2013-05-01 19:51:42
Dziś podobnie jak przed rokiem wziąłem udział we wrocławskim pochodzie pierwszomajowym. Miło, że moje rodzinne miasto stało się miejscem do którego zjechali się aktywiści i sympatycy prospołecznych inicjatyw i ruchów z całej Polski. Gorzej, że byli to niemalże sami aktywiści. I niewiele osób poza tym.
Nie mówię tego jako przytyk do organizatorów. Włożyli słuszny wysiłek w rewitalizację tradycji pochodów , której ciągłość została przez lata nieco zafałszowana a następnie urwana. Przynajmniej we Wrocławiu, ale nie tylko. Piszę to po to by zastanowić się co zrobić by ten wysiłek przekuć na większy sukces mobilizacyjny w kolejnych latach. A miarą tego sukcesu- według mnie- będzie nie tyle nawet liczba osób idących w pochodzie, ile większa obecność w śród nich także ludzi, którzy nie są zorganizowani w tej czy innej ideowej niszy, ale przychodzą z ulicy i utożsamiają się z racjami przemawiającymi za pochodem oraz z jego hasłami.
Dla mnie była to okazja by zobaczyć znajome twarze osób które na co dzień po godzinach porozrzucane po różnych redakcjach, środowiskach i pozaparlamentarnych partiach mogły tego dnia znaleźć płaszczyznę wspólną i pójść razem. Taka bezpośrednia integracja w czasach gdy gros kontaktów także wśród ludzi zaangażowanych przenosi się do sieci jest na miarę złota. A różnice ideowe i programowe między uczestniczącymi we wrocławskim pochodzie środowiskami – od zielonych i Krytyki Politycznej po anarchistów i komunistów są przecież znaczne i zasadnicze. Osobiście nie przynależąc do żadnej z grup a czując pewną więź z dużą częścią z nich poszczególnych kwestiach, widzę zaletę tego typu spotkań które – choćby odświętnie – pozwalają nieco wyjść poza daleko- zbyt daleko- idące rozdrobnienie i wzajemne odseparowanie po tej lewej ideowego spektrum.
Inna rzecz, że to co dla części maszerujących dawało szansę znalezienia się „wśród swoich”, nie miało tego waloru dla tych, którzy są spoza środowiska i sami mierzą się z codziennymi problemami. Nie wiem czy dla nich wydarzenie było dość przyciągające - swym wizerunkiem i przekazem?
Trudno mi analizować dzisiejsze wydarzenie pod kątem organizacyjnym. Ani nie uczestniczyłem w przygotowaniach ani nie mam doświadczenia na tym polu. Sam przebieg zawierał z pewnością ciekawe warte podtrzymania w przyszłości elementy jak chór śpiewający socjalistyczne pieści. Jadąca na przedzie platforma z osobami nadającymi ton całemu pochodowi to również czynnik nadający pewną spoistość i tym samym wyrazistość zgromadzeniu oraz jego przesłaniu.
Szkoda, że – m.in. ze względu na aurę pochód zatracił trochę właściwy świętu tyrtejski witalizm inna rzecz, że patrząc na kondycję stosunków pracy, trudno o entuzjazm i świąteczne samopoczucie. Nieco minorowy nastrój protestu i niezgody wydaje się w aktualnej sytuacji społeczno-ekonomicznej jak najbardziej na miejscu. Niestety.
Możliwość wspólnotowego przeżycia i wyartykułowania społecznego niezadowolenia pod prospołecznymi hasłami i to zakorzenionymi w określonej symbolice i tradycji jawi mi się jako ważne, aczkolwiek wydaje mi się, że z pewnymi hasłami i symbolami warto być ostrożnym. Dla przykładu flaga z motywem sierpa i młota dla wielu osób z boku może działać jak czerwona płachta na byka. Raczej odpychać niż przyciągać. A nie o to chyba chodzi o to by mobilizować osoby głęboko wierzące w komunistyczne ideały, bowiem na tym nie zbudujemy szerokiego frontu, zwłaszcza na tym etapie, tylko o to by przyciągać zwykłych ludzi, na własnej skórze doświadczających symptomów i skutków prowadzonej od lat polityki społecznej i gospodarczej.
Toteż wydaje mi się, że sprawdzają się tu hasła nie tyle odwołujące się do silnej ideowej tożsamości, ile do konkretnych doświadczeń i czynników, które je wywołują: umowy śmieciowe, wyzysk, bezrobocie, bezpłatne staże, cięcia socjalne i prywatyzacja usług oraproblemów społecznych, nadmierna elastyczność i łamanie prawa pracy to kategorie, które dotykają różnych ludzi, bez względu na światopogląd. Dobrze, że hasła te wybrzmiały.
