Co ja na to? Cóż... Niby zwyczajna sprawa, niby fizjologia, niby każdego dotyczy w takim samym stopniu. A jednak. To nie jest zwykła kupa. O nie - to Kupa Walcząca! Kupa, która odważnie kontynuuje narodowowyzwoleńcze tradycje i oddaje cześć przelanej krwi bohaterów naszej ojczyzny. Oni tą kupą pokazują nam, że się stanowczo i brutalnie radykalizują. Biorą się chłopaki za pozytywistyczną pracę organiczną (znów przepraszam za słowo, ale wprost nie mogłem się powstrzymać). Nie można już strzelać do Ukraińców, nie można pałować Żydów na Krakowskim Przedmieściu w niedzielę po mszy, więc co pozostało? Ku chwale ojczyzny - kupa! Bo Ruch Narodowy rośnie w siłę i podejmuje walkę z obrzydliwą falą natrętnej homopropagandy na wielu frontach. Również na froncie wypróżnieniowo-toaletowym. A może przede wszystkim tam?
Skąd pomysł? Według mnie polscy nacjonaliści najwyraźniej porzucili marzenie o obaleniu republiki. Nie chcą już bić gejów i lesbijek, i wywozić ich i je z Polski na wozach pełnych gnoju. Postanowili ten nasz staropolski, Bóg-Honor-Ojczyźniany nawóz produkować na losowo wybrane przedmioty użytku codziennego. Czy się cieszę z tej zmiany? Nie wiem.
Po prostu zacząłem zastanawiać się, czy mam się bać. Do tej pory personalne groźby ze strony skrajnej prawicy traktowałem jako wyskoki odważnych w Internecie gimnazjalistów, którzy w razie konfrontacji biegaliby szybciej niż niejeden olimpijczyk (byle nie czarnoskóry, byle nie kolejny Jessie Owens!). Teraz zagrożenie stało się realne. Kupa to jednak temat namacalny. Namacalny i wyczuwalny na sporą odległość.
Widmo krąży nad Polską. Widmo nie tyle przerażające, co nad wyraz śmierdzące. Widmo wielkiego narodopatriotycznego gówna w głowie.
Marcin Matuszewski
Fot. Wikimedia Commons