2008-07-13 22:23:51
Pojęcie socrealizm znają chyba wszyscy – to siermiężny łopatologiczny styl w sztuce, a raczej ideologii, mający wysławiać państwowy „socjalizm” a la ZSRR. Dziś jest on obiektem żartów i złośliwych komentarzy. Jako alternatywę przedstawia się kulturę kapitalistyczną, wolną od tego typu siermięgi i tępej propagandy. Czy aby na pewno?
O tym, że klimaty znane z komedii Barei nie odeszły w przeszłość przekonałem się kiedyś w metrze widząc reklamę biegu po mieście z hasłem „Więcej sportu, mniej transportu”. Skojarzenie z „Dniem pieszego pasażera” z „Misia” całkowite.
Kaprealizm to również wszechobecne reklamy na budynkach. W czasach PRLu nikomu do głowy nie przyszło, aby na domach w Warszawie wywieszać wielkie portrety dygnitarzy. Dziś część okien zasłaniają natomiast reklamy sieci telefonów komórkowych czy herbaty.
Jeśli już jesteśmy przy reklamie, to kaprealizm wyraża się też w całkowicie tandetnych produktach. W tzw. „realnym socjalizmie” społeczeństwo miało do czynienia z wyrobami czekoladopodobnymi czy innymi siermiężnymi dobrami. Dzisiaj wystarczy włączyć kanał z telezakupami, aby dowiedzieć się jak niezbędna jest nam składaczka do koszul złożona z trzech kawałków plastiku i zawiasów. Nie możemy również żyć bez rewelacyjnej obieraczki do ziemniaków, która jak widać w samej reklamie jest tak trwała, że ledwo cokolwiek przekroi. Nie wystarcza? Mamy jeszcze rewelacyjny płyn na porost włosów i wibrujący pas, który odchudzi nas w tydzień. Otoczka jakby bardziej kolorowa, ale tandeta taka sama.
Wreszcie, na kanale telezakupów mamy do czynienia z czymś będącym jednym ze „smaczków” kapitalistycznej „kultury”.
Reklamy sekstelefonów są nadawane po godz. 23.00 i chwała telewizji za tak późną porę ich nadawania. O wcześniejszej widz trafiając na nie na przykład podczas kolacji mógłby się zadławić jedzeniem ze śmiechu. Polecam któregoś dnia, jeśli czytelnicy mają nieco samozaparcia, obejrzeć – przy tekstach o „ssaniu laseczki” czy „gorącej mężatce” można wprost turlać się ze śmiechu.
Weźmy jednak pod uwagę, że panie pracujące w sekstelefonach, to tak zachwalany przez neoliberałów sektor usługowy, w którym podobno „jedno miejsce pracy jest warte tyle co kilka w produkcji,”, a pracownik „utożsamia się z miejscem pracy”.
Panie na pewno baaardzo utożsamiają się z miejscem pracy.
Wracając jednak do innych absurdów kapitalizmu. Część czytelników pamięta zapewne sceny z „Misia” z szafą, która nagrywa „uwagi” do prezesa KS Tęcza i wierszyk „łubu dubu...”. „Socjalistyczna” przeszłość, ależ skąd? Jedna z sieci restauracji Fast food wprowadziła instytucję zeszytu z uwagami do kierownictwa. Oczywiście od razu pojawiły się w nich wierszyki o zbliżonej treści. Każda duża korporacja wydaje też swoje wewnętrzne biuletyny, w których pracownicy zawsze mogą napisać jak cenią swoich szefów, w końcu szczerość to podstawa.
Czytelniku, jeśli będziesz miał prawdziwego pecha trafisz natomiast do firmy wspierającej kulturę i integrację pracowników. Będziesz wówczas musiał udawać, że bawi cie uczestnictwo w balach w stylu kowbojskim, gdzie wszyscy są przebrani za Indian czy kowboi, konkurs jazdy na sztucznym byku itp. Czasem trafiają się przypadki jeszcze skrajniejsze. Jeśli szef lubi obozy survivalowe, pracownicy „na ochotnika” będą musieli jeździć do lasu, żyć w szałasach i jeszcze mówić jak im podobają się tak spędzone wakacje.
Kultura kapitalizmu jest jednak oczywiście czymś wspaniałym. Co byśmy zrobili bez składaczek do koszul i sekstelefonów, dobrodziejstw nieznanych w innych systemach. Telezakupy, sekstelefony czy organizacja firmowych imprez to przecież właśnie usługi, z których to (a nie jakichś durnych fabryk) powinna utrzymywać się większość Polaków.