Wprawdzie dość ogólnikowo, ale taka jest natura ulicznych manifestacji. Pojawiały się jednak za moimi plecami hasła, pod którymi czułem się delikatnie mówiąc nieswojo. „ Rząd na bruk – bruk na rząd” – brzmiało dla mnie dość złowrogo i nawet jeśli skandujący je nietraktowani tego dosłownie, odbiór może być różny. Niekoniecznie korzystny, a oponentom politycznym łatwo to podchwycić by następnie dezawuować całą tą inicjatywę i inne jej podobne.
Niech kostka brukowa rzucana w funkcjonariuszy władzy publicznej zostanie zapamiętana narodowcom. Walczący o prawa pracownicze i socjalne powinni swą rozpoznawalność i medialną widoczność osiągać innymi pokojowymi hasłami i ścieżkami działania. Form jest sporo i bynajmniej nie mogą one być odświętne. Konieczna jest formacyjna praca organiczna, która kanalizowałaby gniew społeczny we właściwą stronę ku konstruktywnym zmianom. A trzeba się spieszyć, bowiem konkurencyjne projekty antysystemowe zyskują popularność. Ilustrue to choćby wczorajszy kilkuset osobowy pochód nacjonalistów ulicami Warszawy pod hasłami typu " Praca w Polsce dla Polaków".
O samej kwestii pracowniczej napiszę przy innej okazji, ponieważ wymaga to głębszego namysłu.
Swoje poglądy na ten temat w kontekście dziedziny, którą się zajmuję, wyłożyłem znacznie dokładniej w napisanym wraz z Marią Skórą rozdziale książki „ Socjaldemokratyczna Polityka Społeczna” poświęconym pracy i dialogowi społecznemu. Warto pamiętać, że szeroko – i z czasem coraz szerzej – rozumiana kwestia pracownicza legła u podstaw współczesnej polityki społecznej i w moim mniemaniu nadal powinna leżeć w jej polu intensywnego zainteresowania ( szczęśliwie w moim instytucie poświęca się temu zagadnieniu sporo uwagi, choć niestety często z pozycji nieco zachowawczych). Ponieważ jednak publikacja ma charakter raczej przewodnikowo/podręcznikowy, zawarte tam diagnozy i wytyczne wymagają przełożenia na język bardziej konkretny opisujący bieżący i staczający się po równi pochyłej polski kontekst. Postaram się w ten czy inny sposób uczynić to niebawem.
Nie mówię tego jako przytyk do organizatorów. Włożyli słuszny wysiłek w rewitalizację tradycji pochodów , której ciągłość została przez lata nieco zafałszowana a następnie urwana. Przynajmniej we Wrocławiu, ale nie tylko. Piszę to po to by zastanowić się co zrobić by ten wysiłek przekuć na większy sukces mobilizacyjny w kolejnych latach. A miarą tego sukcesu- według mnie- będzie nie tyle nawet liczba osób idących w pochodzie, ile większa obecność w śród nich także ludzi, którzy nie są zorganizowani w tej czy innej ideowej niszy, ale przychodzą z ulicy i utożsamiają się z racjami przemawiającymi za pochodem oraz z jego hasłami.
Dla mnie była to okazja by zobaczyć znajome twarze osób które na co dzień po godzinach porozrzucane po różnych redakcjach, środowiskach i pozaparlamentarnych partiach mogły tego dnia znaleźć płaszczyznę wspólną i pójść razem. Taka bezpośrednia integracja w czasach gdy gros kontaktów także wśród ludzi zaangażowanych przenosi się do sieci jest na miarę złota. A różnice ideowe i programowe między uczestniczącymi we wrocławskim pochodzie środowiskami – od zielonych i Krytyki Politycznej po anarchistów i komunistów są przecież znaczne i zasadnicze. Osobiście nie przynależąc do żadnej z grup a czując pewną więź z dużą częścią z nich poszczególnych kwestiach, widzę zaletę tego typu spotkań które – choćby odświętnie – pozwalają nieco wyjść poza daleko- zbyt daleko- idące rozdrobnienie i wzajemne odseparowanie po tej lewej ideowego spektrum.
Inna rzecz, że to co dla części maszerujących dawało szansę znalezienia się „wśród swoich”, nie miało tego waloru dla tych, którzy są spoza środowiska i sami mierzą się z codziennymi problemami. Nie wiem czy dla nich wydarzenie było dość przyciągające - swym wizerunkiem i przekazem?
