Grupa doktora Frankensteina 2008
2008-01-29 19:38:38
Mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą mi przywoływanie dość ogranego dowcipu, który niedawno mi się przypomniał:

Babie się zmarło
pijani grabarze niosąc trumnę zgubili jej ciało na drodze
przejechał po nim tir, jednak pijany kierowca bał się wezwać policję i przerzucił ciało za mur pobliskiej jednostki wojskowej
pijany wartownik strzelił do ciała z automatu, jednak bał się wezwać oficera, położył więc ciało na torach
pijany maszynista rozjechał je, jednak pojechał dalej
w końcu ciało znalazły bawiące się opodal dzieci
kilka godzin później z sali operacyjnej wychodzi chirurg i oświadcza:
będzie żyła!

Dowcip ten przypomniał mi się przy okazji lektury artykułu kolegi redakcyjnego Bartosza Machalicy w najnowszym numerze tygodnika „Przegląd”. Szczerze ubawiła mnie zawarta w tym tekście informacja o powstaniu nowego grona działaczy, chcącego reanimować oficjalną „lewicę”, zwanego Grupa 2008.

Niezmiernie zabawny jest fakt iż lewicowość LiD nie istnieje już od długiego czasu, a wciąż znajdują się amatorzy jej ożywiania. Tym razem są to młodzi działacze, gdyż według jednego z politycznych frazesów „potrzebna jest większa reprezentacja młodych”, a „przyszłość należy do młodych ideowców”.

W zespole, który niczym doktor Frankenstein z powieści Mary Shelley będzie eksperymentował z ożywianiem martwej materii, znalazł się między innymi Michał Syska.
Pamiętam jak swego czasu śmiał się z lewicowych grup o „osobliwych nazwach”, które nie umieją wejść ze swoim przekazem do debaty publicznej. Oczywiście w przeciwieństwie do młodego polityka, wcielającego idee w życie poprzez działalność w ramach SdPL, a później LiD oraz start w wyborach. Wybory i wynik „poważnego” Michała Syski pokazały ile była warta jego „powaga” czy dostęp do debaty publicznej. Młody partyjny lider najwyraźniej nie stracił jednak dobrego samopoczucia.

Inny spośród młodych liderów Grupy 2008 to Tomasz Kalita, który przed wyborami parlamentarnymi nagle zainteresował się między innymi problemami warszawskich lokatorów. Oczywiście na poważnie, nie żeby brać się za jakąś tam oddolną działalność. Po prostu obiecał załatwianie spraw lokatorskich za pośrednictwem partii, a najlepiej parlamentu, jeśli się do niego dostanie. Ta nowatorska recepta na wszelkie bolączki najwyraźniej nie zadziałała, więc pan Kalita stracił zainteresowanie sprawami społecznymi na drugi dzień po wyborach. Może wierzy, że jeśli nie da się nic zrobić w parlamencie, to po co sobie zaprzątać głowę problemami społecznymi. Nie twierdzę wcale że taka postawa zrodziła się z bezideowości pana Kality. Być może nie spotkał się on nigdy z inną działalnością niż znana mu z hierarchicznych partyjnych struktur.

Nie oceniam na ile intencje członków Grupy 2008 są szczere. Może faktycznie wciąż wierzą w lewicowy zwrot „socjaldemokracji”. Poraża mnie jednak ich totalna naiwność i niezdolność dostrzegania oczywistych faktów. Nie wiadomo czego by trzeba aby wreszcie uznali, że lewicy w Polsce nie da się zbudować w ramach LiD, a jedynie wbrew LiD. Argument, iż należy wspierać „lewicę”, która już istnieje, także wydaje się coraz bardziej śmieszny, nawet w czysto technokratycznych kategoriach. Ta „lewica” przestaje istnieć zarówno jako struktury lokalne jak i siła mająca jakiekolwiek znaczące poparcie społeczne.

Mam nadzieję, że nie uda im się odbudować image'u LiD jako lewicy. Pamiętajmy, doktor Frankenstein źle skończył, a to co stworzył okazało się potworem. Oby sytuacja nie powtórzyła się w polskiej polityce.

poprzedninastępny komentarze