2010-04-20 10:31:55
Niemal każdy program TV, ze skierowanym do kierowców TVN Turbo włącznie, nadawał na żywo relacje z pogrzebów i uroczystości, tak aby ktoś spośród nie mających kablówki (niestety zagraniczne stacje nie dostosowały się do "powagi momentu") nie obejrzał sobie w tym czasie czegoś niegodnego (czyt. czegokolwiek niezwiązanego z żałobą). Przy okazji dowiedzieliśmy się ile w pewnych momentach wart "pluralizm" mediów. Jestem pewien, że gdyby w swojej ofercie Polsat, TVN lub TVP miały program skierowany np. do miłośników zwierząt, na nim też relacjonowano by dokładnie te same wydarzenia.
Profanacją byłoby bowiem gdyby koncerny medialne pokazywały zdjęcia z uroczystości żałobnych tylko na jednym z należących do nich programów - to przecież nie przystoi.
W okresie żałoby nie przystoi też organizować demonstracji, protestować, a nawet prowadzić debat politycznych, wszyscy przecież jesteśmy "pogrążonymi w żalu Polakami".
Pół biedy gdyby takie ograniczenia dotyczyły obu stron konfliktu społecznego.
Okazuje się jednak, że żałoba nie przeszkadza na przykład w przedłużeniu "misji" polskich wojsk w Afganistanie. Bronisław Komorowski pełniący obowiązki prezydenta nie miał większych obiekcji moralnych, gdy podpisywał zgodę na wysłanie kolejnej grupy żołnierzy na wojnę toczącą na drugim końcu świata.
Decyzja była zapewne tym łatwiejsza, że dało się ją ukryć wśród medialnej histerii. Większość społeczeństwa nie dowiedziała się dzięki temu, że koszty kolonialnej imprezy rosną, a na pole walki trafi o 800 żołnierzy więcej (3 tysiące zamiast dotychczasowych 2 200). Oczywiście wszystko to dzieje się w imię "demokratyzacji Afganistanu".
Czy można przeciw temu protestować? Ależ skąd! To byłoby łamanie żałoby narodowej i jak to określił jeden z przedstawicieli Inicjatywy Stop Wojnie "polityczne samobójstwo". Spokojnie poczekamy aż minie żałoba, żołnierze pojadą do Afganistanu, odczekamy nieco czasu i zorganizujemy standardową demonstrację pod hasłem "hop, hop, wojnie stop" - zdają się sugerować "liderzy" ruchu antywojennego z ISW (choć nie odmawiam im wcześniejszych zasług).
Na zupełnie odmiennym, bo lokalnym poziomie, podczas żałoby narodowej rozegrała się kolejna farsa, tym razem sądowa. Odbyła się następna rozprawa trwającego już dziesięć lat procesu działacza LA oskarżanego o udział w blokadzie eksmisji i naruszenie w ten sposób "miru domowego" kamienicznika. Cy po przeanalizowaniu absurdalności zarzutów (w międzyczasie Trybunał Konstytucyjny za niekonstytucyjne uznał prawo pozwalające eksmitować na bruk, z którym walczyli blokujący eksmisje) i wzięciu pod uwagę, że nawet sam "poszkodowany" nie wie za bardzo jak przebiegał protest w 2000 roku, sąd mógł sprawę umorzyć? Oczywiście, że mógł, zwłaszcza, że podobno panuje klimat "pojednania" po "tragedii w Smoleńsku". W tą stronę jednak przyzwoitość związana z żałobą nie działa.
Farsa będzie trwała nadal przy odrobinie szczęścia do przedawnienia sprawy.
Oto nowa jakość polskiej polityki. Przedstawiciele elity politycznej oraz broniącego jej interesów systemu zrobią co im się będzie podobało, a sprzeciw będzie za to "brukaniem pamięci po tragedii" i "łamaniem z takim trudem wypracowanej jedności".
Można to porównać do walki bokserskiej, w której jeden z zawodników nie dość że pochodzący z wyższej klasy wagowej, ma za sobą sędziów i promujące go media, to jeszcze może kopać oraz zadawać niedozwolone ciosy, gdyż i tak nikt oficjalnie tego nie zauważy. W momencie gdy skazany z góry na przegraną zawodnik zacznie odpowiadać ciosami wszyscy komentatorzy oburzą się natomiast, że działa wbrew zasadom przedstawienia, ponieważ powinien spokojnie czekać aż zostanie efektownie znokautowany.