Trudno mi analizować dzisiejsze wydarzenie pod kątem organizacyjnym. Ani nie uczestniczyłem w przygotowaniach ani nie mam doświadczenia na tym polu. Sam przebieg zawierał z pewnością ciekawe warte podtrzymania w przyszłości elementy jak chór śpiewający socjalistyczne pieści. Jadąca na przedzie platforma z osobami nadającymi ton całemu pochodowi to również czynnik nadający pewną spoistość i tym samym wyrazistość zgromadzeniu oraz jego przesłaniu.
Szkoda, że – m.in. ze względu na aurę pochód zatracił trochę właściwy świętu tyrtejski witalizm inna rzecz, że patrząc na kondycję stosunków pracy, trudno o entuzjazm i świąteczne samopoczucie. Nieco minorowy nastrój protestu i niezgody wydaje się w aktualnej sytuacji społeczno-ekonomicznej jak najbardziej na miejscu. Niestety.
Możliwość wspólnotowego przeżycia i wyartykułowania społecznego niezadowolenia pod prospołecznymi hasłami i to zakorzenionymi w określonej symbolice i tradycji jawi mi się jako ważne, aczkolwiek wydaje mi się, że z pewnymi hasłami i symbolami warto być ostrożnym. Dla przykładu flaga z motywem sierpa i młota dla wielu osób z boku może działać jak czerwona płachta na byka. Raczej odpychać niż przyciągać. A nie o to chyba chodzi o to by mobilizować osoby głęboko wierzące w komunistyczne ideały, bowiem na tym nie zbudujemy szerokiego frontu, zwłaszcza na tym etapie, tylko o to by przyciągać zwykłych ludzi, na własnej skórze doświadczających symptomów i skutków prowadzonej od lat polityki społecznej i gospodarczej.
Toteż wydaje mi się, że sprawdzają się tu hasła nie tyle odwołujące się do silnej ideowej tożsamości, ile do konkretnych doświadczeń i czynników, które je wywołują: umowy śmieciowe, wyzysk, bezrobocie, bezpłatne staże, cięcia socjalne i prywatyzacja usług oraproblemów społecznych, nadmierna elastyczność i łamanie prawa pracy to kategorie, które dotykają różnych ludzi, bez względu na światopogląd. Dobrze, że hasła te wybrzmiały.
Wprawdzie dość ogólnikowo, ale taka jest natura ulicznych manifestacji. Pojawiały się jednak za moimi plecami hasła, pod którymi czułem się delikatnie mówiąc nieswojo. „ Rząd na bruk – bruk na rząd” – brzmiało dla mnie dość złowrogo i nawet jeśli skandujący je nietraktowani tego dosłownie, odbiór może być różny. Niekoniecznie korzystny, a oponentom politycznym łatwo to podchwycić by następnie dezawuować całą tą inicjatywę i inne jej podobne.
Niech kostka brukowa rzucana w funkcjonariuszy władzy publicznej zostanie zapamiętana narodowcom. Walczący o prawa pracownicze i socjalne powinni swą rozpoznawalność i medialną widoczność osiągać innymi pokojowymi hasłami i ścieżkami działania. Form jest sporo i bynajmniej nie mogą one być odświętne. Konieczna jest formacyjna praca organiczna, która kanalizowałaby gniew społeczny we właściwą stronę ku konstruktywnym zmianom. A trzeba się spieszyć, bowiem konkurencyjne projekty antysystemowe zyskują popularność. Ilustrue to choćby wczorajszy kilkuset osobowy pochód nacjonalistów ulicami Warszawy pod hasłami typu " Praca w Polsce dla Polaków".
O samej kwestii pracowniczej napiszę przy innej okazji, ponieważ wymaga to głębszego namysłu.
Swoje poglądy na ten temat w kontekście dziedziny, którą się zajmuję, wyłożyłem znacznie dokładniej w napisanym wraz z Marią Skórą rozdziale książki „ Socjaldemokratyczna Polityka Społeczna” poświęconym pracy i dialogowi społecznemu. Warto pamiętać, że szeroko – i z czasem coraz szerzej – rozumiana kwestia pracownicza legła u podstaw współczesnej polityki społecznej i w moim mniemaniu nadal powinna leżeć w jej polu intensywnego zainteresowania ( szczęśliwie w moim instytucie poświęca się temu zagadnieniu sporo uwagi, choć niestety często z pozycji nieco zachowawczych). Ponieważ jednak publikacja ma charakter raczej przewodnikowo/podręcznikowy, zawarte tam diagnozy i wytyczne wymagają przełożenia na język bardziej konkretny opisujący bieżący i staczający się po równi pochyłej polski kontekst. Postaram się w ten czy inny sposób uczynić to niebawem.