2013-11-11 13:45:25
to nie ma znaczenia. Idzie o to, co jest
konieczne i nieuniknione w danym systemie produkcji.
Karol MARKS
Krzysztof Janik (i wywiad jaki udzielił Dziennikowi-Trybuna, z dn. 4.10.2013) był niechlubnym bohaterem mojego tekstu (pod tym samym co ten tytułem), pokazującym jak jeden z czołowych do niedawna liderów polskiej lewicy – rządzącej dwukrotnie w III RP – były Sekretarz Generalny SLD odżegnał się od teorii Marksa i jej aktualności (praktycznie i intelektualnie – ten drugi fakt jest dla mnie kuriozalny i trudny do aprobaty w kontekście rzekomej, deklarowanej lewicowości i rzutować musi na postrzeganie całej Partii – także dziś - z którą był związany Krzysztof Janik jako jej prominentny działacz polityczny). Stwierdził on w rzeczonym wywiadzie, że „był marksistą ale mu przeszło”. W końcowej części wywiadu Janik jasno zadeklarował iż „.....z wiekiem zacząłem rozróżniać marksizm jako piękną idee społeczną od realiów polityki. A realia są takie - trzeba być pragmatykiem. I trzeba do tego dodać odpowiedzialność za państwo".
Moim zdaniem – i wyraziłem je w części I tekstu o wysiadce z czerwonego tramwaju (nie pierwszej zresztą w historii polskiej lewicy, polskiego ruchu robotniczego – jak mówiło się dawniej – dziś należy mówić w świetle istnienia tzw. prekariatu *, o ruchu pracowniczym en bloc) - „Krzysztof Janik ma problem z odróżnieniem ideologii od filozoficznej teorii (a tym samym – wizji) holistycznie ujmującej świat, a także - bo tym również jest marksizm i tak go trzeba traktować - od narzędzi (intelektualnych) do opisu otaczającej nas rzeczywistości. Do percepcji dziejącego się wokoło nas świata, wytłumaczenia jego przyczynowości i sprawczości”.
Środowisko Gazety Wyborczej to w zdecydowanej większości tuba polskiego neoliberalizmu, zwłaszcza w gospodarce, ekonomii, w myśleniu o rynku, przedsiębiorczości etc. Tuba niezwykle opiniotwórcza i znacząca w polskiej przestrzeni publicznej (do niedawna niemalże monopolistyczna). Umizgi, potrzeba mainstreamowej aprobaty, zabiegi o potwierdzenie i legitymację politycznego bytu, chęć salonowego zblatowania ze środowiskiem opozycji demokratycznej najszerzej związanym z Agorą i Adamem Michnikiem (zasłużonym i prominentnym reprezentantem polskiej sceny publicznej w pierwszej dekadzie historii III RP) ze strony wielu działaczy SdRP (później SLD) pod kierownictwem Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Milera były aż nadto widoczne. Ten typ myślenia o rzeczywistości i pryncypiach odcisnął widać ogromny wpływ na Krzysztofa Janika. Taki wniosek wysnuć możemy z zasadniczych treści wspomnianego wywiadu.
Gadomski, Kublikowie, Wielowiejska, Maziarski – to czołowi przedstawiciele żurnalistów z tego właśnie kręgu czynnie wspierający sposób myślenia na temat najszerzej pojmowanej współczesnej kultury w kategoriach tzw. religii rynkowej. Kultury postrzeganej jedynie w perspektywie biznesu, namacalnego zysku, opłacalności materialnej „tu i teraz”. Jutro bowiem to wieczność, a Inny to jedynie potencjalny klient, przynoszący ów zysk. To taki sam towar, jak ten co stoi na sklepowych półkach, w eleganckim salonie, wisi na butikowym wieszaku. Kupienie tego akurat towaru to tylko kwestia reklamy, akcji promocyjnych, sterowania trendami i modami. Do tego służą też media i …… zatrudnieni tam dziennikarze.
Od czasu do czasu pojawiają się – zwłaszcza w numerach weekendowych czy licznych dodatkach do poszczególnych numerów Gazety – jednak refleksyjne teksty i materiały pokazujące nie mityczny, nie wyidealizowany, nie doktrynalno-dogmatyczny obraz współczesnych stosunków społecznych, międzyludzkich, biznesowych. Tekstów stojących w zdecydowanej sprzeczności z tezą Henryki Bochniarz, czołowej polskiej bizneswoman stawianej za wzór do naśladownictwa i sposobu współczesnego myślenia (modelu promowanego m.in. przez wymienionych dziennikarzy) mówiącej, że „jeśli nie podoba ci się wyzysk w hipermarkecie to załóż sobie swój hipermarket”. Takim materiałem jest bez wątpienia wywiad z Jonaszem Fuzem pt. „Moralność tiszerta”, projektantem odzieży, ilustratorem, malarzem. Zaprojektował on m.in. ponad 30 kolekcji odzieży i różnego typu odzieżowych akcesoriów (dodatek do GW – Duży Format - z dn. 7.11.2013, ss. 16 -17). Można zapytać – co ma Fuz wspólnego z Janikiem ? Jak Janikowa wysiadka z czerwonego tramwaju ma się do prezentowanej w tym wywiadzie problematyki ?
