2011-05-10 19:25:23
W tym tygodniu ma odbyć się pierwsze czytanie zaproponowanej przez Prawo i Sprawiedliwość zmiany w kodeksie rodzinnym polegającej między innymi na ograniczaniu możliwości odebrania dziecka rodzinie wyłącznie na podstawie złych warunków materialnych.( DGP, 10,05.2011)
Wydaje się to dobry kierunek, ale bynajmniej niewystarczający byśmy mogli mówić o możliwości korzystania z podstawowych praw rodzin i wychowujących się w nich dzieci. Fakt, że dzieci będą mogły wychowywać się w swojej biologicznej rodzinie nie wystarczy do tego byśmy mogli mówić o dobrostanie dziecka, nawet jeśli nie będzie to rodzina dysfunkcyjna. Po pierwsze dlatego, że samo ubóstwo jest już ograniczeniem praw społecznych ( a w przypadku dzieci nie ma nawet cienia wątpliwości, że jest to deprywacja niezawiniona), a po drugie dlatego, że głębokie ubóstwo jest czynnikiem ryzyka pojawienia się prędzej czy później dysfunkcji ( także w pozamaterialnym wymiarze). Nie musi tak być, ale ubóstwo, zwłaszcza długotrwałe, istotnie to ryzyko zwiększa.
Toteż pomoc, także ta pieniężna a nie tylko usługowa, rodzinom ubogim jest potrzebna z kilku względów, jednak polski system pomocy społecznej w małym stopniu to uwzględnia. O ile świadczenia rodzinne mają charakter roszczeniowy, o tyle świadczenia pieniężne z pomocy społecznej już nie do końca. W o pomocy społecznej jest mowa o tym, że świadczenia pieniężne przysłuchuje klientowi wówczas gdy są spełnione dwa warunki. Gdy jego gospodarstwo domowe znajduje się pod progiem ubóstwa ( dodajmy: niskiego i od kilku lat nieodmrażanym) i jednocześnie występuje w danej rodzinie jedna z kilku wyszczególnionych w ustawie dysfunkcji lub trudnych sytuacji życiowych. W efekcie, samo ubóstwo nie jest wystarczającą przesłanką do otrzymania wsparcia o charakterze pieniężnym. W praktyce – jak wynika z moich rozmów z jednym z pracowników MOPS-u, nieraz próbuje się naciągając prawo, omijać to drugie kryterium, ale z pewnością nie zawsze tak jest. Tak jakby ustawodawca nie rozumiał, że część rodzin po prostu nie ma pieniędzy. trudno się nawet przebić z tezą że część osób może mieć tylko problemy finansowe – dziwił się w jednym z listów do mnie prof. Szarfenberg. Owo niezrozumienie jest tym bardziej niezrozumiałe, że w Polsce ubóstwo jest zjawiskiem bardzo szerokim i dotyczy także osób aktywnych na rynku pracy . Dojrzyjmy jeszcze głębszy wymiar tej sprawy. Skoro samo popadnięcie w ubóstwo nie uprawnia do pomocy finansowej ( przynajmniej z pomocy społecznej), a pomoc następuje gdy to ubóstwo przyczyni się do dysfunkcji, system taki jest zupełnie nieracjonalny. Po pierwsze dlatego, że jest mało skuteczny ( osobie której wykluczenie jest wielowymiarowe znacznie trudniej pomóc i wydobyć ją z tej sytuacji), po drugie dlatego, że jest mało efektywne ( koszt takie wsparcia jest znacznie wyższy). Dziwne , że owa zasada nie podlega to zmianom. Ale oczywiście to tylko wierzchołek góry lodowej.
Stawką tak naprawdę nie jest to czy dzieci rodzinom żyjącym w nędzy zabierać czy nie odbierać, tylko to, żeby:1) w ubóstwo popadało jak najmniej rodzin a te, które już się znajdą w takiej sytuacji, mogły biedę przezwyciężyć, 2) by nawet sytuacja ubóstwa rodzin nie oznaczała drastycznego niezaspokojenia potrzeb materialnych i społecznych, 3) aby dzieci nawet w sytuacji ubóstwa rodziny, z której pochodzą, mogły cieszyć się dostępem do podstawowych dóbr i usług jak ich rówieśnicy.
Przykładem działań na rzecz tego ostatniego mogłaby być na przykład medycyna szkolna. Niestety proces transformacji przyniósł stopniowy demontaż medycyny szkolnej. Jak wynika z raportu Rzecznika Praw Obywatelskich ‘’Zdrowie dzieci i młodzieży w Polsce’’ już w pierwszej połowie lat 90 ze szkół zniknęli stomatologowie i pediatrzy ze szkół i dotąd ich obecności nie przywrócono ( mimo wieloletnich starań Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. A instytucja ta mogła pozwolić uczniom niezależnie od położenia rodziców i ich nawyków profilaktycznych, zapewnić badania w podstowym wymiarze wszystkim uczniom.
Polityka rodzinna powinna dążyć do osiągnięcia każdego z trzech wymienionych celów podstawowych. Zwłaszcza jeśli ważna jest dla nas nie tylko autonomia rodziny, ale także dobrobyt jej poszczególnych członków.Warto sobie o tym przypomnieć, przynajmniej przy okazji nadchodzącego niebawem Dnia Dziecka.
