Dość kompromisu?
2012-10-11 12:14:00
Pierwsze głosowanie w sprawie zmian w prawie aborcyjnym za nami. Tym razem tzw. „kompromis” został poddany próbie z dwóch stron jednocześnie –zmierzającej do liberalizacji i zaostrzenia.
Do przeforsowania zmian jeszcze daleko, niemniej dzisiejsze głosowanie pokazało, że obecny układ sił w parlamencie raczej w kwestiach bioetycznych przechyla się w prawą stronę. O ile projekt Palikota przepadł, projekt Solidarnej Polski by zakazać aborcji nawet w sytuacji stwierdzenia nieodwracalnego uszkodzenia płodu, został skierowany do dalszych prac.
Nawet jeśli teraz nie wejdzie w życie, dzisiejsze głosowanie ukazuje pewną gotowość polskich decydentów by rozważyć to rozwiązanie w przyszłości. I to gotowość także w szeregach rządzącej obecnie partii.

Wydaje mi się, że realizacja tego projektu jest realnym scenariuszem. W odróżnieniu od zgłaszanych ongiś przez środowisko Marka Jurka postulatów całkowitego zakazu przerywania ciąży, projekt partii Zbigniewa Ziobry jedynie wyłącza jedną z sytuacji je umożliwiających. O ile nakaz urodzenia dziecka w sytuacji zagrożenie życia kobiety idzie za daleko nawet w oczach wielu katolików, o tyle pomysł by zrezygnować z klauzuli uszkodzenia płodu jako przesłanki dopuszczalnej aborcji, może być dla wielu osób o wrażliwości konserwatywnej przekonujące.

Zwłaszcza, ze zwolennicy tego rozwiązania przedstawiają to jako troskę o dzieci upośledzone, a dokonywanie na nich aborcji w takich wypadkach jako formę „eugeniki” i pozbawianie prawa do życia ( nienarodzonych jeszcze) dzieci niepełnosprawnych. Uderzenie w słabych jest więc rzekomo podwójne: w dzieci nienarodzone ( a więc w domyśle bezbronne) i jednocześnie niepełnosprawne ( a więc również szczególnie słabe). Dla kogoś kto ma serce po lewej stronę zarzut o dyskryminowanie lub wręcz zabijanie najsłabszych to duża dawka uderzeniowa, którą niełatwo zbyć. Przynajmniej mi.

Zwłaszcza zarzut o traktowanie życia dzieci niepełnosprawnych jako mniej wartościowego jest dla mnie ciężki do przełknięcia, zwłaszcza dziś gdy mam już na swoim drodze trochę doświadczeń w pracy z dzieckiem( a właściwie dorosłym już mężczyzną o wyglądzie dziecka) głęboko upośledzonym oraz w działaniach z ludźmi opiekującymi się niesamodzielnymi krewnymi, o których indywidualnych doświadczeniach miałem okazję słuchać To doświadczenie nie tylko nie odwodzi mnie od dotychczasowego” liberalnego” stanowiska, ale wręcz mnie w nim utwierdza. Jednak wydaje mi się, że o sprawie należy mówić ze spokojem i wyczuciem, bez inwektyw nawiązujących do praktyk hitlerowskich, eugeniki czy nawet szariatu. Przytoczę trzy zasadnicze argumenty, które warunkują moją postawę w tej materii.

Po pierwsze, uznaję, że dla części osób urodzenie bądź wychowywanie dziecka niepełnosprawnego jest źródłem sensu i wartości. Obecne prawo jednak nikomu nie odbiera do tego prawa. Nikt nie mówi o przymusowej aborcji w przypadku trwałego uszkodzenia płodu, ci, którzy wiedząc że płód jest uszkodzony, mogą zdecydować się na urodzenie dziecka. Natomiast ci, którzy nie czują się na siłach, powinni mieć możliwość zadecydowania inaczej. To oni w ogromnej mierze będą ponosić całym swoim życiem odpowiedzialność za wychowanie dziecka, więc to oni powinni mieć prawo do decydowania. A obecność dziecka niesamodzielnego w rodzinie całkowicie przeobraża dotychczasowe życie, zmienia pozycję rodzinę, zawodową, ogólnie społeczną takiej osoby. Co więcej, w takich przypadkach często się zdarza, że mężczyzna nie wytrzymuje takiej sytuacji i matka zostaje sama z koniecznością długotrwałej opieki i życia w nędzy, zdana na łaskę skromnej pomocy instytucjonalnej i ewentualnie sieci przyjaciół i krewnych, a dostęp do tego jest ograniczony i często z czasem maleje. Osoba sprawująca domową opiekę siłą rzeczy ma mniej możliwości nawiązywania nowych kontaktów i podtrzymania starych, zwłaszcza że wiele osób z otoczenia ucieka, przerasta. Mówię na podstawie przypadków które znam bezpośrednio, ale oczywiście sprawa ma bardziej generalny charakter.


