W opublikowanym w styczniu raporcie pt. „Bogactwo: mając to wszystko i chcąc więcej” („Wealth: Having it all and wanting more”) Oxfam wskazując, jak silna jest aktywność lobby na rzecz najbogatszych, czerpiących zyski z sektora finansowego i farmaceutycznego/ochrony zdrowia, przedstawiła też dane o skali i dynamice nierówności na świecie.
Bogactwo koncentruje się coraz bardziej w rękach wąskiej elity. Dane pochodzące z Credit Suisse świadczą o tym, że od 2010 roku 1 procent najbogatszych dorosłych na świecie powiększył swój udział w globalnym bogactwie. W 2014 roku posiadał zeń już 48 procent, pozostawiając całej reszcie dorosłych mieszkańców Ziemi, czyli 99 procentom – pozostałe 52 procent. Jednak nawet z tej reszty niemal wszystko posiada stosunkowo niewielki segment, bo jedna piąta populacji. Otóż 80 procent biedniejszych mieszkańców naszej planety posiada zaledwie 5,5 procent całego bogactwa. Jeżeli tendencja do bogacenia się przez najbogatszych utrzyma się, to za niespełna dwa lata 1% będzie miał więcej niż pozostałe 99%.
Jeszcze szybciej w ciągu ostatnich lat akumulowali bogactwo miliarderzy obecni na liście magazynu „Forbes”. W 2010 roku majętność netto 80 najbogatszych ludzi wynosiła 1,3 biliona dolarów, a cztery lata później – już 1,9 biliona, a więc wzrosła nominalnie o połową. Inaczej sprawa miała się z majętnością biedniejszej połowy mieszkańców Ziemi. O ile w latach 2002-2010 rosła ona mniej więcej tak samo, jak miliarderów, o tyle począwszy od 2010 roku – malała. Obecnie 3,5 miliarda najbiedniejszych ludzi posiada tyle, ile 80 najbogatszych. Jeszcze w 2010 roku potrzeba było aż 388 miliarderów, aby dorównać biedniejszej połowie populacji.
Pojawia się pytanie, kim są ci najbogatsi i skąd wzięła się ich majętność? W 2014 roku Forbes opublikował listę 1645 miliarderów. Niemal 30 procent stanowili obywatele USA, 34% odziedziczyło fortunę lub jej część, 85% było w wieku ponad 50 lat, zaś aż 90% stanowili mężczyźni.
Najczęstszym źródłem bogactwa były udziały w sektorze finansowym i ubezpieczeniowym (20% miliarderów), przy czym w ciągu roku od marca 2013 przybyło ich 37 (a 6 wypadło z listy). Na czele znajduje się słynny inwestor giełdowy Warren Buffet, niemal dwa razy bogatszy, niż magnat medialny Michael Bloomberg.
O ile jednak łączna zamożność miliarderów z sektora finansowego/ubezpieczeniowego wzrosła w ciągu roku o 15%, o tyle miliarderzy mający udziały w sektorze farmaceutycznym/ochrony zdrowia wzbogacili się w sumie o 47%, a więc najbardziej ze wszystkich analizowanych sektorów gospodarki. Liczba miliarderów w ciągu 12 miesięcy wzrosła z 66 do 90.
Jednym ze źródeł zamożności najbogatszych jest kształtowanie takiej polityki państwa, aby nawet po zaspokojeniu apetytów pozostałych akcjonariuszy móc akumulować majątek. Oczywiście zasadnicza część przyrostu jego wartości wynika ze wzrostu cen akcji, jednak rynek próbuje dyskontować przyszłe zyski, w tym – także uwzględniać politykę państwa wobec korporacji.
W 2013 roku jedynie w USA firmy z sektora finansowego wydały 400 mln USD na lobbowanie, a w kampanii prezydenckiej w 2012 roku – 571 mln. Miliarderzy z tego kraju (150) stanowią około połowy wszystkich miliarderów związanych z sektorem finansowym. W wyborach w USA kandydaci i partie otrzymują największe kwoty właśnie od sektora finansowego. Także w Unii Europejskiej lobbyści z sektora finansowego wydają olbrzymie kwoty: około 150 mln dolarów rocznie.
Rezultatem tak intensywnego lobbowania jest oczywiści uzyskiwanie różnych prawnych koncesji, ułatwień, zwolnień, które prowadzą do wzrostu zysków i wartości rynkowej przedsiębiorstw finansowych. O ile jednak banki i podobne instytucje wyszły z kryzysu lat 2007-2008 dzięki programom ratunkowym sfinansowanym z pieniędzy podatników, o tyle mediana dochodów pracowników najemnych nie wróciła jeszcze do stanu sprzed kryzysu. Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował, że dla podatników koszt utrzymania przy życiu instytucji finansowych „za dużych, żeby upaść” wynosi 83 mld USD rocznie.
Intensywnie lobbują także firmy z sektora farmaceutycznego i ochrony zdrowia. Tylko w 2013 roku w USA wydały one na kształtowanie prawa po swojej myśli aż 487 mln USD, a więc więcej niż przedsiębiorstwa z jakiegokolwiek innego sektora. Kolejne 260 mln wydały na kampanie prezydenckie w 2012 roku. Także w Unii Europejskiej wydatki firm farmaceutycznych na lobbying są znaczące: co najmniej 50 mln USD rocznie.
