Pacta sunt servanda?
2010-10-15 21:28:30
Dla rządu niekoniecznie, jeśli partnerem są związkowcy, a zwłaszcza wówczas gdy reprezentują najniżej zarabiających pracowników.

Sprawa o której mowa to płaca minimalna na rok 2011, która po długich i burzliwych negocjacjach została ustalona 14 września przez Komisję Trójstronną na poziomie 1408. Negocjacje te jednak okazały się daremne, gdyż rząd i tak przyjął kwotę 1386 zł, którą wcześniej proponował, nie zważając na finalne ustalenia KT. W Polsce dialog społeczny nie stoi na wysokim poziomie, a arogancja ze strony rządowej może dodatkowo podkopać motywację partnerów społecznych do wspólnych negocjacji w przyszłości. Pojawia się też kwestia czy dialogiem jest samo debatowanie czy debatowanie w celu uzyskania wiążącego kompromisu. Rząd najwyraźniej rozumie to pojęcie na pierwszy ze sposobów, co nie wróży dobrze rozwojowi dialogu społecznego w przyszłości.

W sprawie tej ciekawa jest nie tylko procedura podjęcia decyzji, ale też jej przedmiot –wynagrodzenie minimalne. Rzecz nie jest prosta. Ryszard Bugaj np . w dostępnym na stronie ‘’Obywatela’’ wywiadzie stwierdza: ’’ Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że jeżeli istnieje możliwość ucieczki pracodawców do szarej strefy, to owa norma ma wtedy dość ograniczone znaczenie – działa przede wszystkim w większych zakładach pracy, w których sprawnie funkcjonuje chociażby system ewidencji. Do sprawy płacy minimalnej nie przywiązywałbym zatem tak ogromnego znaczenia. Inne czynniki, wśród których wskazałbym przede wszystkim poprawę samoorganizacji i ochrony prawnej pracowników, odgrywają w moim przekonaniu dużo ważniejszą rolę. Jednakowoż uważam, że podwyższenie wspomnianej kwoty jest absolutnie konieczne, i że wysokość płacy minimalnej winna być powiązana z wysokością płac maksymalnych’’,

To jednak, że coś jest nie wystarczające, albo też że istnieją skuteczniejsze instrumenty, nie czyni kwestii płacy minimalnej nieważną. Są pracownicy dla których podniesienie się płacy minimalnej oznacza realną korzyść i to bardzo przez nich odczuwalną, bowiem każdy kolejny grosz jest przeznaczany na konsumpcję, na zaspokojenie dość podstawowych potrzeb. Problem moim zdaniem bardziej dotyczy nie tego, że płaca minimalna nie obejmuje dużej części pracownikóww, ale na tym, że wiąże się z ewentualnym ryzykiem, że pod wpływem jej podniesieniu pracodawcom przestanie się ''opłacać'' ów układ i będą dążyli do innych form zatrudnienia, w którym płaca minimalna nie obowiązuje? Pytanie więc na ile jej podniesienie może ograniczyć, mimo wszystko korzystne z puntu widzenia pracownika, etatowe zatrudnienie?

Liberalni eksperci podkreślają, że zbyt wysoka płaca minimalna w Polsce może wpływać negatywnie na zatrudnienie. Tyle, że jest to retoryka dość bałamutna. Czy płaca ta jest faktycznie wysoka?

Dziś stanowi ona ledwie 40% średniego wynagrodzenia a więc minimalny standard jaki zaleca MOP. Po drugie jeśli weźmiemy pod uwagę zakres potrzeb jaki ona ma zaspokajać, bez wątpienia taka kwota na niewiele pozwala i czyni ludzi z niej tak żyjących, jeśli mają na utrzymaniu rodzinę, polską odmianą working poor. Warto w tym momencie sięgnąć do ciekawego raportu Polska Praca 2010 z którego dowiadujemy się, że w latach 1993-2008 rozpiętość między najwyższymi a najniższymi wynagrodzeniami(%) wzrosła z 493,3% w 1993 roku do 794% w 2008 roku ( w 2004 roku różnica wynosiła nawet 825,5%). Oznacza to, że ludzie z najwyższego decyla płacowego zarabiają 8 razy więcej niż ci z najniższego, podczas gdy 15 lat temu była to tylko pięciorokrotność.( Polska Praca 2020, s.28) W Kontekście tego co mówił prof. Bugaj o tym, że minimalne płace powinny być w jakimś sensownym związku z płacami najwyższym, widzimy, że u nas tendencja jest negatywna, w kierunku rosnącej rozpiętości płacowej. Nic dziwnego, że we wskaźnikach Giniego mierzącym poziom rozwarstwienia dochodowego przekraczamy na niekorzyść standard dla krajów OECD i sytuujemy się na poziomie USA, niewiele niżej niż Meksyk.(por.Polska Praca, s.46) Choć na ten wskaźnik wpływ mają nie tylko płace ale też inne źródła dochodu jak transfery społeczne, również u nas na niskim poziomie. Nie mniej niskie płace też robią swoje. Według przytoczonych w raporcie danych z Eurostatu w 2008 roku ubóstwo dotkało 11% pracowników pracujących na pełny etat. Większy udział był jednie w Grecji i Rumunii, podczas gdy u naszego czeskiego sąsiada ten wskaźnik wyniósł 3% ( por.Polska Praca 2010, s.22). Oznacza to że nawet podjęcie pełnoetatowej pracy nie gwarantuje wyjścia z ubóstwa.

Może to na dłuższą metę powodować zniechęcenie do podejmowania pracy i sprzyjać postawom pasywnym, mimo promowanego przez rządzącą formację modelu workfare (welfare to work) a więc państwa motywującego do podjęcia pracy. Czy wobec tych danych faktycznie możemy mówić, że polskie minimalne wynagrodzenia są wysokie a oczekiwania ich podniesienia wygórowane? Zawsze gdy podniesiemy płace minimalną albo na przykład podatki dla najbogatszych, ich rzecznicy powiedzą, że jest to ‘’socjalizm’’ i że w dodatku nieskuteczny, po i tak ci w najlepszej sytuacji ominą te zapisy. Czy jednak z tego ostatniego faktu ( który niestety miewa miejsce) mamy czynić normę do której mamy dopasowywać tworzenie prawa w obszarze spraw społecznych? Czy jest to rzecz, którą należy usprawiedliwiać jako zupełnie naturalne i uprawione działania ze strony tych którzy znaleźni się na górze drabiny społecznej? Czy więc sam fakt walki o poprawę sytuacji płacowej jest w świetle tego jest problemem, czy to, że walka ta ( podejmowana w cywilizowanych ramach trójstronnego dialogu zresztą) okazuje się wciąż nieskuteczna?

W sprawie tej nie chodzi tylko o minimalną płacę, ale także o minimalną przyzwoitość.


poprzedninastępny komentarze