2012-11-21 20:36:21
Na dziś – 21 listopada - przypada Dzień Pracownika Socjalnego. Mało kto o tym pamięta, mimo że to właśnie ta grupa zawodowa podtrzymuje strukturę społeczną w tych jej najsłabszych, najbardziej zagrożonych dezintegracją fragmentach. Nawet gdy już przypominamy sobie o znaczeniu tej sfery, pracownik socjalny w jej obrębie niekiedy postrzegany jest jako bezosobowy zasób przy pomocy którego realizowana jest polityka socjalna. Rzadko natomiast myślimy o przedstawicielach owej profesji właśnie jako o pracownikach, z katalogiem praw, zadań i dylematów związanych z tego typu pracą.
Może warto o tym przypomnieć, zwłaszcza że – zaryzykuję stwierdzenie – jedną z głównych słabości realizacji polityki integracji społecznej i zwalczania wykluczenia jest właśnie wadliwe podejście państwa do pracy przedstawicieli służb społecznych. Pracowników socjalnych lekką ręką się zwalnia, pozostałym dorzuca obowiązków i nie podnosi pensji. Niechętnie też myśli się o dodatkowych uprawnieniach na rzecz grupy pracowniczej, która szczególnie przecież zagrożona jest wypaleniem zawodowym ( burn out syndrom). Dzisiejszy dzień jest dobrą okazją by chwilę podumać nad tymi zagadnieniami.
W zeszłym roku wyszedł ciekawy raport pod red. Marka Rymszy poświęcony pracownikom socjalnym. Przebadano dużą próbkę złożoną z pracowników OPS, PCPR-ów a także uzupełniająco z różnych instytucji specjalistycznych ( CISy, schroniska i noclegownie dla bezdomnych, ośrodki wsparcia dziennego, ale bez uwzględnienia DPS-ów!).
W zawartej w części wstępnej charakterystyce tejże grupy znalazłem takie oto informację na temat prawnych warunków jej zatrudnienia. Okazuje się, że:
85,9% respondentów pracuje na podstawie umowy o pracę na czas nieokreślony.
12% - na podstawie umowy o pracę na czas określony
1,3% - na podstawie umowy o pracę na zastępstwo.( Rymsza, 2011.s.37-38)
Gdyby oprzeć się na tych liczbach ( a można przyjąć że są one reprezentatywne dla struktury zatrudnienia w placówkach badanego typu) wydawałoby się, że sytuacja jest nienajgorsza. Oto 99% pracowników socjalnych jest zatrudnionych kodeksowo, a więc może korzystać z praw pracowniczych. Dodajmy do tego, że 97,7% respondentów jest zatrudnionych na pełny etat ( co niewątpliwie zmniejsza - choć nie likwiduje go - ryzyko ubóstwa). Te dane nie mówią jednak wszystkiego.
W dobie rozlewającej się prekaryzacji stosunków pracy jest to bądź co bądź imponujący i budujący wynik. Gdyby jednak uwzględnić inne zmienne, sytuacja wcale nie jawiłaby się aż tak różowo. Z samego wspomnianego raportu dowiadujemy się zresztą, że „ respondenci cenią sibie stabilność zatrudnienia, która w pewien sposób rekompensuje niewystarczająco zarobki i inne niedogodności”.
No właśnie, cały szkopuł w owych niedogodnościach. A jest ich sporo i są poważne. Tak z punktu widzenia sytuacji społecznej samych pracowników socjalnych jak i skuteczności pomocy społecznej w realizacji jej funkcji.
