2011-04-22 17:47:45
Informacja o tym, że lokalni działacze SLD na Suwałkach są przeciwni akcji z plakatami ‘’miłość nie wyklucza’’, nawołującej do przyjęcia ustawy o związkach partnerskich, specjalnie mnie nie zdziwiło. Znam bowiem badania dr Anny Pacześniak z Uniwersytetu Wrocławskiego, z których wynika, że posłowie SLD często mają poglądy w wielu kwestiach dalekie od mojego wyobrażenia o tym czym jest światopogląd lewicowy. W tej sprawie ważniejsze wydaje mi się nie stanowisko suwalskich działaczy SLD, a ”społeczny”argument do którego się odwołują.
Dyrektor urzędu komunalnego i członek SLD Tomasz Łazarski ( wspierany przez szefa suwalskiego SLD) twierdzi, że mieszkańcy sobie takich plakatów nie życzą. Doprawdy? A kim są owi ‘’mieszkańcy’’? czy chodzi po prostu o ( hetero-normatywną) większość? Czy autor tych słów to w jakiś sposób zmierzył? Czy przeprowadził badanie sondażowe? A może bazuje na swym przekonaniu o tym jaka jest powszechna opinia na ten temat? Albo po prostu dokonuje projekcji własnych przekonań na całą społeczność? Nie wiemy tego, więc argument odwołujący się do woli większości jest w tym słabo ugruntowany.
Po drugie – i chyba ważniejsze – nawet jeśli ta diagnoza jest prawdziwa i społeczność suwalska ( cokolwiek to znaczy) nie życzy sobie takich plakatów, to czy jest to powód by je zdejmować? Moim zdaniem powinno być odwrotnie. Skoro dana społeczność jest niechętna informowaniu o potrzebach i problemach osób które czują się wykluczone, to powinno stanowić to tym bardziej asumpt by prowadzić reklamę społeczną na rzecz uwrażliwienia mieszkańców na te problemy. Pamiętajmy, że demokracja to nie tylko władza większości, ale ważny jest drugi człon tej definicji – przy poszanowaniu praw mniejszości. I nawet jeśli ktoś się nie zgodzi, że możliwość zawierania związków partnerskich ( co moim zdaniem nie jest postulatem wcale radykalnym, ale umiarkowanym, centrowym ) jest prawem społecznym, to trudno zaprzeczyć, że prawem powinna być przynajmniej możliwość starania się o to przez grupy ludzi którym jest to potrzebne. A z wypowiedzi suwalskich działaczy SlD wynika, że chcieliby odebrać nawet to prawo, co już jest zupełnie kuriozalne. Można się z czym nie zgadzać, ale by zabronić tego głoszenia – jest nie tylko anty-lewicowe, ale wręcz urągające liberalnemu minimum.
A co do plakatów, wydają się one relewantne do kontekstu w jakim są przedstawiane. Nie epatują one niczym obscenicznym tylko pokazują, że osoby nie- heteroseksualne nie różnią się aż tak bardzo od heteroseksualnych i mają w gruncie rzeczy podobne potrzeby. Akcje takie powinny być robione właśnie tam gdzie społeczność jest potencjalnie niechętna mniejszościom seksualnym, bowiem tam przedstawiciele owych mniejszości są najbardziej zagrożeni ograniczeniem możliwości realizacji swoich praw i zaspokajania swoich potrzeb ( które nikomu przecież nie szkodzą). Nie mam twardych dowodów że tak właśnie jest na Suwalszczyźnie, ale znając statystyczny obraz stosunku rodaków do osób o nie-heteroseksualnych, zwłaszcza w środowiskach ( a nieraz całych społecznościach) które zostały za sprawą określonej polityki społeczno-ekonomicznej niemal odcięte od możliwości rozwoju, poszerzenia swoich horyzontów i wiedzy o różnorodności świata, jest to prawdopodobny scenariusz.
Dlatego posłowie SLD wykonują – być może nie do końca świadomie – bardzo złą robotę, która blokuje zmianę tego stanu rzeczy. Bycie gejem na polskiej prowincji wiąże się z reguły z bardzo poważnymi dramatami życiowymi. Zwłaszcza tych, którym nie uda się wybić i są skazani na pozostawanie w nieprzychylnych dla nich środowiskach. Ci zaś, którzy się wybiją, będą zaś skłonni w takich okolicznościach uciekać w kierunku centrów rozwoju , co też dodatkowo zuboży owe obszary peryferyjne jeśli chodzi o potencjał ludzki i będzie prowadziło do dalszej polaryzacji rozwojowej między centrum a peryferiami. A temu lewica, także ta nie będąca w kulturowej awangardzie, powinna bezwzględnie przeciwdziałać. Wspomnieni działacze SLD myśląc, że wyrażają interes swoich społeczności, w istocie działają na rzecz ich modernizacyjnej klęski.
