2008-06-17 01:05:34
Wolność, równość, tolerancja?
Wydarzenia takie jak wszelkiego rodzaju Parady Równości czy Manify 8 marca stają się pretekstem do dyskusji nad pojęciami takimi jak wolność, równość oraz tolerancja. Dyskusja ta jest od lat tyleż efektowna co bezsensowna i jałowa. Obie biorące w niej udział strony, zarówno "demokraci" jak i "autorytaryści" nie za bardzo rozumieją nawet czym są pojęcia którymi operują. Skutkuje to obustronnym bełkotem i kolejnym pokazem hipokryzji elit politycznych. Ostatnio do zestawu sloganów dołączono jeszcze jeden o „lewicowej” homofobii grup które nie fascynują się ruchem LGBT i śmią podważać jego strategię oraz lewicowość.
Wolność
Wolność jest całkowita, albo jej w ogóle nie ma
Michaił Bakunin
Wolność to bardzo popularne pojęcie. Nie ma polityka, który oficjalnie powiedziałby że jest przeciwko niej. Od skrajnej prawicy po skrajną lewicę wszyscy zapewniają jak ważna jest ona w życiu społeczeństwa. Nie inaczej jest przy okazji ostatnich sporów. "Wolność" odmienia się przez wszystkie możliwe przypadki. Każda ze stron rozumie ją jednak na swój sposób. Okazało się, że dla Romana Giertycha i LPR wolność to brak "promocji zboczeń". Abstrahując od tematu Parady Równości, widać że środowisko skrajnej prawicy rozumie pod tym pojęciem brak jakichkolwiek niewygodnych protestów. Przedstawiciele skrajnej prawicy bełkoczą o promocji zboczeń tak jakby nie byli pewni własnych preferencji seksualnych, lub, o zgrozo, ukrywali je.Taka postawa tego środowiska nie jest jednak niczym nowym. Jego ideowi poprzednicy zawsze wysługiwali się siłom autorytarnym. Wystarczy przypomnieć kolaborację z carskim zaborcą, dostarczanie fabrykantom łamistrajków w II RP czy współpracę wielu endeków z "komunistycznymi" władzami PRL.
Więcej można by teoretycznie spodziewać się od drugiej strony konfliktu. Organizatorzy Parad Równości i ich sojusznicy występują przecież teoretycznie przeciwko autorytaryzmowi. Niestety już dobór gwiazd owej "demokratycznej" kampanii wyjaśnia wszystko. Prym wiodą politycy jakże "wolnościowego" SLD, SdPL i Demokratów.pl. Ugrupowania te popierają takie przejawy "wolności" jak udział polskich wojsk w okupacjach innych krajów, "wojna z terroryzmem" czy zwiększanie uprawnień policji, przeciwko któremu występują jedynie gdy nie są u władzy. Wolność ekonomiczna to według nich natomiast swoboda dla najbogatszych i wolność mieszkania pod mostem dla biednych. Na użytek owych "demokratów" debatę przy okazji Parady Równości i podobnych tego typu akcji ogranicza się do kwestii światopoglądowych. Tymczasem lewicowe rozumienie wolności jest zgodne z przytoczoną myślą Bakunina. Obejmuje ona zarówno prawo do dachu nad głową czy godnego wynagrodzenia jak i swobodę wyznawania religii czy wyboru preferencji seksualnych. Obserwując polską scenę polityczną można wręcz dojść do wniosku, że to właśnie te pierwsze zagadnienia są obiektem zacieklejszego ataku elit, bo godzą w ich interesy ekonomiczne. Lewicowcy biorący udział w Paradach Równości i podobnych wydarzeniach obok SLD, SdPL oraz Demokratów.pl działają więc na szkodę sprawy. Legitymizują sytuację w której wolność ogranicza się do jednej sfery i w imię promowania równości światopoglądowej należy współpracować z siłami popierającymi deptanie praw człowieka czy praw socjalnych.