Pierwsza kwestia to niskie zarobki. Wspomniany wyżej raport o tym nie informuje, ale z licznych źródeł wiadomo, że często są one bardzo niskie.( wystarczyć wpisać to zagadnienie na internetowych portalach, by poczytać jak głodowe bywa to pensja, często w granicach 1000-1500zł). Pamiętajmy, że w polskich realiach nawet coraz słabiej dostępna zdobycz welfare state jaką jest umowa o pracę, nie gwarantuje godziwego poziomu życia, a często towarzyszy jej ubóstwo pracownika i jego rodziny. Polskich working poor znajdziemy także w szeregach pracowników etatowych. W sferze socjalnej myślę, że bardzo często. Jest to niepokojące, tym bardziej że od wielu lat postępuje coraz większa profesjonalizacja przedstawicieli tego zawodu, co powinno przekładać się jednak na bardziej dynamiczne podniesienie zarobków. W przeciwnym razie może nie powieść się pozyskiwanie wysoce wykwalifikowanych, zmotywowanych ludzi, którzy sporo zainwestowali w swoje kompetencje. A jest to przy okazji jeden z czynników skuteczności systemu pomocy społecznej. Oczywiście wiem, że wiele osób ma motywację wewnętrzną, a wspomniany raport pokazuje, że wśród młodej generacji pracowników socjalnych element przypadkowości w wyborze tego zawodu jest mniej częsty niż wśród tych, którzy podejmowali tę pracę wiele lat temu. Niemniej, polityka publiczna nie powinna na tym ludzkim potencjale pasożytować, nie dając nic w zamian. Poza tym, owe motywacje może się szybko wyczerpać, gdy zderzą się z brutalnymi realiami pracy za grosze i w złych warunkach socjalno-bytowych.
Drugi problem to zbyt duże obciążenie pracą przy stosunkowo niewysokim poziomie zatrudnienia pracowników w relacji do liczby klientów i ich potrzeb. Badania prowadzone swego czasu na Mazowszu przez prof. Grewińskiego wykazały, że łamana bywa ustawowa proporcja liczby pracowników przypadających na liczbę mieszkańców. Efekt tego jest taki, że ci, którzy tę pracę mają, zostają przygnieceni obowiązkami ( często także tymi biurokratycznymi, papierkowymi) co z jednej strony zwiększa ryzyko rutynizacji czy wręcz wypalenia, jak i – nawet bez tych wspomnianych skutków – utrudnia efektywną pracą socjalną z adresatem pomocy ( o pracy ze społecznością w ramach koncepcji community development nie ma w tych okolicznościach nawet co marzyć). Także ze swoich rozmów ze znanymi mi pracownikami socjalnymi wiem, że jest to jeden z najczęściej zauważanych przez nich problemów. Zatrudniali się tu by pomagać ludziom i pracować z nimi, a z konieczności skupiają się na wypłacaniu im świadczeń i weryfikacji ich uprawnień a także kontroli tego na ile są one wykorzystywane. Na to skarżą się częściej niż na złe warunki pracy i - często przecież niełatwe – kontakty z klientami.
Praca socjalna jako inwestycja
Ten mechanizm również uderza nie tylko w komfort i poczucie sensu pracy wspomnianej grupy, ale stanowi o trudności pomocy społecznej w skutecznej realizacji swoich funkcji. Same transfery pieniężne w obliczu postępującej i utrwalającej się pauperyzacji polskiego społeczeństwa są oczywiście konieczne ( metafora wędki zamiast ryby nie powinna być chyba jeszcze traktowana jako credo) ale z pewnością nie wystarczające. Jeśli pomoc społeczna będzie się głównie na nich opierać, a nie na sprofesjonalizowanej, także środowiskowej i skoordynowanej z działalnością innych służb pracy socjalnej, nie uda się istotnie zmniejszyć biedy i wykluczenia w Polsce. Same zasiłki, nawet gdyby je istotnie podniesiono i upowszechniono, nie zredukują problemu ubóstwa, a tym bardziej wykluczenia, które zazwyczaj jest wielowymiarowe i ma swój silny poza-dochodowy aspekt.
