2010-07-19 07:24:12
Krzyżacy, a w zasadzie Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, stanowili jedną z wiodących sił militarnych Europy. Dlatego zostali zaproszeni w 1226 roku na ziemie obecnej Polski przez Konrada Mazowieckiego, który w krzyżackich garnizonach widział szanse na obronę Mazowsza przed Prusami (dziś powiedziano by "terrorystami") i stabilizacje regionu.
Ze stabilizacji wyszło tyle co ze stabilizacji Iraku i Afganistanu. Stabilizatorzy okazali się zwyczajnymi okupantami chcącymi coraz więcej ziem oraz ingerującymi w lokalne życie polityczne i gospodarcze.
W roku 1410 po ich stronie walczyły kontyngenty z niemal całej Europy - Anglicy, Niemcy, Skandynawowie, chcący walczyć z "wrogami cywilizacji chrześcijańskiej" na ich terytorium (ciekawe czy wówczas też wmawiano im, że jeśli Polacy, Litwini i Rusini nie zostaną pokonani to za jakiś czas uderzą też w ich ziemie).
Władysław Jagiełło w rozprawie z Zakonem wykorzystał, o zgrozo, muzułmańskich tatarów. Zachował się też nieładnie, ponieważ zamiast grzecznie wyjść w pole i dać się pokonać górującej ekwipunkiem ówczesnej "koalicji antyterrorystycznej" wykorzystał do szarpania jej lekką jazdę litewską i tatarską, a następnie rozbił przy pomocy własnego rycerstwa.
Dziś, po 600 rocznicy bitwy pod grunwaldem nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Afgańczykom i Irakijczykom ich Grunwaldu. Czasy się zmieniają, ale wiele rzeczy pozostaje podobnych, z jedną zasadniczą różnicą - dziś Polska jest jednym z sojuszników współczesnych "Krzyżaków".