o żebraniu raz jeszcze
2011-07-17 23:15:56
Ku mojemu zaskoczeniu, poprzedni wpis o żebractwie wywołał na portalu lewica.pl wzburzenie co poniektórych, czego wyrazem były między innymi komentarze, do których takiej liczby nie nawykłem. Także ich treść w niektórych przypadkach mnie zaskoczyła, bowiem mój tekst został odczytany jako nieomal faszystowski.
W nawiązaniu do nich, chciałem kilka rzeczy wyjaśnić.
Czy żebractwo jest jakimś istotnym problemem dla lewicowej czy ogólnie politycznej refleksji? I w jakim kontekście?

Moim zdaniem żebractwo nie jest jakimś wielkim problemem samym w sobie, a staje problemem dopiero w kontekście problematyki wykluczenia. To z tej perspektywy a nie spoglądając przez pryzmat indywidualnego komfortu czy sumienia warto prowadzić na ten debat publiczną. Samopoczucie pozostałych mieszkańców ( w tym niżej podpisanego) jest tu sprawą absolutnie drugorzędną. Ja zresztą nie poświęcałem temu zbyt dużo uwagi w poprzednim wpisie. Istotniejsze jest pytanie: w jaki sposób żebractwo powiązane jest z wykluczeniem? A także w jaki sposób określone podejście wobec żebraków ( mam tu na myśli zarówno sumę działań indywidualnych jak i systemowe rozwiązania) może przekładać się na skalę i głębię wykluczenia społecznego?
Z tej perspektywy próbowałem przyjrzeć się temu zagadnieniu, choć mam wrażenie że ta perspektywa nie została właściwie zrozumiała.

Żebranie a wykluczenie

Moja pierwsza i zasadnicza teza jest taka, że samo żebractwo ( choć właściwie powinienem mówić o wybranych jego formach) oddziałuje negatywnie na stosunek społeczeństwa do wykluczonych a także – w przeważającej mierze – utrwala wykluczenie. W istocie chodziło mi ( co powinienem był zaznaczyć) o formy aktywnego żebractwa ( czego przykładem był opisany we wpisie case) a nie na przykład sytuacje, w których ktoś siedzi na ulicy z kartką na której prosi o pomoc. Ten drugi przypadek – choć sam w sobie również niekorzystny, gdyż jest upokarzający dla tych ludzi – nie ma jednak tak negatywnych skutków jeśli chodzi o stosunek reszty społeczeństwa do żebrzących i pośrednio także do wykluczonych.
Druga teza mówi, że dawanie tym ludziom pieniędzy – niezależnie czy intencją jest uspokojenie sumienia, brak asertywności pokazanie swej szlachetności czy też chęć świętego spokoju - legitymizuje praktykę żebractwa ( a jak wynika z tezy pierwszej) ono pogarsza symboliczny status wykluczonych.
Trzecia teza mówi o tym, że ulegając strategii ‘’pomocy na dziecko’’ legitymizujemy sytuację, w której dzieci te będą wykorzystywane w tym celu, a w niektórych przypadkach wręcz stworzymy bodźce stymulujące do dalszej rozrodczości. Tym samym sprawiamy, że ludzi który w tym uczestniczą ( często nie z własnej winy) będzie coraz więcej.

Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, którzy decydują się na żebranie. Niekiedy jest to konieczność a nie świadomy sposób na życie. Zresztą nie każda forma żebractwa prowadzi do tak negatywnych emocji ze strony społeczeństwa. Najbardziej to dotyczy sytuacji w której dochodzi do awantur.
Tak jak w opisanym przypadku. I to nie spowodowanych odmową udzielenia wsparcia, ale na przykład tym, że osoba nie chciała przyjąć wsparcia jakie sugerowałem. Proponując kupienie zupy lub innej potrawy dla dziecka spotkałem się z odmową, a to dopiero pociągnęło za sobą kłótnię między personelem a wspomnianą kobietą.
Oczywiście nie przytaczam tego przypadku w celu ferowania ocen moralnych Ani osoby żebrzącej. Ani osób, które jej chciała dać żywność według własnego uznania.. Ani tych którzy ją w końcu wyprosili. Ważny jest jedynie wpływ tego typu, dość częstych i powtarzalnych zdarzeń na sytuację osób wykluczonych i ich relację ze społeczeństwem względem którego powinno się ich reintegrować.

Źródła nieskuteczności

Spośród wszystkich komentarzy które pojawiły się pod tekstem, najbardziej interesujące były dla mnie te, które właśnie atakowały mój tekst z pozycji skuteczności, a nie te które zawierały dziwne ( choć czytelne dla mnie) aluzje do pewnych historyczno- ideologicznych tradycji. Przeświadczenie większości czytelników o bezskuteczności ( i tym samym bezwartościowości) sugerowanych przeze mnie recept zdawały się wynikać z dwóch rodzajów założeń.
W pierwszym podejściu, żebracy zawsze byli i będą i niezależnie co byśmy robili, nie zlikwidujemy tego zjawiska, więc pozwólmy tym ludziom żyć jak żyją i w ogóle niepotrzebnie się tym zajmujemy.
W drugim podejściu, żebractwo jest skorelowane z wykluczeniem, a to jest następstwem przyjęcia określonego systemu społecznego, neoliberalnego porządku, który nie dość że generuje wykluczenie to jeszcze przez to, że uszczupla domenę publicznej polityki społecznej ( i podporządkowuje je również neoliberalnej logice), która nie są w stanie zapewnić tym ludziom należytego wsparcia.

