2008-06-27 10:10:36
"są jeszcze tacy, co wsadzają mu szpilki,
to nie ludzie, to wilki"
Aby uświadomić czytelnikom jak istotni i poważni są warszawscy radni przytoczę relacje z dwóch sesji rady Warszawy poprzedniej i obecnej kadencji, w których miałem okazję uczestniczyć jako obserwator.
Scenka 1
Sesja Rady w poprzedniej kadencji
Rada jak zwykle miała zacząć się o 10.00. Jak zwykle również natłok innych, na pewno bardzo ważnych zajęć, nie pozwolił radnym stawić się na czas. Około godziny 10.30 powoli szacowne grono zaczęło się zbierać. Jeszcze pół godzinki i wreszcie sesja może się zacząć.
Na początek sprawdzenie obecności i usprawiedliwienia. Okazuje się, że jeden z radnych SLD nie mógł przybyć, ponieważ za istotniejsze od spraw miasta uznał... otwieranie zawodów motorowodnych.
Pirwsze głosowania idą dość niemrawo. Po kilku minutach bytności na sali radni zdążyli już zmęczyć się i udać do bufetu, więc pojawiają się problemy z kworum. "Misiek, Misiek, jest głosowanie!" woła radna PiS do kolegi siedzącego w bufecie. Ten wpada na salę kończąc hot-doga i podnosi rękę, nie za bardzo wiedząc co właśnie poparł.
Na sali podczas głosowania pojawia się też radna Julia Pitera (wówczas jeszcze niezrzeszona) spóźniona bardziej niż pozostali i stwierdza że "jest". Na pytanie przewodniczącego "ale za czy przeciw?" udziela rozbrajającej odpowiedzi "a to nie jest sprawdzanie obecności?"
Scenka 2
Sesja Rady w obecnej kadencji
Szybkość reakcji radnych nieco sie poprawiła. O 10.30 zebrało się ich już tylu, że obrady można zacząć.
Radni PO uznają, że w obecnej sytuacji niezbędna jest uchwała Rady... w obronie Lecha Wałęsy i punkt ten koniecznie trzeba omówić na początku (błahostki takie jak sprawy mieszkaniowe czy komunikacyjne mogą przecież zaczekać).
W tym miejscu następuje zwyczajowe obrzucanie się błotem między PO, PiS i "Lewicą". Przewodnicząca rady ogłasza przerwę, ponieważ radni najwyraźniej zmęczyli się już po pół godzinie intensywnych obrad. Piętnaście minut przedłuża się do pół godziny.
Ostatecznie uchwała zostaje przyjęta, a obrady ruszają dalej. Okazuje się jednak, że kolejne punkty wciąż przegrywają konkurencję z sałatką i kawą serwowaną w bfecie.
W końcu Rada dociera do kluczowego punktu sesji dotyczącego polityki mieszkaniowej. Najwyraźniej waga problemu powoduje kolejną przerwę. Tym razem 15 minut urasta do godziny. Przewodnicząca obrad niezrażona opóźnieniem wychodzi sobie z sali lub wesoło dowcipkuje z innymi radnymi.
Wreszcie trzeba zacząć obradować. Radna PO duka stanowisko klubu myląc się i sylabizując, radny PiS także duka wyrazy sprzeciwu. Radny "Lewicy" jest za i przeciw, ale bardziej przeciw.
Wiceprezydent Andrzej Jakubiak mówi coś o dekrecie Bieruta i alergicznie reaguje na zwrócenie uwagi, że nie ma to żadnego związku tematem.
Głosowanie i można przejść do następnego punktu, a jest ich kilkadziesiąt.
Teraz widzisz drogi czytelniku jak męczą się nasi drodzy samorządowcy i nie śpią, abyś ty mógł spać spokojnie. Obradują od rana (10.30) do późnego popołudnia z jedynie godzinnymi przerwami na herbatkę. Tylko skończony złosliwiec nazwałby ich bandą ignorantów i nierobów żyjących za cudze pieniądze.