Winny jest Lenin
2010-10-07 20:10:44
Pewne wydarzenia, pomimo że pozornie nie tak ważne dają pojęcie o stanie tak zwanej ideowej lewicy w Polsce.

Miałem okazję uczestniczyć w dwóch demonstracjach z okazji Międzynarodowego Dnia Lokatora i zauważyłem jedną znamienną rzecz. Poza Lewicową Alternatywą, częścią środowiska anarchistycznego oraz osobami działającymi niegdyś w Nowej Lewicy, a obecnie w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, nie było tam osób z tak zwanej radykalnej lewicy.

Zastanawiałem się nad tym co mogło skłonić wszystkich tych, którzy najgłośniej krzyczeć o walkach społecznych, rewolucji, walce z rządzącymi elitami itd. itp. do delikatnie mówiąc zignorowania toczącej się walki społecznej o dostęp do dachu nad głową dla zwykłych, ciężko pracujących mieszkańców Warszawy?

Odrzucam oczywiście zdarzenia losowe, niedogodność terminu, pracę zarobkową i inne usprawiedliwienia. Skupię się na możliwych według mnie motywach politycznych.

Lenin

Wydawałoby się, że człowiek nieżyjący od niemal 90 lat nie ma wpływu na zachowania obecnych rewolucjonistów. Ani nie nakaże pozostania w domu, ani nie zagrozi zsyłką za udział w niesłusznej ideowo akcji. To jednak tylko pozory. Lenin zajmuje czas. Dyskutowanie nad jego dziełami, polemizowanie z innymi znawcami i wyszukiwanie kolejnych archiwalnych artykułów z cyklu "Lenin o..." jest bardzo pracochłonną pracą. Po podjęciu tych rewolucyjnych zadań po prostu nie starcza sił ani czasu na wyjście z domu i branie udziału w banalnych protestach społecznych.

Do tej samej kategorii zaliczyłbym też powody takie jak "socjalizm" na Kubie wraz z jego niedawnymi "aktualizacjami", czy wybory w Wenezueli.

Londyn

Miasto nie ma tu bezpośredniego wpływu na uczestnictwo w protestach. Tajemnicą poliszynela jest jednak fakt, że część "rewolucjonistów" modli się do poleceń przysyłanych przez centrale swoich "międzynarodówek" głównie o numerze czwartym. Szacowne kierownictwo owego gremium musi najpierw zastanowić się czym jest ów "lokator" o którego prawa walczy się w Polsce, ustalić czy jest to zgodne z doktryną Lwa Trockiego oraz jego następców, a następnie wysłać nakaz uczestnictwa w proteście. W ramach pomocy może nawet załączyć stosowne artykuły do przetłumaczenia i zamieszczenia w gazetkach. Wszystko oczywiście w imię demokracji i "oddolnego" ruchu.

Londyn jest tu oczywiście tylko symbolem. Szacowne gremium międzynarodówkowe może zasiadać też w innych miastach.

Barykady

a raczej ich brak też mógł zniechęcić część środowisk rewolucyjnych. Jak wiadomo walki społeczne liczą się tylko wtedy gdy wiążą się z rewolucyjnym programem, walkami na ulicach i barykadami. Aby zachęcić zwolenników takiej koncepcji "rewolucyjnej lewicy" należałoby zatrudnić profesjonalną firmę, która zbuduje barykady, dostarczy koktajle Mołotowa i gotowe plany ataku na pałac prezydencki, giełdę i parlament. Sami "rewolucjoniści" są bowiem chętni do ruszenia się w chwili gdy wszystko już będzie gotowe.

Wszystko to skłania do wniosku, że jeśli chcemy dążyć do rewolucyjnych zmian, zachwiać przynajmniej częścią porządku społecznego czy ekonomicznego powinniśmy trzymać się jak najdalej od tych, którzy najgłośniej krzyczą o rewolucji.

poprzedninastępny komentarze