Dyrektor urzędu komunalnego i członek SLD Tomasz Łazarski ( wspierany przez szefa suwalskiego SLD) twierdzi, że mieszkańcy sobie takich plakatów nie życzą. Doprawdy? A kim są owi ‘’mieszkańcy’’? czy chodzi po prostu o ( hetero-normatywną) większość? Czy autor tych słów to w jakiś sposób zmierzył? Czy przeprowadził badanie sondażowe? A może bazuje na swym przekonaniu o tym jaka jest powszechna opinia na ten temat? Albo po prostu dokonuje projekcji własnych przekonań na całą społeczność? Nie wiemy tego, więc argument odwołujący się do woli większości jest w tym słabo ugruntowany.
Po drugie – i chyba ważniejsze – nawet jeśli ta diagnoza jest prawdziwa i społeczność suwalska ( cokolwiek to znaczy) nie życzy sobie takich plakatów, to czy jest to powód by je zdejmować? Moim zdaniem powinno być odwrotnie. Skoro dana społeczność jest niechętna informowaniu o potrzebach i problemach osób które czują się wykluczone, to powinno stanowić to tym bardziej asumpt by prowadzić reklamę społeczną na rzecz uwrażliwienia mieszkańców na te problemy. Pamiętajmy, że demokracja to nie tylko władza większości, ale ważny jest drugi człon tej definicji – przy poszanowaniu praw mniejszości. I nawet jeśli ktoś się nie zgodzi, że możliwość zawierania związków partnerskich ( co moim zdaniem nie jest postulatem wcale radykalnym, ale umiarkowanym, centrowym ) jest prawem społecznym, to trudno zaprzeczyć, że prawem powinna być przynajmniej możliwość starania się o to przez grupy ludzi którym jest to potrzebne. A z wypowiedzi suwalskich działaczy SlD wynika, że chcieliby odebrać nawet to prawo, co już jest zupełnie kuriozalne. Można się z czym nie zgadzać, ale by zabronić tego głoszenia – jest nie tylko anty-lewicowe, ale wręcz urągające liberalnemu minimum.
A co do plakatów, wydają się one relewantne do kontekstu w jakim są przedstawiane. Nie epatują one niczym obscenicznym tylko pokazują, że osoby nie- heteroseksualne nie różnią się aż tak bardzo od heteroseksualnych i mają w gruncie rzeczy podobne potrzeby. Akcje takie powinny być robione właśnie tam gdzie społeczność jest potencjalnie niechętna mniejszościom seksualnym, bowiem tam przedstawiciele owych mniejszości są najbardziej zagrożeni ograniczeniem możliwości realizacji swoich praw i zaspokajania swoich potrzeb ( które nikomu przecież nie szkodzą). Nie mam twardych dowodów że tak właśnie jest na Suwalszczyźnie, ale znając statystyczny obraz stosunku rodaków do osób o nie-heteroseksualnych, zwłaszcza w środowiskach ( a nieraz całych społecznościach) które zostały za sprawą określonej polityki społeczno-ekonomicznej niemal odcięte od możliwości rozwoju, poszerzenia swoich horyzontów i wiedzy o różnorodności świata, jest to prawdopodobny scenariusz.
Dlatego posłowie SLD wykonują – być może nie do końca świadomie – bardzo złą robotę, która blokuje zmianę tego stanu rzeczy. Bycie gejem na polskiej prowincji wiąże się z reguły z bardzo poważnymi dramatami życiowymi. Zwłaszcza tych, którym nie uda się wybić i są skazani na pozostawanie w nieprzychylnych dla nich środowiskach. Ci zaś, którzy się wybiją, będą zaś skłonni w takich okolicznościach uciekać w kierunku centrów rozwoju , co też dodatkowo zuboży owe obszary peryferyjne jeśli chodzi o potencjał ludzki i będzie prowadziło do dalszej polaryzacji rozwojowej między centrum a peryferiami. A temu lewica, także ta nie będąca w kulturowej awangardzie, powinna bezwzględnie przeciwdziałać. Wspomnieni działacze SLD myśląc, że wyrażają interes swoich społeczności, w istocie działają na rzecz ich modernizacyjnej klęski.