Najbardziej wkurzające hasła pierwszomajowe
2010-05-02 13:03:04



1 maja to dla lewicy bardzo ważny dzień. Nie jest to jak twierdzą niektórzy "święto pracy" tylko święto ludzi pracy, ponieważ praca nie jest wartością samą w sobie.

Nie demonstrujemy tego dnia przywiązania do zasuwania przez kilkanaście godzin na dobę za marne pieniądze ciesząc się że mamy "pracę".

1 maja pokazujemy, że jesteśmy dumni z bycia pracownikami oraz walki o swoje prawa i nie marzy się nam zostanie wyzyskiwaczami (często mylnie zwanymi "pracodawcami").

Niestety podczas pierwszomajowych demonstracji niezmiennie pojawiają się slogany które doprowadzają mnie wprost do szewskiej pasji.


Oto kilka najbardziej wkurzających.

Che, Che Guevara, Ho, Ho, Ho Chi Minh

Trudno wyobrazić sobie bardziej absurdalny pomysł zareklamowania idei prezentowanej na demonstracji niż wykrzykiwanie nazwisk postaci historycznych. Surrealizmu okrzyków dopełnia fakt, że większości przeciętnych Polaków, a do takich przecież chcemy trafić Ho Chi Minh kojarzy się co najwyżej z nazwą jakiegoś barku serwującego kuchnię azjatycką, a Che Guevara ze sprzedawanymi na straganach koszulkami. Wciąż zastanawiam się też jaki obaj panowie mieli wpływ na walki społeczne toczące się w Polsce.

Na szczęście w tym roku darowano nam powyższego hasła.

A, anti, anticapitalista

Polski ruch lewicowy lubuje się w obcojęzycznych okrzykach. Jak wiadomo żyjemy w kraju poliglotów, którzy w lot chwytają o co chodzi demonstrantom skandującym po hiszpańsku, włosku czy angielsku. Na szczęście nie doszliśmy jeszcze do etapu na którym pierwszomajowe ulotki będą drukowane powiedzmy po portugalsku, ale kto wie, wszystko przed nami.

Nie sądzę też aby internacjonalizm polegał na tym, że w Polsce krzyczymy po hiszpańsku, w Hiszpanii po zulusku, a w RPA po polsku.

Bandiera rossa

Tym razem nie okrzyk, a pieśń, bardzo zresztą ładna i dotycząca walki ludzi pracy. Ma tylko jedną zasadniczą wadę... jest to pieśń włoska i, co zaskakujące, po włosku.

Gdy w tym roku nie pozwoliliśmy rozpocząć przemarszu odśpiewaniem "Bandiera rossa" usłyszałem od jednego z działaczy, że "przecież co roku to śpiewamy". Nie przypominam sobie aby istniał regulamin obchodów 1 maja nakazujący śpiewać po włosku, może jednak jestem niedoinformowany.

Oczywiście możemy dalej skandować w obcych językach, demonstrować pod hasłami od antywojennych przez sprzeciw wobec spekulacji kapitalistów po prawa pracownicze (czyli o wszystkim i o niczym), ale nie dziwmy się, że przeciętni ludzie nadal nie będą wiedzieć o co chodzi w świętowaniu 1 maja.

Gdyby w podobny sposób zachowywały się organizacje lewicowe w przeszłości, to dziś zapewne wciąż pracowalibyśmy za miskę zupy, a dzieci zatrudniano by w kopalniach.


poprzedninastępny komentarze