Gminy nie mogą nie wypłacić zasiłku, który jest świadczeniem obligatoryjnym. Oszczędzają więc na pracy socjalnej ( przy czym w dłuższej perspektywie jest to oszczędność pozorna, przynosząca wiele skutków ubocznych. Tak społecznych jak i ekonomicznych). Niestety patrząc krótkowzrocznie tego się nie widzi. Natomiast niezadowalająca skuteczność pomocy społecznej ( o którą trudno w obliczu deficytu pracy socjalnej z jednostką, grupą czy społecznością w celu przezwyciężenia ich problemów) prowadzi niektórych decydentów do wniosku, że skoro nie przynosi to wymiernych efektów, po co ładować w to większą kasę ze szczupłego nieraz lokalnego budżetu. Wobec czego dalej nie inwestuje się w tą sferę, w tym w większe zatrudnienie pracowników socjalnych, które dzięki temu mogliby wejść w teren. Powstały wprawdzie na mocy innej ustawy ( o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej) funkcje asystenta rodziny, który ma się w całości zająć pracą z rodziną zagrożoną dezintegracją, w tym odebraniem dziecka, ale póki co większość gmin nie kwapi się by tego typu pracowników zatrudniać i przekwalifikowywać. Potem samorządy zapłacą kilka razy więcej, gdy dziecko będzie trzeba zabrać rodzinie i umieścić w instytucjach pieczy zastępczej( nie mówiąc o nieodwracalnych skutkach dla dziecka). Krótkowzroczność.
Zwiększyć łączą pulę środków, a następnie stopniowo zwiększać wynagrodzenia i zatrudnienie
Temu wadliwego podejściu, za które słono będzie musiało zapłacić kolejne pokolenia ponosząc skutki obecnych zaniedbań na polu socjalnym, należy przeciwstawić inne, w którym walka z wykluczeniem społecznym byłaby traktowana jako inwestycja, na którą nie należy skąpić środków. Należy za to wraz z postępującą profesjonalizacją pracowników socjalnych zadbać o podwyższenie wynagrodzeń i obudowanie tego różnymi działaniami wspierającymi i motywującymi osoby wypływające na ową „ głęboką wodę”( jak brzmiał nagrodzony film o pracownikach socjalnych) a także podniesienie zatrudnienia w tym sektorze. Tak aby dotychczasową pracę można było rozłożyć na większą osób i uwolnić istniejące możliwości do bezpośredniej pracy socjalny. Wydaje się, że obydwie zmiany powinny iść równolegle, tak by jeden cel nie osiągany był kosztem drugiego. Samo zwiększenie wynagrodzeń ( choć samo w sobie słuszne) nie sprawi automatycznie że praca socjalna będzie mogła rozkwitnąć na większą skalę; z kolei zatrudnienie większej liczby osób ( również słuszne i potrzebne) gdy będą pracować za nie grosze, również nie da spodziewanych efektów. Lepiej więc iść dwutorowo i stopniowo podnosić współczynniki zatrudnienia i wynagrodzenia.
Tak czy inaczej, potrzebne jest zwiększenie środków tak po stronie gmin jak i ogólnej polityki państwa, a to zaś powinna poprzedzić zmiana w myśleniu nie tylko o samej walce z wykluczeniem społecznym ile roli tej walki w bardziej ogólnych, systemowych strategiach rozwojowych ( w sposób bardziej pogłębiony pisałem o tym w Nowym Obywatelu w tekście „ Przeciw wykluczeniu.W Poszukiwaniu strategii). Bez dołączenia dodatkowego wagonu pieniędzy modernizacja systemu pomocy społecznej i kompleksowa, szeroko zakrojona praca socjalna nie ruszy. A w tej chwili- w świetle raportów Eurostatu z 2012 roku wydajemy po Włochach, najniższy udział PKB na ten cel. 0,2%PKB przy średniej unijnej na poziomie 1%!. Pracownicy socjalni - ci pracujący i ci potencjalni, dla których pracy brak, odczuwają to na własnej skórze i po kieszeniach.
Widać, że stopniowo przedstawiciele tej grupy zaczynają się organizować w obronie swoich praw. Przykładem jest pikieta zagrożonych redukcją zatrudnienia pracowników OPS z Warszawskiego Śródmieścia ( sprawę opisał tygodnik „ Solidarność). Potrzebna wydaje się jednak presja na skalę bardziej systemową, w którą mogliby też włączyć się obywatele z innych branż. W tak niestabilnych czasach każdy jednak może znaleźć się w trudnej sytuacji życiowej, a na to w pierwszej kolejności ma odpowiada pomoc społeczna i działający w niej pracownicy socjalni. Oni z racji wykonywanego zawodu przyczyniają się do tego, że nasz system społeczny staje się nieco bardziej solidarny. Oby społeczeństwo i państwo okazało się solidarne także z nimi.