Drugi argument wiąże się z kompletnie nieprzygotowanym systemem instytucji wparcia dla osób niesamodzielnych i opiekunów. Inicjatorzy zaostrzenia ustawy nie kiwnęli jak dotąd palcem by to zmienić ani działając w ramach rządzącego swego czasu Prawa i Sprawiedliwości ani później idąc własną drogą. A jak wygląda owo wsparcie? Tak, że osoba która oddaje się takiej całodobowej opiece nad niesamodzielnym dzieckiem, co oznacza konieczność rezygnacji pracy, otrzymuje 520 złotych ( teraz na wniosek o 100 złotych więcej , a w przyszłości już na stałe 620 zł co cały czas jest głodowym zasiłkiem, skazującym na życie w nędzy). Wielkość tego świadczenia od lat maleje w stosunku do minimalnego wynagrodzenia i nie nadąża za poziomem inflacji Opiekun nie może łączyć świadczenia z pracą, nawet w niepełnym wymiarze, a gdy chce pracować nie otrzymuje wsparcia, jednocześnie często nie będąc w stanie opłacić swoim podopiecznym adekwatnej opieki na czas nie obecności. Nie otrzymuje jej także ze strony gminy. Nawet wówczas gdy idzie się leczyć. Możliwości rehabilitacji są niewielkie, a nie rosnący od lat dodatek z tytułu rehabilitacji przysługuje tylko osobom spełniającym restrykcyjne kryterium dochodowe. Sensowne propozycje zawarte w projekcie ustawy pielęgnacyjnej oferują zakładają szereg dostępnych usług opiekuńczych, ale niestety jak dotąd mają być adresowane do niesamodzielnych osób dorosłych, a nie dzieci. Katalog niedogodności i systemowego zaniechania jest obszerny, ale sama powyższa próbka pokazuje, że system jest bardzo słabo przygotowany na rosnącą liczbę niesamodzielnych dzieci. Może więc od tego warto zacząć? Ale stworzenie kompleksowego systemu wsparcia jest znacznie trudniejsze niż stworzenie prawnego zakazu, więc politycy nie kwapią się by podjąć to wyzwanie.

Trzeci argument wiąże się z tym, że samo wprowadzenie zakazu być może powstrzyma przed aborcją tylko część kobiet w takiej sytuacji. Reszta będzie dokonywać to innymi metodami, w aborcyjnym podziemiu. A więc w gorszych warunkach, drożej, często z silnym pognębienia i napiętnowania. Czy pomysłodawcy tego projektu zdają sobie z tego sprawę na co część tych kobiet skazuje. Część kobiet zaś które pod wpływem zewnętrznego zakazu ani indywidualnej woli urodzi dziecko w takich okolicznościach i tak się będzie skłonna go zrzec po urodzeniu, przekazując je do instytucji opieki całodobowej, gdzie nie będzie ono miało możliwości zaznania matczynego ciepła. Mało jest rzeczy bardziej przygnębiających niż fakt, że dziecko jest niekochane, a w przypadku dzieci nie rokujących usamodzielnienia, tragizm ich sytuacji pogarsza fakt, że deficytów rodzinnych nie będą one mogły sobie „ kompensować” założeniem własnej rodziny w przyszłości.


Jeśli ustawodawca troszczy się o los najsłabszych dzieci niepełnosprawnych, niech zacznie tworzyć bardziej przyjazny system dla tych, którzy już żyją i ich rodziców. Oni tego bardzo potrzebują.
Co więcej, tworząc taki system, zwiększają szanse, że niektóre kobiety osób, które obecnie dokonały aborcji wiedząc, że nie zdołają takiego dziecka wychować, przy lepszej sieci wsparcia może podjęłyby inną decyzję. W chwili obecnej jednak jesteśmy bardzo daleko od takiego scenariusza.
Punktem wyjścia więc musi być debata na temat lepszej pomocy osobom niepełnosprawnym, w tym niesamodzielnym. Niestety istnieje w polskim parlamencie, nie tyle kompromis co konsensus, jeśli chodzi o nieskłonność podejmowania tej problematyki.

Czy któraś z partii owo konsekwentne przemilczanie tego problemu zechce przełamać?

poprzedninastępny komentarze