W tłumie protestujących przeciwko atakom lotniczym na Kurdów miało się wysadzić dwóch zamachowców samobójców.
Tureckie władze twierdzą, że za atak odpowiada tak zwane Państwo Islamskie, jednak świadkowie zdarzenia mają wątpliwości. Informują, że w miejscu ataku nie było ani policjantów ani policyjnych wywiadowców bardzo licznych na tego typu demonstracjach.
Świadkowie donoszą również o tym, że po atakach bombowych tłum został zaatakowany przez policję, która użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych. Funkcjonariusze mieli również utrudniać przejazd karetek odwożących rannych do szpitala.
Jeden z deputowanych rządzącej Turcją partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) określił zamach jako "kurdyjską prowokację", zrzucając winę na działaczy lewicowej Ludowej Partii demokratycznej (HDP). Wywołało to oburzenie przedstawicieli opozycji.
Przewodniczący centrolewicowej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemal Kılıçdaroğlu skrytykował działanie władz w sprawie zamachu. Domaga się również niezależnego śledztwa.
Sırrı Sakık z HDP stwierdził, że władze Turcji "nie chcą aby umilkły karabiny" i sabotują proces pokojowy.
Przedstawiciele organizacji kurdyjskich zwracają uwagę na to iż Państwo Islamskie wciąż nie przyznało się do przeprowadzenia zamachu, a zwykle robi to tuż po przeprowadzonych atakach.
(fot. Twitter HDP)