Stalin Pérez Borges, długoletni działacz związkowy i trockista, jest jednym z czterech krajowych koordynatorów nowej – i dziś już większościowej – centrali związkowej oraz członkiem komitetu kierowniczego nowej lewicowej partii politycznej, która powstaje w Wenezueli z udziałem wielu związkowców.
Rozmowę prowadzą Fabrice Thomas i Yannick Lacoste
Jak oceniasz obecny etap wenezuelskiego procesu rewolucyjnego?
Proces rewolucyjny trwa, ale rozdzierają go sprzeczności, a podkopują korupcja i nieefektywność. Przy okazji ostatnich wyborów do rad gminnych i osiedlowych doszło do spięć między dołami partii prochavezowskich a sferami kierowniczymi tych partii, które biurokratycznie narzuciły swoich kandydatów.
Na razie starcia w łonie procesu rewolucyjnego z tymi konserwatywnymi, biurokratycznymi sferami rządowymi są przede wszystkim werbalne. Uważamy jednak, że w przyszłości mogą się one zaostrzyć i – zwłaszcza jeśli konfrontacja z imperializmem nabierze rozmachu – spowodować znaczne pogłębienie sytuacji rewolucyjnej.
Jaka jest sytuacja na polu związkowym?
Podczas kryzysów, które przeżyliśmy – chwilowego obalenia Chaveza w kwietniu 2002 r. oraz blokady naftowej, zorganizowanej przez pracodawców w końcu 2002 i na początku 2003 r. – i w wyniku jawnej zdrady aparatu starej centrali związkowej, która przeszła na stronę prawicowej opozycji, pracownicy zrozumieli, że trzeba wziąć związki zawodowe w swoje ręce. To właśnie na gruncie tego powszechnego zjawiska ukonstytuowała się Krajowa Unia Pracujących. Od tego czasu znacznie się umocniła.
Jeszcze trudno jest określić liczebnie jej realną siłę, ale oceniamy, że ma ona już ponad milion członków i że afiliowana jest do niej ogromna większość dużych związków zawodowych. W łonie kierownictwa UNT są trzy tendencje. Jest sektor biurokratyczny – nurt reformistyczny, który ma wielu skorumpowanych i niekompetentnych działaczy. Jest również nurt pod nazwą Boliwariańska Siła Pracownicza, bliski sfer rządzących i też reformistyczny. Wreszcie „nurt klasowy”, którego liczne kadry od niedawna tworzą Partię Rewolucji i Socjalizmu.
Czy możesz opowiedzieć nam o tej partii?
Tworzenie PRS to rezultat batalii między wspomnianymi nurtami w łonie UNT. Na większości zebrań związkowych przeprowadzanych w całym kraju bardzo wielu działaczy domagało się stworzenia nowej siły politycznej, odrębnej od tych partii, które dziś deklarują poparcie dla Chaveza, tzn. Ruchu V Republiki (MVR), Ojczyzny dla Wszystkich (PPT), Ruchu na rzecz Demokracji Społecznej (PODEMOS) i Komunistycznej Partii Wenezueli (PCV). Widząc taką potrzebę, postanowiliśmy utworzyć PRS.
Uważamy, że w obecnej sytuacji robotnikom potrzebna jest organizacja polityczna, która broniłaby ich interesów i niezależności klasowej oraz miała wyraźny projekt antyimperialistyczny. W łonie naszego nurtu związkowego niektórzy krytykują nas za utworzenie partii. Uważamy jednak, że trzeba wykonać dwa zadania: zbudować UNT jako centralę związkową niezależną od partii politycznych i rządu oraz partię polityczną dla robotników i pracowników.
Obecnie pięć różnych organizacji politycznych prowadzi ze sobą dyskusje w sprawie utworzenia PRS. Mogą do nas dołączyć inne organizacje lewicowe. Spodziewamy się, że oficjalnie ogłosimy utworzenie partii na początku przyszłego roku. Chcemy zwołać zjazd założycielski. Mamy już swoją gazetę partyjną, „Opción Socialista”.
Realizacji tego projektu towarzyszą pewne ważne wydarzenia. 9 lipca odbyliśmy w Caracas zgromadzenie ogólnokrajowe z udziałem prawie 450 osób. W całym kraju przeprowadzamy takie zgromadzenia, na których proklamuje się potrzebę nowej partii. Opracowaliśmy platformę polityczną, która służy za podstawę do dyskusji.
Czym PRS różni się od istniejących obecnie oficjalnych partii prochavezowskich?
Partie, które sterują procesem, są reformistyczne, stalinowskie lub ultralewicowe, co nie pozwala im walczyć z biurokratycznym charakterem państwa. Trzeba doprowadzić do przeobrażeń, których żądają masy ludowe, a żądają one większego udziału w sprawowaniu władzy. Cechą charakterystyczną tego procesu jest to, że ludność bierze w swoje ręce część władzy. Gdy to czyni, okazuje się, że nikt nie może jej nic narzucić – ani działacze, ani ministrowie, ani pracodawcy.
Ta walka z biurokracją, korupcją i reformizmem zaczyna przynosić widoczne owoce, bardzo ważne dla przyszłości kraju. Podam jeden przykład – współzarządzanie, czyli kontrolę robotniczą nad działalnością przedsiębiorstw państwowych i prywatnych oraz bezpośredni udział załóg w zarządzaniu tymi przedsiębiorstwami. Wielu członków rządu uważa, że współzarządzanie jest ryzykowne i że takie przedsiębiorstwo strategiczne, jak znacjonalizowane przedsiębiorstwo naftowe PDVSA, powinno pozostać pod wyłączną kontrola dygnitarzy państwowych.
W rzeczywistości oni boją się partycypacji mas. My dużo pracujemy nad doświadczeniami kontroli robotniczej. Dać władzę ludziom – to może być skok naprzód, nieodzowny, aby kontynuować proces rewolucyjny. Chávez mówi, że ludziom trzeba dać władzę, a przecież władza to kontrola nad fabryką, w której się pracuje, nad społecznością, w której się mieszka, i nad tymi, których się wybrało.
Dlatego uważamy, że PRS może mieć silne wpływy wśród robotników. Pokładamy wielkie nadzieje w budowie naszej partii, bo uważamy, że pozwoli ona szybko przejść od zwykłych deklaracji zamierzeń do prawdziwych posunięć antyimperialistycznych.
tłumaczenie: Zbigniew Marcin Kowalewski
Wywiad ukazał się w "Impulsie" - dodatku dziennika "Trybuna".