Zyski osiągane przez firmy farmaceutyczne i związane z ochroną zdrowia są gigantyczne. Natomiast w czasie kryzysów takich jak epidemia Eboli w zachodniej Afryce brakuje pieniędzy. Wprawdzie trzy firmy należące do Międzynarodowej Federacji Producentów i Związków Farmaceutycznych (IFPNA) przeznaczyły na walkę z wirusem 3 mln USD w gotówce i produktach medycznych, jednak kwota ta była ponad 6 razy niższa od tej, którą tylko w 2013 roku wydały na lobbowanie w USA. Bank Światowy oszacował, że spowodowane epidemią straty Gwinei, Liberii i Sierra Leone w 2014 roku wyniosły 356 mln $, zaś mogą być jeszcze wyższe. Roczny przyrost majątku najbogatszego miliardera z branży farmaceutycznej (4 mld $) wystarczyłby na zrekompensowanie tych strat po wielokroć. Nie tak jednak działa rynek i filantropia.
Przedstawione przez Oxfam, federację 17 organizacji tworzących w 90 krajach sieć, aby „zbudować przyszłość wolną od niesprawiedliwości i ubóstwa”, uwzględniają jedynie oficjalnie dostępne liczby. Nie jest niczym niezwykłym, że oprócz dozwolonego przz prawo przekazywania funduszy, nacisk wywierany jest także w nieformalny sposób. Powiązania wielkiego biznesu z politykami nie są ani cechą szczególną najbardziej skorumpowanych krajów trzeciego świata, ani mitem tworzonym przez polityków wietrzących wszechogarniający „układ”. Od czasu do czasu wybucha jakiś skandal korupcyjny (mieliśmy kilka takich w Polsce), a lądowanie byłych polityków w biznesie (przykład byłego kanclerza Niemiec wydaje się jednym z najbardziej spektakularnych) należy do codzienności. Nie są z pewnością eksponowane przez media udziały polityków ze szczytu władzy lub ich rodzin w firmach zarabiających na operacjach finansowych, wydobyciu surowców naturalnych lub na prowadzeniu wojny, jednak łatwo byłoby znaleźć w tej sferze motywy decyzji rządu USA w pierwszych latach XXI wieku.
Oczywiście narastanie nierówności majątkowych i dochodowych jest zjawiskiem szerszym i wieloaspektowym. Dzięki książce Thomasa Piketty'ego „Kapitał w XXI wieku” upowszechniła się wiedza ekonomiczna o tym, że zwrot z kapitału jest szybszy niż wzrost gospodarczy, co oznacza, że jego właściciele gromadzą pieniądze, z którymi nie mogą nic produktywnego zrobić, bo ich potencjalni klienci – z uwagi na nierosnące wraz z PKB zarobki – nie mają odpowiedniej siły nabywczej. W ten sposób nierówności stają się niebezpieczne dla samego kapitalizmu.
Oczywiście analitycy Oxfamu są bardziej zainteresowani losem zwykłych ludzi niż systemu jako takiego. Postulują bardziej aktywną rolę państwa w ograniczaniu skrajnych nierówności, zmniejszenie przepaści między pensjami dyrektorów i szeregowych pracowników, równiejsze rozłożenie podatków, ograniczenie możliwości ucieczki od ich płacenia, powszechność publicznych (zamiast subsydiowania prywatnych) usług edukacyjnych i zdrowotnych, eliminację biedy, przede wszystkim wśród dzieci i osób starszych, a także zwiększenie funduszy rozwojowych w celu zmniejszenia ubóstwa i nierówności.
Dążenie twórców raportu do tego, aby proporcja pomiędzy najwyższymi płacami a przeciętnymi została zmniejszona do 20:1 wydaje się może minimalistyczne w kategoriach bezwzględnych, lecz w obecnych warunkach sekretności płac i rozpasania korporacyjnych bossów i ten postulat będzie trudny do realizacji.
Warto jednak pamiętać, że ograniczanie rozpiętości dochodów z pracy najemnej (prezesi dużych spółek też taką świadczą) nie wpłynie na ograniczenie różnic dochodów z kapitału (dywidendy, wzrost wartości rynkowej). Potrzebne byłyby więc środki prawne, które mogłyby uruchomić państwa (na przykład podatki od nieruchomości innej niż ta, w której się mieszka; podatek od obrotu kapitałem), a w dłuższej perspektywie – zapewne rozwiązania systemowe. Ale aby doszło nawet do drobnych zmian w kierunku odwrócenia tendencji do pogłębiania się nierówności, należy przede wszystkim mówić więcej o niej, a także o możliwej katastrofie ekonomicznej, która uderzy nie tylko w zwykłych ludzi, lecz także w majątki i dochody najbogatszych.
Jarosław Klebaniuk
Artykuł ukazał się również na blogu autora w serwisie NaTemat.pl.
Grafika: Oxfam