W obydwu tych narracjach jest sporo racji, ale mają one słabe punkty na poziomie wniosków.

Jeśli chodzi o ‘’odwieczny’’ charakter żebractwa, nie wydaje mi się żeby była to wystarczająca przesłanka by nie zajmowała się tym polityka społeczna. Nawet jeśli nie usuniemy zjawiska, możemy kształtować jego skalę i głębię oraz redukować społeczne koszty. Innymi słowy, możemy łagodzić problem. Tak samo jak z tego, że prostytucja jest odwiecznym zjawiskim nie wynika, że nie należy szukać rozwiązań które by ‘’cywilizowały’’ to zjawisko i chroniły osoby nim dotknięte.

Nie wystarczy leczenie przyczyn

Co do powiązania problemu żebractwa z neoliberalnym modelem przemian, coś jest na rzeczy. Tak samo jak w tym, że słabe państwo podporządkowane neoliberalnej logice może być mało skuteczne w zaspokojeniu potrzeb tych ludzi. Ale na tej konstatacji nie można poprzestać. Bo z tym problemem trzeba się jakoś mierzyć, a to właśnie służby publiczne mają instrumenty by sobie z tym jakoś radzić ( na pewno sensowniej niż to się dzieje w ramach indywidualnej, spontanicznej dystrybucji dokonywanej pod wpływem chwili). Czy mamy alternatywę? W wypowiedzi żadnego z komentatorów nie znalazłem innych konstruktywnych propozycji. Domyślam się jednak jaka to mogłaby być recepta. Budować taki sprawiedliwy model rozwoju, który by w ogóle nikogo nie zmuszał do żebrania. Najlepiej w ogóle obalić system i zacząć budować go od nowa, zgodnie z zasadami sprawiedliwości społecznej i tak by nikt nie popadł w stan wykluczenia i ubóstwa. To podejście jako szukanie pewnego kierunku działań, idei regulatywnej, mnie nie razi. Jest ono nawet pożyteczne dla tych, którzy chcą w istniejącym systemie zmienić coś na lepsze. Mimo szacunku dla tej perspektywy, nie można jednak sobie pozwolić by zastąpiła ona praktyczne szukanie cząstkowych rozwiązań, które adresowałyby problemy tu i teraz. Wielokrotnie pisałem, że polityka społeczna powinna być w większym stopniu prewencyjna i reintegracyjna, a nie głównie osłonowo-interencyjna ( jak to ma miejsce u nas obecne). Zapobieganie jest ważne, ale w obecnej sytuacji nie wystarczy. Nie żyjemy w społeczeństwie, w którym ład społeczny ma dopiero się narodzić a my zapobiec powstaniu wykluczeniu. Ono już jest. Co więcej, od dawna i to w dodatku reprodukuje się ramach miedzygeneracyjnego kulturowego dziedziczenia. A więc to nie tylko kwestia sytuacji ale także określonych wzorców zachowań. Bynajmniej nie poprawi się tego przy pomocy indywidualnej jałmużny ani nawet przebudowy stosunków pracy na takie, które by mniej marginalizowały i alienowały ludzi.
Bo ci ludzie już znaleźli się poza systemem i niełatwo ich weń włączyć z powrotem.

Znaczenie instytucji

Wobec tego muszą istnieć instytucje, które by tych wykluczonych wspierały.
Lekceważący stosunek ze strony licznych komentatorów do tych form instytucjonalnej pomocy jest dla mnie najbardziej niepokojący. Także dlatego, że to właśnie dzięki tym instytucjom i rozmaitym usługom publicznym zbudowano najbardziej sprawiedliwe modele kapitalizmu współczesności na skalę przynajmniej krajową. W Skandynawii gdzie wskaźniki wykluczenia są niewielkie, osiągnięto to w dużej mierze właśnie dzięki rozwijaniu i pragmatycznym modyfikowaniu usług publicznych, wspierających obywateli w trudnych sytuacjach, a nie dzięki temu, że dana formacja polityczna w pewnym momencie uznała sobie ‘’odtąd zaczynamy budować system sprawiedliwości społecznej’’.
Wiem, że u nas te instytucje działają inaczej niż w Niemczech czy Szwecji ( choć nie idealizowałbym też tamtych służb – wystarczy przeczytać wywiad z Maciejem Zarembą w najnowszej Polityce), ale można je modyfikować. Jednak by wiedzieć jakie są ich słabości i możliwości zmiany, trzeba mieć wiedzę na temat ich funkcjonowania ( stąd też między innymi wynikał mój postulat edukacji w tym zakresie). Oczywiście sama informacjach o służbach nie wystarczy, ale może być jednym z krokiem do celu jakim byłoby wygenerowanie presji społecznej w kierunku wzmocnienia i ulepszenia tych służb. Oczywiście nie zlikwiduje to problemu żebractwa ani wykluczenia ale jest to jakiś pomysł na sprawniejsze i bardziej systemowe mierzenie się z tymi kwestiami społecznymi.



poprzedninastępny komentarze