2010-08-07 15:30:11
- to nazwa placu w moim rodzinnym Wrocławiu, na którym to nieraz spotykałem się z przyjacielem. Zmiana nazwy dokonała się w 2006 roku, więc wiele osób używa w języku potocznym, w tym ja i mój przyjaciel, starego nazewnictwa. Myślę jednak, że w tej zmianie jest coś symptomatycznego.
Nie chodzi tylko o to, że prawicowe władze ( prezydent miasta Rafał Dutkiewicz jest i ideowo i środowiskowo na przecięciu PO-PIS) dokonują przeobrażeń symbolicznych w przestrzeni miejskiej na swoją antykomunistyczną modłę. 1 maja wszak nie jest wyłącznie świętem komunistycznym, a już tym bardziej sowieckim. 1 maja jest międzynarodowym dniem ludzi pracy), którzy( oraz ich problemy) przecież nie zniknęli, ba ich pozycja jest wystawiona na jeszcze większe zagrożenia niż w PRL, a święto dedykowane tej grupie społecznej i temu rodzajowi aktywności ludzkiej wydaje potrzebne w kapitalizmie, zwłaszcza w neoliberalnym wydaniu.
Okazuje się jednak, że w imię antykomunistycznych resentymentów, dla części środowisk wszystko co kojarzy się ze światem pracy jest symbolicznie podejrzane, o ile nie wywołuje bezpośrednich konotacji z ruchem Solidarności. Przemianowanie na plac Jana Pawła II pokazuje co w przestrzeni symbolicznej ma priorytet. W prawdzie JPII miał pewne zasługi dla świata pracy w pewnym momencie, a o jego encyklice społecznej Laborem Exercens niektórzy mówili, że Karol Wojtyła musiał się naczytać wcześniej młodego Marksa, ale nie sądzę, żeby to tymi zależnościami były motywowane decyzje o zmianie nazwy placu.
Jakkolwiek to ocenimy, Kościół w sferze publicznej po 89 zwiększył swoją pozycję, zaś klasa robotnicza, a przynajmniej jej duża część, wręcz przeciwnie. Można nawet powiedzieć, że tożsamość narodowo-katolicka dla niektórych działaczy związkowych jeszcze silniej stopiła z ich interesem zawodowym. Przykładem jest oficjalna decyzja władz NSZZ Solidarność by w ostatnich wspierać kandydaturę Kaczyńskiego, który poza reprezentacją tożsamości części robotników, nic nowego specjalnie nie zamierzał dać.
Nawet jeśli władze realnego socjalizmu instrumentalnie powoływali się na podmiotowość robotnika, było przynajmniej do czego odwołać, podważyć legitymizację z systemu, poprzez pokazanie, że nie realizuje swoich założeń. Teraz z założeń systemu i dyskursu publicznego ta retoryka wyparowała, zaś tożsamości zbiorowe kształtują się na osiach symbolicznych, nie materialnych.
Na wczorajszej debacie we Wrocławiu pt. ‘’ Zielono-lewicowe koncepcje polityki miejskiej’’. Maria Skóra podczas swojej ciekawej prelekcji mówiła o sferze symbolicznej( pomniki, nazwy ulic itp.) jaka mogą i powinna stać się przedmiotem politycznego sporu, który lewica może podjąć. Oczywiście są i inne wyzwania jak prywatyzacja, komercjalizacja miejskiej przestrzeni publicznej czy chaotyczne gospodarowanie przestrzenią miejską. Pamiętajmy, że przestrzeń symboliczna nie tylko musi być płaszczyzną sporu o przeszłość, ale także co prelegentka pokazała na przykładzie miast, o ile pamiętam, duńskich, może kreować wartości i postawy ( np. poprzez rozmieszczenie reklam społecznych) współczesne.
Ja osobiście nie mam nic przeciw temu aby była w mieście ulica Jana Pawła II ( która to postać odegrała ważną, choć dla mnie akurat nieco ambiwalentną rolę w historii). Miasto się rozszerza i powstają nowe ulice, które można nazwać od imienia poprzedniego papieża. Nie podoba mi się natomiast, że dawne nazwy ulic, które zostały już zapisane w zbiorowej świadomości mieszkańców są zmieniane według ideologicznego klucza. Zwłaszcza gdy dawne nazwy odwołują się do uniwersalnych spraw ludzkich jak w przypadku święta 1 maja. A ów uniwersalny symbol w partykularnym polskim kontekście wyznaczonym przez post-transformacyjny kapitalizm przydał by się choćby na tabliczce z nazwą ulicy.