Wydaje się to dobry kierunek, ale bynajmniej niewystarczający byśmy mogli mówić o możliwości korzystania z podstawowych praw rodzin i wychowujących się w nich dzieci. Fakt, że dzieci będą mogły wychowywać się w swojej biologicznej rodzinie nie wystarczy do tego byśmy mogli mówić o dobrostanie dziecka, nawet jeśli nie będzie to rodzina dysfunkcyjna. Po pierwsze dlatego, że samo ubóstwo jest już ograniczeniem praw społecznych ( a w przypadku dzieci nie ma nawet cienia wątpliwości, że jest to deprywacja niezawiniona), a po drugie dlatego, że głębokie ubóstwo jest czynnikiem ryzyka pojawienia się prędzej czy później dysfunkcji ( także w pozamaterialnym wymiarze). Nie musi tak być, ale ubóstwo, zwłaszcza długotrwałe, istotnie to ryzyko zwiększa.
Toteż pomoc, także ta pieniężna a nie tylko usługowa, rodzinom ubogim jest potrzebna z kilku względów, jednak polski system pomocy społecznej w małym stopniu to uwzględnia. O ile świadczenia rodzinne mają charakter roszczeniowy, o tyle świadczenia pieniężne z pomocy społecznej już nie do końca. W o pomocy społecznej jest mowa o tym, że świadczenia pieniężne przysłuchuje klientowi wówczas gdy są spełnione dwa warunki. Gdy jego gospodarstwo domowe znajduje się pod progiem ubóstwa ( dodajmy: niskiego i od kilku lat nieodmrażanym) i jednocześnie występuje w danej rodzinie jedna z kilku wyszczególnionych w ustawie dysfunkcji lub trudnych sytuacji życiowych. W efekcie, samo ubóstwo nie jest wystarczającą przesłanką do otrzymania wsparcia o charakterze pieniężnym. W praktyce – jak wynika z moich rozmów z jednym z pracowników MOPS-u, nieraz próbuje się naciągając prawo, omijać to drugie kryterium, ale z pewnością nie zawsze tak jest. Tak jakby ustawodawca nie rozumiał, że część rodzin po prostu nie ma pieniędzy. trudno się nawet przebić z tezą że część osób może mieć tylko problemy finansowe – dziwił się w jednym z listów do mnie prof. Szarfenberg. Owo niezrozumienie jest tym bardziej niezrozumiałe, że w Polsce ubóstwo jest zjawiskiem bardzo szerokim i dotyczy także osób aktywnych na rynku pracy . Dojrzyjmy jeszcze głębszy wymiar tej sprawy. Skoro samo popadnięcie w ubóstwo nie uprawnia do pomocy finansowej ( przynajmniej z pomocy społecznej), a pomoc następuje gdy to ubóstwo przyczyni się do dysfunkcji, system taki jest zupełnie nieracjonalny. Po pierwsze dlatego, że jest mało skuteczny ( osobie której wykluczenie jest wielowymiarowe znacznie trudniej pomóc i wydobyć ją z tej sytuacji), po drugie dlatego, że jest mało efektywne ( koszt takie wsparcia jest znacznie wyższy). Dziwne , że owa zasada nie podlega to zmianom. Ale oczywiście to tylko wierzchołek góry lodowej.
Stawką tak naprawdę nie jest to czy dzieci rodzinom żyjącym w nędzy zabierać czy nie odbierać, tylko to, żeby:1) w ubóstwo popadało jak najmniej rodzin a te, które już się znajdą w takiej sytuacji, mogły biedę przezwyciężyć, 2) by nawet sytuacja ubóstwa rodzin nie oznaczała drastycznego niezaspokojenia potrzeb materialnych i społecznych, 3) aby dzieci nawet w sytuacji ubóstwa rodziny, z której pochodzą, mogły cieszyć się dostępem do podstawowych dóbr i usług jak ich rówieśnicy.
Przykładem działań na rzecz tego ostatniego mogłaby być na przykład medycyna szkolna. Niestety proces transformacji przyniósł stopniowy demontaż medycyny szkolnej. Jak wynika z raportu Rzecznika Praw Obywatelskich ‘’Zdrowie dzieci i młodzieży w Polsce’’ już w pierwszej połowie lat 90 ze szkół zniknęli stomatologowie i pediatrzy ze szkół i dotąd ich obecności nie przywrócono ( mimo wieloletnich starań Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. A instytucja ta mogła pozwolić uczniom niezależnie od położenia rodziców i ich nawyków profilaktycznych, zapewnić badania w podstowym wymiarze wszystkim uczniom.
Polityka rodzinna powinna dążyć do osiągnięcia każdego z trzech wymienionych celów podstawowych. Zwłaszcza jeśli ważna jest dla nas nie tylko autonomia rodziny, ale także dobrobyt jej poszczególnych członków.Warto sobie o tym przypomnieć, przynajmniej przy okazji nadchodzącego niebawem Dnia Dziecka.