2013-02-04 13:50:38
Przeciwnicy kandydatury Anny Grodzkiej na stanowisko wicemarszałka Sejmu jako kontrargument podają to, że rzekomo nie odnalazła się w Sejmie i jest postacią jednego tematu – praw mniejszości seksualnych, w tym zwłaszcza osób trans płciowych.
Argumentacja to fałszywa z wielu powodów.
Po pierwsze, to że jest postrzegana przez pryzmat jej tożsamości seksualnej a nie realnych dokonań i poglądów jest efektem nie tyle jej działalności co właśnie języka prawicowych polityków i komentatorów, które do tego ją sprowadzają. Sami więc eskalują pewien medialny klimat wokół niej, a następnie przypisać jej za to odpowiedzialność. Ona sama ani się nie obnosi się ze swoją trans-płuciowością tylko po prostu jest sobą, w zgodzie z tym co podpowiada jej własna tożsamość. Trudno robić z tego zarzut. To, że każdy, nawet najbardziej dyskretny, przejaw w sferze publicznej czyjejś nie-heteronormatywnej tożsamości byłby traktowany za epatowanie nią pokazuje jak daleko nam do równościowych standardów. To tak jakby polityk musiał tłumaczyć się z tego, że jest heteroseksualnym mężczyzną i nie mógł sobie pozwolić np. na pojawienie się z żoną czy partnerką na ulicy bez narażenia na szykany. Uznalibyśmy to – słusznie zresztą - za absurd. Tak samo absurdalne traktowanie w ten sposób publicznych osób nie-heteroseksualnych i trans-płciowych. Co zresztą ciekawe, to właśnie politycy z prawej strony mają częściej skłonność do obnoszenia się swoim statusem w życiu osobistym, np. szczycąc się publicznie iż są przykładnymi ojcami wielodzietnych rodzin.
Po drugie, jeśli spojrzymy na aktywność Anny Grodzkiej trudno powiedzieć, że jest osobą zainteresowaną tylko jednym tematem. Założona przez nią grupa Społeczeństwo„Fair” podejmuje wiele kwestii społecznych ( w tym pracowniczych, ekologicznych i socjalnych). Organizowała np. spotkania poświęcone ubóstwu i wykluczeniu społecznego. Podejmuje ona także tematykę szerszą niż to czym zajmuje się debata polityczna i zmierza do przesunięcia agendy na lewo względem głównego nurtu. Jej aktywność wyraża się także licznymi interpelacjami poselskimi, co zmusza do większego merytorycznego wysiłku stosowne organy i poszerza wiedzę o polityce publicznej.
Po trzecie, nawet gdyby była ( choć nie jest!) posłanką zajmującą się głównie jednym obszarem tematycznym, np. prawami rozmaitych mniejszości do pełnoprawnego uczestnictwa w społeczeństwie, czy należałoby robić z tego zarzut?. W Parlamencie kolejnych kadencji jest sporo posłów, którzy zajmują się wycinkiem polityki publicznej ( np. sprawami zagranicznymi) a nie wszystkimi sprawami. Ważne żeby to co robili robili fachowo i uczciwie. Ci politycy jednak często nie są szczególnie rozpoznawalni, zaś prym wiodą ci, którzy z lekkością wypowiadają się na każdy temat, niekoniecznie w sposób merytoryczny i pogłębiony. Tego zresztą media nie wymagają.
Sprawa mniejszości seksualnych ponadto wbrew pozorom wcale nie jest aż tak wąska. I nie chodzi nawet o samą liczebność osób odbiegających od hetero-normatywnego wzorca ale przede wszystkim wielość kontekstów, w których te osoby narażone są na nieprzyjemności i bariery uczestnictwa, a w skrajnych sytuacjach na przemoc i wykluczenie. A istnienie takich praktyk nie jest wyłącznie sprawą mniejszości których to dotyka, ale czymś co obciąża całą wspólnotę którą tworzymy. Dobrze by ktoś z naszych parlamentarnych reprezentantów nad tym czuwał.
