Gdy politycy się nudzą czas zacząć się bać. Chęć wykazania się czymkolwiek oznacza tworzenie gniotów prawnych, często godzących w wolność i demokrację, takich jak zakaz rozpowszechniania treści lub nośników o symbolice komunistycznej.
We wrześniu zeszłego roku najbardziej nudzili się parlamentarzyści PiS. Ponieważ zajęcie się na poważnie ekonomią, czy debatą o sytuacji społecznej przekracza możliwości intelektualne przeciętnego posła czy posłanki, należało poszukać tematu zastępczego. Znalazł się on bardzo szybko. Walka z wyimaginowanym "ekstremizmem" jest zawsze chodliwa, jak bezsensowna by w rzeczywistości nie była.
Parlamentarzyści PiS wpadli na pomysł znowelizowania art. 256 § 2 Kodeksu karnego zakazując używania "symboliki komunistycznej", czemu przyklasnęła większość członków klubów PO i PSL. Przy okazji debaty popisał się Jarosław Kaczyński stawiając odważna tezę, że "komunizm doprowadził do śmierci dziesiątek miliardów ludzi". Nie wchodząc już w dyskusję czy stalinizm lub maoizm rzeczywiście były "komunizmem", warto przypomnieć, że obecnie cała populacja naszej planety liczy około 6 miliardów ludzi, więc kandydat PiS do prezydenckiego stołka najwyraźniej jest zdania iż co najmniej raz wymordowano już całą ludzkość.
W imię ideologicznego zacietrzewienia uchwalono bubel prawny nie spełniający podstawowych wymogów formalnych, który wszedł w życie 8 czerwca bieżącego roku. Znowelizowane prawo nie wyjaśnia nawet co jest owym "niesłusznym" symbolem, za który można karać rozpowszechniającego. Czy oznacza to, że znany producent piwa powinien zmienić wygląd butelek, na których widnieje czerwona gwiazda, a może przestępstwo popełnia miasto stołeczne Warszawa, eksponując na swoich stronach internetowych sylwetkę Pałacu Kultury i Nauki, który kiedyś nosił przecież imię Józefa Stalina? Wreszcie czy aby za symbolikę komunistyczną nie można uznać czerwono czarnej gwiazdy używanej przez anarchokomunistów? W Kodeksie karnym nie zapisano żadnej definicji. Nie dano nawet odniesienia do jakichkolwiek przepisów wykonawczych.
Co oznacza takie skonstruowanie prawa? O tym za jakie symbole należy się kara od grzywny do aż dwóch lat więzienia będzie decydował policjant lub inny przedstawiciel państwa, czy co gorsza polityk, który zdecyduje się zgłosić "przestępstwo" do prokuratury. Z urzędu ścigane będzie również samo posiadanie na przykład znaczka z czerwona gwiazdą, a kto wie czy obawiać się nie muszą nawet filateliści mający w zbiorach znaczki pocztowe z sierpem i młotem? Przykładów takiego odgórnego decydowania jakich symboli można używać doświadczyli już kibice, którym nie rozpoznający w ogóle symboli faszystowskich, a kierujący się przybliżonymi opisami, działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej, kazali na przykład zdejmować transparenty z zaciśniętą pięścią.
Nowelizacja prawa oznacza marnowanie publicznych pieniędzy na postępowania sądowe, opinie biegłych, wielokrotnie pokazujących już, że wypowiadają się o kwestiach w których nie mają pojęcia. Jeśli ktoś czuł się urażony prezentowaniem publicznie "symboliki totalitarnej" to również przed nowelizacja kodeksu karnego mógł założyć sprawę cywilną. Było to jak najbardziej uczciwe postawienie sprawy - jego pieniądze, jego decyzja. Postępowaniom karnym podlegały natomiast przypadki nawoływania do nienawiści, czyli sytuacja została w miarę uregulowana. To jednak nie wystarczyło chcącym się wykazać politykom.
Oczywiście według nich nie kłóci się to z lansowanymi wszędzie sloganami o wolności słowa. Od 8 czerwca, każda grupa nie akceptująca kapitalistycznego status quo może zostać oskarżona o propagowanie "symboliki totalitarnej". Oczywiście o winie będą decydowały niezawisłe sądy, ale w świetle wcześniejszych doświadczeń, gdy na przykład orzekały one eksmisje na bruk wobec rodzin z dziećmi, wiara w ich sprawiedliwość oraz kierowanie się przez sędziów rozsądkiem jest pozbawiona podstaw. Zawsze znajdą się także usłużni specjaliści, którzy na polityczne zamówienie doszukają się symboliki totalitarnej w transparencie, znaczku czy ulotce.
Sama idea karania jedynie za symbol jest absurdalna i nie tłumaczą jej w żaden sposób argumenty historyczne. Idąc tym tropem należałoby przecież zakazać eksponowania krzyża, ponieważ był on wielokrotnie symbolem władz które w toku wojen religijnych czy kolonizacji wymordowały miliony ludzi.
Oczywiście istnieje wytrych pozwalający obejść absurdalny zakaz. Symbole "totalitarne" można prezentować w celach naukowych, artystycznych i edukacyjnych. Wystarczy wiec nieco sprytu aby od kary się wykręcić. Demonstracje można przecież traktować również jako akcje edukacyjne, a publikacje jako naukowe.
Bubel prawny uchwalony przez parlament zostanie zapewne skierowany do Trybunału Konstytucyjnego, a oskarżeni o propagowanie "niesłusznych" symboli zyskali szansę na ośmieszenie pseudodemokratycznego państwa. Problem polega na tym, że za takie historyczno-propagandowe zabawy płacą podatnicy, którzy niekoniecznie chcą kontynuowania "walki z komuną" w sytuacji w której tak "nieistotne" kwestie jak prawo ułatwiające walkę z powodzią czy programy budownictwa komunalnego są przekładane na dalszy termin, ponieważ wymagają fachowego przygotowania ustawodawców.
Skoro symbole komunistyczne są takie szkodliwe, to może warto zająć się jeszcze groźniejszymi. Od lat społeczeństwo pozbawia się praw socjalnych, wyrzuca ludzi z pracy czy wysyła wojsko do ataku na inne kraje pod szyldami czterech głównych partii politycznych. Domagajmy się więc zakazu stosowania symboli kapitalistycznej oligarchii – log PO, PiS, SLD oraz PSL.