Może warto o tym przypomnieć, zwłaszcza że – zaryzykuję stwierdzenie – jedną z głównych słabości realizacji polityki integracji społecznej i zwalczania wykluczenia jest właśnie wadliwe podejście państwa do pracy przedstawicieli służb społecznych. Pracowników socjalnych lekką ręką się zwalnia, pozostałym dorzuca obowiązków i nie podnosi pensji. Niechętnie też myśli się o dodatkowych uprawnieniach na rzecz grupy pracowniczej, która szczególnie przecież zagrożona jest wypaleniem zawodowym ( burn out syndrom). Dzisiejszy dzień jest dobrą okazją by chwilę podumać nad tymi zagadnieniami.
W zeszłym roku wyszedł ciekawy raport pod red. Marka Rymszy poświęcony pracownikom socjalnym. Przebadano dużą próbkę złożoną z pracowników OPS, PCPR-ów a także uzupełniająco z różnych instytucji specjalistycznych ( CISy, schroniska i noclegownie dla bezdomnych, ośrodki wsparcia dziennego, ale bez uwzględnienia DPS-ów!).
W zawartej w części wstępnej charakterystyce tejże grupy znalazłem takie oto informację na temat prawnych warunków jej zatrudnienia. Okazuje się, że:
85,9% respondentów pracuje na podstawie umowy o pracę na czas nieokreślony.
12% - na podstawie umowy o pracę na czas określony
1,3% - na podstawie umowy o pracę na zastępstwo.( Rymsza, 2011.s.37-38)
Gdyby oprzeć się na tych liczbach ( a można przyjąć że są one reprezentatywne dla struktury zatrudnienia w placówkach badanego typu) wydawałoby się, że sytuacja jest nienajgorsza. Oto 99% pracowników socjalnych jest zatrudnionych kodeksowo, a więc może korzystać z praw pracowniczych. Dodajmy do tego, że 97,7% respondentów jest zatrudnionych na pełny etat ( co niewątpliwie zmniejsza - choć nie likwiduje go - ryzyko ubóstwa). Te dane nie mówią jednak wszystkiego.
W dobie rozlewającej się prekaryzacji stosunków pracy jest to bądź co bądź imponujący i budujący wynik. Gdyby jednak uwzględnić inne zmienne, sytuacja wcale nie jawiłaby się aż tak różowo. Z samego wspomnianego raportu dowiadujemy się zresztą, że „ respondenci cenią sibie stabilność zatrudnienia, która w pewien sposób rekompensuje niewystarczająco zarobki i inne niedogodności”.
No właśnie, cały szkopuł w owych niedogodnościach. A jest ich sporo i są poważne. Tak z punktu widzenia sytuacji społecznej samych pracowników socjalnych jak i skuteczności pomocy społecznej w realizacji jej funkcji.
Pierwsza kwestia to niskie zarobki. Wspomniany wyżej raport o tym nie informuje, ale z licznych źródeł wiadomo, że często są one bardzo niskie.( wystarczyć wpisać to zagadnienie na internetowych portalach, by poczytać jak głodowe bywa to pensja, często w granicach 1000-1500zł). Pamiętajmy, że w polskich realiach nawet coraz słabiej dostępna zdobycz welfare state jaką jest umowa o pracę, nie gwarantuje godziwego poziomu życia, a często towarzyszy jej ubóstwo pracownika i jego rodziny. Polskich working poor znajdziemy także w szeregach pracowników etatowych. W sferze socjalnej myślę, że bardzo często. Jest to niepokojące, tym bardziej że od wielu lat postępuje coraz większa profesjonalizacja przedstawicieli tego zawodu, co powinno przekładać się jednak na bardziej dynamiczne podniesienie zarobków. W przeciwnym razie może nie powieść się pozyskiwanie wysoce wykwalifikowanych, zmotywowanych ludzi, którzy sporo zainwestowali w swoje kompetencje. A jest to przy okazji jeden z czynników skuteczności systemu pomocy społecznej. Oczywiście wiem, że wiele osób ma motywację wewnętrzną, a wspomniany raport pokazuje, że wśród młodej generacji pracowników socjalnych element przypadkowości w wyborze tego zawodu jest mniej częsty niż wśród tych, którzy podejmowali tę pracę wiele lat temu. Niemniej, polityka publiczna nie powinna na tym ludzkim potencjale pasożytować, nie dając nic w zamian. Poza tym, owe motywacje może się szybko wyczerpać, gdy zderzą się z brutalnymi realiami pracy za grosze i w złych warunkach socjalno-bytowych.