Po czwarte, także w staraniach o fotel wicemarszałka wcześniejsze zaangażowanie w dany obszar tematyczny danego posła, nie powinno być czynnikiem dyskwalifikującym go. Wszyscy pamiętamy Marka Jurka jako marszałka Sejmu. Była to osoba, wobec której znacznie bardziej uprawniona jest ocena że to polityk jednego tematu, nota bene też związanego ze sferą życia intymnego. Choć dla wielu osób, nawet po prawej stronie, jego poglądy były kontrowersyjne czy wręcz nie do przyjęcia, akurat z ich powodu nie odbierano mu politycznego czy moralnego mandatu do piastowania funkcji Marszałka Sejmu. Czemu tu mielibyśmy stosować znacznie bardziej rygorystyczne kryteria oceny?
Funkcja Marszałka i jego zastępców, choć wysoko usytuowana konstytucyjnie i istotna dla przebiegu obrad i kreowania kultury politycznej, jest jednak poza okresami wyjątkowymi ( jak. np. po śmierci Prezydenta, co przerobiliśmy po katastrofie smoleńskiej) w sporej mierze formalna i symboliczna, wobec czego zakres tematów którym zajmował się dany poseł przed jej objęciem nie powinien mieć tu większego znaczenia. Ważne wydają mi się akurat w kontekście tego stanowiska nastawienie i cechy osobowościowe ( prawdopodobnie częściowo inne niż te których oczekiwałbym po liderach partii czy szefie rządu) . Wśród pożądanych przymiotów wymieniłbym rzeczowość, wyważenie i pewną dozę koncyliacyjności. Pani Grodzka wydaje mi się je spełniać. W świetle tychże kryteriów wątpliwości budzi natomiast Stefan Niesiołowski, nawet abstrahując od tego że nie zgadzam się z większością jego poglądów. Ta jednak postać nie budzi aż takich kontrowersji w kontekście zasiadania na tym stanowisku. Znów ujawnia się nasze stosowanie innych standardów wyrozumiałości do osób ze względu na orientację.
Jak powiedziałem funkcja marszałków ma symboliczny aspekt. Obecność osoby trans płciowej na tym stanowisku może przypomnieć, że w naszej rzeczywistości także są ludzie o takich potrzebach i że mogą one kompetentnie pełnić swe role społecznie a z czasem być traktowane neutralnie i budzić w zależności od indywidualnych zasług sympatię. Sądząc po dotychczasowej aktywności Pani Posłanki można szacować, że dobrze odnajdzie się na tym stanowisku. Choć będzie to zależało nie tylko od niej samej ale także o tego jaki klimat wokół tego zostanie stworzony w dyskursie publicznym. A to już wyzwanie dla nas wszystkich.
Argumentacja to fałszywa z wielu powodów.
Po pierwsze, to że jest postrzegana przez pryzmat jej tożsamości seksualnej a nie realnych dokonań i poglądów jest efektem nie tyle jej działalności co właśnie języka prawicowych polityków i komentatorów, które do tego ją sprowadzają. Sami więc eskalują pewien medialny klimat wokół niej, a następnie przypisać jej za to odpowiedzialność. Ona sama ani się nie obnosi się ze swoją trans-płuciowością tylko po prostu jest sobą, w zgodzie z tym co podpowiada jej własna tożsamość. Trudno robić z tego zarzut. To, że każdy, nawet najbardziej dyskretny, przejaw w sferze publicznej czyjejś nie-heteronormatywnej tożsamości byłby traktowany za epatowanie nią pokazuje jak daleko nam do równościowych standardów. To tak jakby polityk musiał tłumaczyć się z tego, że jest heteroseksualnym mężczyzną i nie mógł sobie pozwolić np. na pojawienie się z żoną czy partnerką na ulicy bez narażenia na szykany. Uznalibyśmy to – słusznie zresztą - za absurd. Tak samo absurdalne traktowanie w ten sposób publicznych osób nie-heteroseksualnych i trans-płciowych. Co zresztą ciekawe, to właśnie politycy z prawej strony mają częściej skłonność do obnoszenia się swoim statusem w życiu osobistym, np. szczycąc się publicznie iż są przykładnymi ojcami wielodzietnych rodzin.
Po drugie, jeśli spojrzymy na aktywność Anny Grodzkiej trudno powiedzieć, że jest osobą zainteresowaną tylko jednym tematem. Założona przez nią grupa Społeczeństwo„Fair” podejmuje wiele kwestii społecznych ( w tym pracowniczych, ekologicznych i socjalnych). Organizowała np. spotkania poświęcone ubóstwu i wykluczeniu społecznego. Podejmuje ona także tematykę szerszą niż to czym zajmuje się debata polityczna i zmierza do przesunięcia agendy na lewo względem głównego nurtu. Jej aktywność wyraża się także licznymi interpelacjami poselskimi, co zmusza do większego merytorycznego wysiłku stosowne organy i poszerza wiedzę o polityce publicznej.
