2008-03-26 23:07:37
Istnieje w Polsce grupa ludzi cierpiących na słabo zdiagnozowaną jeszcze jednostkę chorobową. Przejawia się ona w wierze chorych, że są Leninami, Dzierżyńskimi, tudzież innymi dawno sztywnymi postaciami historycznymi. Myliłby się jednak ten, kto uzna ich za niegroźne kółko historyczne. Ludzie ci mają poczucie misji, a kolejny objaw chorobowy polega na wierze, że już wkrótce staną za nimi masy.
W międzyczasie ze "sprawnością czekistów" snują swoje odkrywcze wizje, opisują "humanitaryzm Stalina", oburzają się na "bojkot Dzierżyńskiego", grożąc w zamian "bojkotem Bakunina" (sic!) itp.
Kolejna jednostka chorobowa, pojawiająca się na marginesie polskiego ruchu lewicowego mogłaby być nazwana "oświadczeniozą". Opiera się ona na wydawaniu kilkustronnicowych oświadczeń - każdego obowiązkowo o "obronie zdegenerowanych państw robotniczych" oraz "machinacjach solidarnościowej kliki Wojtyły, Thatcher i Reagana". Choroba uznawana była za wyplenioną z powodu wycofania się jej nosicieli z Polski, ostatnio nowe ognisko zapalne daje jednak o sobie ponownie znać.
Dlaczego poświęcać tyle miejsca tym patologiom? Obie jednostki chorobowe nie są zbyt rozpowszechnione. Ograniczają się do kilkunastu osób.
Problem pojawia się jednak 1 maja. Swięto to przyczynia się do zgromadzenia zakażonych na niewielkiej powierzchni. W wyniku ich popisów pochody często zamieniają się w cyrk lub ZOO. Ponieważ jak to powiedziano w znakomitej komedii "CK Dezerterzy" - "najbardziej w oczy rzuca się idiota" osoby te zawsze potrafią jakoś dotrzeć do mediów. Problem w tym że w przeciwieństwie do CK wojaków nie dadzą się nawet przekonać, że lepiej jest nauczyć się czegoś na pamięć niż mówić od siebie i skompromitować całą ideę z wysiłkiem przygotowywanej demonstracji.
Czy taki przekaz moze przekonać ludzi pracy do lewicy? Raczej do ucieczki jak najdalej od niej.
Przed 1 maja wciąż pojawiają się głosy o jednoczeniu. Jednoczenie się z osobami chorymi jest może humanistyczne i humanitarne, ale czemu przesłania ideę pochodu pierwszomajowego?
Jest to święto pracownika, a nie zawodowego działacza. Dlatego również magia 900 tysięcy członków OPZZ nie powinna przesłaniać nam oczu.
Na pochodzie największego prowdzącego "lata ciągłej walki" związku są ludzie pracy... pracy w biurach OPZZ. Robotników także tam spotkamy - ktoś musi przecież zainstalować głośniki, wywiesić transparent "chcemy Europy socjalnej", aby liderzy związku mogli skuteczniej prosić panów pracodawców o więcej wyrozumiałości w negocjacjach. Rewolucyjnych mas OPZZowskich jak nie było, tak nadal na święcie pracy nie widać.
Dlatego mam prośbę o nie namawianie przed 1 maja do łączenia się na siłę. Osoby chore powinny mieć zorganizowane jakieś działania rehabilitacyjne, a biurokraci spotkanie, naradę, czy plenum czegoś tam. Na pochodzie powinni jednoczyć się ludzie działający w różnych inicjatywach społecznych, członkowie faktycznie działających organizacji pracowniczych, bezrobotni i wykluczeni przez system. Jeśli uda się zebrać nawet kilkadziesiąt takich osób będzie to ważniejsze niż udział różnych "rewolucyjnych" sekt politycznych, marzących o władzy nad masami.
Jakkolwiek szczere nie byłyby idee ekumenizmu na lewicy, często ich stosowanie przynosi tylko szkody.