Drugi problem to zbyt duże obciążenie pracą przy stosunkowo niewysokim poziomie zatrudnienia pracowników w relacji do liczby klientów i ich potrzeb. Badania prowadzone swego czasu na Mazowszu przez prof. Grewińskiego wykazały, że łamana bywa ustawowa proporcja liczby pracowników przypadających na liczbę mieszkańców. Efekt tego jest taki, że ci, którzy tę pracę mają, zostają przygnieceni obowiązkami ( często także tymi biurokratycznymi, papierkowymi) co z jednej strony zwiększa ryzyko rutynizacji czy wręcz wypalenia, jak i – nawet bez tych wspomnianych skutków – utrudnia efektywną pracą socjalną z adresatem pomocy ( o pracy ze społecznością w ramach koncepcji community development nie ma w tych okolicznościach nawet co marzyć). Także ze swoich rozmów ze znanymi mi pracownikami socjalnymi wiem, że jest to jeden z najczęściej zauważanych przez nich problemów. Zatrudniali się tu by pomagać ludziom i pracować z nimi, a z konieczności skupiają się na wypłacaniu im świadczeń i weryfikacji ich uprawnień a także kontroli tego na ile są one wykorzystywane. Na to skarżą się częściej niż na złe warunki pracy i - często przecież niełatwe – kontakty z klientami.
Praca socjalna jako inwestycja
Ten mechanizm również uderza nie tylko w komfort i poczucie sensu pracy wspomnianej grupy, ale stanowi o trudności pomocy społecznej w skutecznej realizacji swoich funkcji. Same transfery pieniężne w obliczu postępującej i utrwalającej się pauperyzacji polskiego społeczeństwa są oczywiście konieczne ( metafora wędki zamiast ryby nie powinna być chyba jeszcze traktowana jako credo) ale z pewnością nie wystarczające. Jeśli pomoc społeczna będzie się głównie na nich opierać, a nie na sprofesjonalizowanej, także środowiskowej i skoordynowanej z działalnością innych służb pracy socjalnej, nie uda się istotnie zmniejszyć biedy i wykluczenia w Polsce. Same zasiłki, nawet gdyby je istotnie podniesiono i upowszechniono, nie zredukują problemu ubóstwa, a tym bardziej wykluczenia, które zazwyczaj jest wielowymiarowe i ma swój silny poza-dochodowy aspekt.
Gminy nie mogą nie wypłacić zasiłku, który jest świadczeniem obligatoryjnym. Oszczędzają więc na pracy socjalnej ( przy czym w dłuższej perspektywie jest to oszczędność pozorna, przynosząca wiele skutków ubocznych. Tak społecznych jak i ekonomicznych). Niestety patrząc krótkowzrocznie tego się nie widzi. Natomiast niezadowalająca skuteczność pomocy społecznej ( o którą trudno w obliczu deficytu pracy socjalnej z jednostką, grupą czy społecznością w celu przezwyciężenia ich problemów) prowadzi niektórych decydentów do wniosku, że skoro nie przynosi to wymiernych efektów, po co ładować w to większą kasę ze szczupłego nieraz lokalnego budżetu. Wobec czego dalej nie inwestuje się w tą sferę, w tym w większe zatrudnienie pracowników socjalnych, które dzięki temu mogliby wejść w teren. Powstały wprawdzie na mocy innej ustawy ( o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej) funkcje asystenta rodziny, który ma się w całości zająć pracą z rodziną zagrożoną dezintegracją, w tym odebraniem dziecka, ale póki co większość gmin nie kwapi się by tego typu pracowników zatrudniać i przekwalifikowywać. Potem samorządy zapłacą kilka razy więcej, gdy dziecko będzie trzeba zabrać rodzinie i umieścić w instytucjach pieczy zastępczej( nie mówiąc o nieodwracalnych skutkach dla dziecka). Krótkowzroczność.