Nie chodzi tylko o to, że prawicowe władze ( prezydent miasta Rafał Dutkiewicz jest i ideowo i środowiskowo na przecięciu PO-PIS) dokonują przeobrażeń symbolicznych w przestrzeni miejskiej na swoją antykomunistyczną modłę. 1 maja wszak nie jest wyłącznie świętem komunistycznym, a już tym bardziej sowieckim. 1 maja jest międzynarodowym dniem ludzi pracy), którzy( oraz ich problemy) przecież nie zniknęli, ba ich pozycja jest wystawiona na jeszcze większe zagrożenia niż w PRL, a święto dedykowane tej grupie społecznej i temu rodzajowi aktywności ludzkiej wydaje potrzebne w kapitalizmie, zwłaszcza w neoliberalnym wydaniu.
Okazuje się jednak, że w imię antykomunistycznych resentymentów, dla części środowisk wszystko co kojarzy się ze światem pracy jest symbolicznie podejrzane, o ile nie wywołuje bezpośrednich konotacji z ruchem Solidarności. Przemianowanie na plac Jana Pawła II pokazuje co w przestrzeni symbolicznej ma priorytet. W prawdzie JPII miał pewne zasługi dla świata pracy w pewnym momencie, a o jego encyklice społecznej Laborem Exercens niektórzy mówili, że Karol Wojtyła musiał się naczytać wcześniej młodego Marksa, ale nie sądzę, żeby to tymi zależnościami były motywowane decyzje o zmianie nazwy placu.
Jakkolwiek to ocenimy, Kościół w sferze publicznej po 89 zwiększył swoją pozycję, zaś klasa robotnicza, a przynajmniej jej duża część, wręcz przeciwnie. Można nawet powiedzieć, że tożsamość narodowo-katolicka dla niektórych działaczy związkowych jeszcze silniej stopiła z ich interesem zawodowym. Przykładem jest oficjalna decyzja władz NSZZ Solidarność by w ostatnich wspierać kandydaturę Kaczyńskiego, który poza reprezentacją tożsamości części robotników, nic nowego specjalnie nie zamierzał dać.
Nawet jeśli władze realnego socjalizmu instrumentalnie powoływali się na podmiotowość robotnika, było przynajmniej do czego odwołać, podważyć legitymizację z systemu, poprzez pokazanie, że nie realizuje swoich założeń. Teraz z założeń systemu i dyskursu publicznego ta retoryka wyparowała, zaś tożsamości zbiorowe kształtują się na osiach symbolicznych, nie materialnych.
Na wczorajszej debacie we Wrocławiu pt. ‘’ Zielono-lewicowe koncepcje polityki miejskiej’’. Maria Skóra podczas swojej ciekawej prelekcji mówiła o sferze symbolicznej( pomniki, nazwy ulic itp.) jaka mogą i powinna stać się przedmiotem politycznego sporu, który lewica może podjąć. Oczywiście są i inne wyzwania jak prywatyzacja, komercjalizacja miejskiej przestrzeni publicznej czy chaotyczne gospodarowanie przestrzenią miejską. Pamiętajmy, że przestrzeń symboliczna nie tylko musi być płaszczyzną sporu o przeszłość, ale także co prelegentka pokazała na przykładzie miast, o ile pamiętam, duńskich, może kreować wartości i postawy ( np. poprzez rozmieszczenie reklam społecznych) współczesne.
Ja osobiście nie mam nic przeciw temu aby była w mieście ulica Jana Pawła II ( która to postać odegrała ważną, choć dla mnie akurat nieco ambiwalentną rolę w historii). Miasto się rozszerza i powstają nowe ulice, które można nazwać od imienia poprzedniego papieża. Nie podoba mi się natomiast, że dawne nazwy ulic, które zostały już zapisane w zbiorowej świadomości mieszkańców są zmieniane według ideologicznego klucza. Zwłaszcza gdy dawne nazwy odwołują się do uniwersalnych spraw ludzkich jak w przypadku święta 1 maja. A ów uniwersalny symbol w partykularnym polskim kontekście wyznaczonym przez post-transformacyjny kapitalizm przydał by się choćby na tabliczce z nazwą ulicy.