Po trzecie, nawet gdyby była ( choć nie jest!) posłanką zajmującą się głównie jednym obszarem tematycznym, np. prawami rozmaitych mniejszości do pełnoprawnego uczestnictwa w społeczeństwie, czy należałoby robić z tego zarzut?. W Parlamencie kolejnych kadencji jest sporo posłów, którzy zajmują się wycinkiem polityki publicznej ( np. sprawami zagranicznymi) a nie wszystkimi sprawami. Ważne żeby to co robili robili fachowo i uczciwie. Ci politycy jednak często nie są szczególnie rozpoznawalni, zaś prym wiodą ci, którzy z lekkością wypowiadają się na każdy temat, niekoniecznie w sposób merytoryczny i pogłębiony. Tego zresztą media nie wymagają.
Sprawa mniejszości seksualnych ponadto wbrew pozorom wcale nie jest aż tak wąska. I nie chodzi nawet o samą liczebność osób odbiegających od hetero-normatywnego wzorca ale przede wszystkim wielość kontekstów, w których te osoby narażone są na nieprzyjemności i bariery uczestnictwa, a w skrajnych sytuacjach na przemoc i wykluczenie. A istnienie takich praktyk nie jest wyłącznie sprawą mniejszości których to dotyka, ale czymś co obciąża całą wspólnotę którą tworzymy. Dobrze by ktoś z naszych parlamentarnych reprezentantów nad tym czuwał.
Po czwarte, także w staraniach o fotel wicemarszałka wcześniejsze zaangażowanie w dany obszar tematyczny danego posła, nie powinno być czynnikiem dyskwalifikującym go. Wszyscy pamiętamy Marka Jurka jako marszałka Sejmu. Była to osoba, wobec której znacznie bardziej uprawniona jest ocena że to polityk jednego tematu, nota bene też związanego ze sferą życia intymnego. Choć dla wielu osób, nawet po prawej stronie, jego poglądy były kontrowersyjne czy wręcz nie do przyjęcia, akurat z ich powodu nie odbierano mu politycznego czy moralnego mandatu do piastowania funkcji Marszałka Sejmu. Czemu tu mielibyśmy stosować znacznie bardziej rygorystyczne kryteria oceny?
Funkcja Marszałka i jego zastępców, choć wysoko usytuowana konstytucyjnie i istotna dla przebiegu obrad i kreowania kultury politycznej, jest jednak poza okresami wyjątkowymi ( jak. np. po śmierci Prezydenta, co przerobiliśmy po katastrofie smoleńskiej) w sporej mierze formalna i symboliczna, wobec czego zakres tematów którym zajmował się dany poseł przed jej objęciem nie powinien mieć tu większego znaczenia. Ważne wydają mi się akurat w kontekście tego stanowiska nastawienie i cechy osobowościowe ( prawdopodobnie częściowo inne niż te których oczekiwałbym po liderach partii czy szefie rządu) . Wśród pożądanych przymiotów wymieniłbym rzeczowość, wyważenie i pewną dozę koncyliacyjności. Pani Grodzka wydaje mi się je spełniać. W świetle tychże kryteriów wątpliwości budzi natomiast Stefan Niesiołowski, nawet abstrahując od tego że nie zgadzam się z większością jego poglądów. Ta jednak postać nie budzi aż takich kontrowersji w kontekście zasiadania na tym stanowisku. Znów ujawnia się nasze stosowanie innych standardów wyrozumiałości do osób ze względu na orientację.
Jak powiedziałem funkcja marszałków ma symboliczny aspekt. Obecność osoby trans płciowej na tym stanowisku może przypomnieć, że w naszej rzeczywistości także są ludzie o takich potrzebach i że mogą one kompetentnie pełnić swe role społecznie a z czasem być traktowane neutralnie i budzić w zależności od indywidualnych zasług sympatię. Sądząc po dotychczasowej aktywności Pani Posłanki można szacować, że dobrze odnajdzie się na tym stanowisku. Choć będzie to zależało nie tylko od niej samej ale także o tego jaki klimat wokół tego zostanie stworzony w dyskursie publicznym. A to już wyzwanie dla nas wszystkich.