Zwiększyć łączą pulę środków, a następnie stopniowo zwiększać wynagrodzenia i zatrudnienie
Temu wadliwego podejściu, za które słono będzie musiało zapłacić kolejne pokolenia ponosząc skutki obecnych zaniedbań na polu socjalnym, należy przeciwstawić inne, w którym walka z wykluczeniem społecznym byłaby traktowana jako inwestycja, na którą nie należy skąpić środków. Należy za to wraz z postępującą profesjonalizacją pracowników socjalnych zadbać o podwyższenie wynagrodzeń i obudowanie tego różnymi działaniami wspierającymi i motywującymi osoby wypływające na ową „ głęboką wodę”( jak brzmiał nagrodzony film o pracownikach socjalnych) a także podniesienie zatrudnienia w tym sektorze. Tak aby dotychczasową pracę można było rozłożyć na większą osób i uwolnić istniejące możliwości do bezpośredniej pracy socjalny. Wydaje się, że obydwie zmiany powinny iść równolegle, tak by jeden cel nie osiągany był kosztem drugiego. Samo zwiększenie wynagrodzeń ( choć samo w sobie słuszne) nie sprawi automatycznie że praca socjalna będzie mogła rozkwitnąć na większą skalę; z kolei zatrudnienie większej liczby osób ( również słuszne i potrzebne) gdy będą pracować za nie grosze, również nie da spodziewanych efektów. Lepiej więc iść dwutorowo i stopniowo podnosić współczynniki zatrudnienia i wynagrodzenia.
Tak czy inaczej, potrzebne jest zwiększenie środków tak po stronie gmin jak i ogólnej polityki państwa, a to zaś powinna poprzedzić zmiana w myśleniu nie tylko o samej walce z wykluczeniem społecznym ile roli tej walki w bardziej ogólnych, systemowych strategiach rozwojowych ( w sposób bardziej pogłębiony pisałem o tym w Nowym Obywatelu w tekście „ Przeciw wykluczeniu.W Poszukiwaniu strategii). Bez dołączenia dodatkowego wagonu pieniędzy modernizacja systemu pomocy społecznej i kompleksowa, szeroko zakrojona praca socjalna nie ruszy. A w tej chwili- w świetle raportów Eurostatu z 2012 roku wydajemy po Włochach, najniższy udział PKB na ten cel. 0,2%PKB przy średniej unijnej na poziomie 1%!. Pracownicy socjalni - ci pracujący i ci potencjalni, dla których pracy brak, odczuwają to na własnej skórze i po kieszeniach.
Widać, że stopniowo przedstawiciele tej grupy zaczynają się organizować w obronie swoich praw. Przykładem jest pikieta zagrożonych redukcją zatrudnienia pracowników OPS z Warszawskiego Śródmieścia ( sprawę opisał tygodnik „ Solidarność). Potrzebna wydaje się jednak presja na skalę bardziej systemową, w którą mogliby też włączyć się obywatele z innych branż. W tak niestabilnych czasach każdy jednak może znaleźć się w trudnej sytuacji życiowej, a na to w pierwszej kolejności ma odpowiada pomoc społeczna i działający w niej pracownicy socjalni. Oni z racji wykonywanego zawodu przyczyniają się do tego, że nasz system społeczny staje się nieco bardziej solidarny. Oby społeczeństwo i państwo okazało się solidarne także z nimi.