Co więcej część lewicy wydaje się nie zauważać, że niektóre środowiska LGBT czy feministyczne dążą między innymi właśnie do zwiększenia udziału osób homoseksualnych czy kobiet w systemie niesprawiedliwości poprzez zagwarantowanie miejsc w zarządach firm czy armii. Myślenie wedle którego wszystko będzie w porządku jeśli jawni geje będą mogli jechać do Iraku „walczyć z terroryzmem”, a dział kadr planujący redukcje zatrudnienia będzie się składał w połowie z bizneswoman, nie ma nic wspólnego z lewicowością.
Równość
Nie ma "równości wobec prawa" innej niż między wolnymi ekonomicznie. Ludzie są dziś ekonomicznie poddani kapitalistycznej "równości wobec prawa", która w obecnych warunkach jest pustym szyderstwem
Daniel De Leon
Podobnie jak "wolność" tak i pojęcie "równości" w polskiej debacie politycznej funkcjonuje w całkowicie fałszywym rozumieniu. Prawica zapewnia, że nie jest ona zagrożona, ponieważ każdy jest przecież "równy wobec prawa". "To nieprawda" odpowiadają dyżurni "postępowcy".
Obie strony zapominają, lub nie chcą pamiętać o podstawowej zasadzie. "Równość wobec prawa" w obecnym systemie to fikcja. Widać to nie tylko w sprawach politycznych, które zresztą najczęściej organizatorzy protestów wygrywają. O wiele bardziej fikcyjność kapitalistycznej "równości" wyraża się w sprawach związanych ze sprzecznościami ekonomicznymi. Lokator w teorii jest traktowany na równi z kamienicznikiem. Co z tego jeśli zwykle nie stać go na prawnika, a darmowe punkty porad prawnych stanowią kroplę w morzu potrzeb? Lokator ma rzeczywiście prawo płacić prawnikom tyle co kamienicznik. Co z tego że gwarantuje się mu wszelkie prawa, skoro proces o podwyżki czynszu może trwać latami, a kamienicznik jednocześnie bezkarnie gnębić drugą stronę? Koszty spraw pożerają natomiast i tak zwykle skromne zasoby finansowe lokatorów.
Podobnie dzieje się w przypadku skradzionych przez zatrudniającego pensji. Pracownik ma prawo domagać się przed sądem przez lata zaległych wynagrodzeń, aby otrzymać kilkanaście tysięcy złotych odszkodowania.
Równość polega na tym, że za nieprawidłowości zatrudniający może nawet zapłacić kilkanaście tysięcy złotych kary. Biada jednak pracownikowi, który sam odbierze zaległe pieniądze, na przykład konfiskując należący do szefa sprzęt. Wówczas zostanie uznany za złodzieja, podczas gdy kapitalista będzie jedynie "zalegającym z wypłacaniem pensji".
Dlaczego więc „parady równości” przebiegają jedynie pod hasłami ruchów LGBT? Albo jest to parada na rzecz praw homoseksualistów, ograniczona do tej grupy interesów, czyli nie mająca nic wspólnego z szerszą koncepcją polityczną, albo demonstracja na rzecz faktycznej wolności na różnych płaszczyznach. Jeśli ograniczymy się do pierwszej interpretacji nie widzę sensu aby lewica musiała angażować się w takie przedsięwzięcia czy odnosić do nich z wielkim entuzjazmem, zwłaszcza że oznacza to promowanie jednych wolności kosztem drugich nie mniej istotnych, czy nawet istotniejszych z punktu widzenia społeczno-ekonomicznego.
