, co go tam szukają, mieli i mają uciążliwe obsesje. Wydawałoby się więc, że odtąd – jeśli tylko nie będziemy ulegać sugestii paranoików - możemy spać spokojnie. Żyd w błogim uścisku Polaka, pod jego parasolem ochronnym. Polak pełen zachwytu nad trzymanym w objęciach dziwadłem. Nic bardziej mylnego. Bo – jak alarmuje „Rzeczpospolita“ - na Żydów dybie lewica.
Dybała tak naprawdę od zawsze: w tekście „Lewica, Izrael, Żydzi“ Marek Magierowski dowodzi ideowego pokrewieństwa między Marksem, Schonenerem, Hitlerem, Meinhof i Chomsky’m (oburza się co prawda głównie na Chomsky’ego, bo wobec Żydów stosuje inne kryteria oceny moralnej). Zgodnie z nacjonalistycznym dyskursem Izrael nazywa „państwem żydowskim“, toteż krytykę Izraela uważa za „antyżydzizm“, antysyjonizm zrównuje z antysemityzmem jako pogląd, zgodnie z którym „Żydzi nie mogą być wolnym, niezależnym narodem, jak każdy inny“, przytacza skandaliczne przykłady antysemityzmu hiszpańskiego - w Polsce ze świecą by go szukać, tymczasem za Zapatero rozpanoszył się strasznie.
I wszystko jasne. Dzięki Presspublice wiemy już, że to nie przekonanie o fantastycznym światowym spisku żydowskim - który polegać miał na upowszechnieniu przez Żydów idei lewicowych, by dzięki temu przejąć władzę nad światem - jest problemem. Problemem jest realny spisek światowej lewicy, który polega na fałszywym przypisywaniu antysemityzmu prawicy. A wszystko to za pomocą dwóch numerów pisma i jednego wydania gazety. Czapki z głów.
Rocznica "nocy kryształowej", Warszawa 9 listopada 2011.
Dumni potomkowie II RP, prawdziwy naród zamiast cienia narodu, pod pomnikiem Romana Dmowskiego.
(1) Paktofonika, A robi się to tak, w: Archiwum Kinematografii
(2) Postać z książki Dawida Bieńkowskiego Biało-czerwony, WAB, Warszawa: 2007
(3) W pażdzierniku 2012 rocznik „Studia Litteraria Historica” opublikuje tekst Elżbiety Janickiej i Tomasza Żukowskiego Przemoc filosemicka – obszerną analizę dyskursu filosemickiego i jego funkcji.