Tolerancja
Podobnie jest z rozumieniem w polskiej polityce pojęcia "tolerancja". Po obu stronach debaty przyjął się podział - "tolerancyjny" - ten który nas popiera, "nietolerancyjni" - wszyscy pozostali. Podobną definicję zdaje się przyjmować również znaczna część radykalnej lewicy, zwłaszcza tej skupiającej się na kwestiach obyczajowych. Zrodziła się już nawet obawa przed „lewicową homofobią”
Tymczasem "tolerancja" oznacza coś zupełnie innego. Jako człowiek tolerancyjny, pomimo że jestem anarchosyndykalistą toleruję konserwatystów. Uważam ich za ludzi, którym zaszkodził nadmiar bogoojczyźnianych absurdów, a ich ideologię za społecznie szkodliwą. Przyznaję im jednak prawo do głoszenia własnych poglądów, które wprawdzie zwalczam, ale za pomocą kontrargumentów, a nie prymitywnego wyśmiewania ich głupoty i ciemnoty, często przybierającego charakter ataku personalnego. Przez myśl nie przeszłoby mi nawet aby domagać się zakazu działania grup konserwatywnych. Podobnie z różnymi postmodernistami, którzy niech sobie działają, ale powinni być zdemaskowani jako nie mający nic wspólnego z realną działalnością społeczną.
Pojęcie tolerancji przekracza oczywiście zrozumienie endeków, widzących kraj niczym koszary, wypełnione karną masą oddającą w równych szeregach cześć symbolom narodowym. Wykracza również poza ramy ideologii neoliberalnej, pozornie bardzo postępowej oraz otwartej, w rzeczywistości otwartej jednak jedynie na elity i nie tolerującej żadnego prawdziwego sprzeciwu wobec systemu kapitalistycznego. Nawet sami działający w Polsce dyżurni "obrońcy demokracji" nader często okazują się autorytarni. W prezentacji swoich poglądów "lewica" światopoglądowa często najdotkliwiej atakuje nie prawicę, ale tą część lewicy która nie uważa jakoby kwestie obyczajowe były obecnie w Polsce najważniejsze. Zdarzały się wręcz przypadki określania osób mających tylko trochę odmienne zdanie co do strategii działania mianem „prawicowo myślących” czy nawet „sojuszników faszystów”. Takie zachowanie to nic innego jak przeniesienie na „lewicowy” grunt nacjonalistycznej logiki oblężonej twierdzy, w myśl której należy bezwzględnie zwalczać zakamuflowanych przeciwników.
Takie podejście jest wyraźne w dialogu, a właściwie podwójnym monologu Katarzyny Szumlewicz i Jakuba Majmurka na lewica.pl, według których „gej kradnie radość z bycia lewicowym” lub zajmuje miejsce Żyda w poglądach głoszonych przez „lewicowych homofobów”. Kilka wypowiedzi oraz odosobnione przypadki krytyki samych postulatów równouprawnienia urastają dla nich do poziomu bardzo poważnego problemu na lewicy. Być może dlatego że właśnie na nich się skupiają nie widzą całej masy innych ważnych zagadnień, powtarzając te same błędne strategie oraz wciąż szukając ruchów (np. LGBT) do których na siłę należałoby sie przyczepić.
Część „postępowych” środowisk wprowadza wręcz terror politycznej poprawności. Tak samo jak prawicowcy mogą dopatrzyć się, nie wiadomo czemu w różnych działaniach, obrazy „uczuć religijnych”, czy „dumy narodowej” tak samo łatwo podpaść „postępowcom” za „patriarchalny dyskurs” czy „powielanie hegemonicznego, prawicowego myślenia”.
Najważniejsze aby dyskusja o wolności i równości dotyczyła prawdziwego oraz pełnego znaczenia tych haseł. Dlatego moim zdaniem lewica powinna powiedzieć nie zarówno „współczującemu konserwatyzmowi” wyzbytemu postępowych elementów światopoglądowych jak i poglądu jakoby każda krytyka ruchu LGBT była wyrazem „homofobii” czy sfera obyczajowa musiała brać prymat nad ekonomiczną. Niestety taka zmiana nie będzie możliwa, póki wiele organizacji nie zacznie poza paradami równości, równie licznie uczestniczyć również w protestach społecznych, antywojennych i innych, które nadają prawdziwe znaczenie hasłom „walki o wolność”.
Być może jestem jednak tylko „lewicowym homofobem”, który „przejmuje schematy myślenia” prawicy i szczuje was na salony GW i inne „cywilizowane” środowiska. To pozostawiam do oceny czytelników.