Ano ma się jak najbardziej. Potwierdzeniem tego jest m.in. motto i jego treść, umieszczone we wstępie niniejszego materiału.
Branża odzieżowa na świecie – zdaniem znającego od podszewki profil i zasady jej funkcjonowanie Fuza – kieruje się tylko zyskiem, za nic mając naukowe rozważania o etyce biznesu i moralności (żurnalista prowadzący wywiad przywołuje bezskutecznie kilkakrotnie Zygmunta Baumana i jego dorobek intelektualny co staje się komicznym i karykaturalnym zderzeniem z treściami przekazywanymi przez Fuza), współczucie dla wykorzystywanych w sposób niewolniczy szwaczek w krajach Azji, warunki ich pracy, stosunki międzyludzkie panujące w tych szwalniach etc. Znaczenie ma tu także mentalność klientów (kształtowana przez ostatnie dekady przez media i reklamę w kontekście bycia trendy, a jednocześnie zapłacić jak najmniej – czyli podstawowa forma funkcjonowania rynku: zysk ponad wszystko) Dotyczy to też Polek i Polaków. Reklama etycznego biznesu, empatii i solidarności z Innym (dziś często niewolnikiem XXI wieku), uczciwości i zgody z cywilizowanymi standardami, prawami człowieka, wolnością osoby ludzkiej (w tym mieści się jej rozwój, edukacja, podniesienie na wyższy – świadomy – poziom jakości jej życia) mogłyby uchodzić za żart, kpinę, groteskę (gdyby nie były aż tak tragiczne, dramatyczne, związane z ofiarami ludzkimi podczas tej pracy, kalectwem, samobójstwami w wyniku wycieńczenia czy braku nadziei na lepsze jutro): „Polacy mają gdzieś los szwaczki, chcą tanio kupować. No i będą tanio kupować, bo przecież ustaliliśmy że na (….) sukienkach jest gigantyczne przebicie”. Co prawda prezesi korporacji mają z czego ciąć, bo cena markowego T-shirtu w polskim sklepie została odgórnie ustalona i umówiona na 69 PLN, z czego szwaczka w Bangladeszu dostaje 40 groszy. Ale właściciele korporacji, akcjonariusze nie chcą pomniejszenia swoich zysków. Nie odmówią sobie za żadne skarby kupna kolejnego, nowego modelu Infiniti FX, wysłania córki na kolejne studia do Londynu, nabycia następnego jachtu (zacumowanego tym razem na Mauritiusie) czy willi w St. Tropez. Potrzeba stałego podwyższania swego statusu oraz ciągłego utwierdzania bycia na topie (immanentnego mentalności tej klasy społecznej, wynikającej z panujących powszechnie tam standardów wynikających z rynkowej rywalizacji) jest nieodparta, obowiązkowa, konieczna. To przeniesienie konkurencji ze sfery zawodowej na życie prywatne, towarzyskie. Pokazywanie się w mediach, celebracja swego majątku i jego pomnażanie, swojej pozycji społecznej są żywcem wyjęte z przyrody: samiec alfa w stadzie drapieżników ciągle musi potwierdzać – także przez znaczenie moczem terytorium zajmowane przez jego stado – swą dominację, pozycję, władzę.
Ludzie Zachodu przeważnie nie widzą i nie wiedzą o tych patologiach w miejscach produkcji towarów które nabywają – Chiny, Indochiny, Bangladesz, Indie; bo nie chcą tego widzieć, jest im to na rękę (prezesi, akcjonariusze, opłacani dziennikarze, nieuświadomiony lud), dotarcie do tych miejsc jest też trudne z wielu względów. Ale gdy „zmiana trwa 14 godzin, i gdy jest przerwa, dzwoni dzwonek, i ludzie zasypiają na miejscach pracy na komendę. Po prostu pochylają głowy, opierają o maszyny do szycia i natychmiast śpią. Za godzinę dzwonek ich obudzi. I praca postępuje dalej. Po pracy szwaczki i szwacze z prowincji idą do swoich klitek, każdy ma łóżko i walizeczkę”. Tylko tyle i aż tyle. Tak przedstawia się dzień pracy w delcie Rzeki Perłowej (południowe Chiny) gdzie ulokowano tysiące zakładów szyjących dla światowych korporacji markową odzież. I nie jest to – jak media prezentują ten problem w naszym kraju – immanencja „komunistycznych Chin” (to dalszy ciąg obrzydzania Polakom i zakłamywania tego czym w zasadzie jest marksizm, socjalizm czy rzekomy komunizm oraz manipulacja w sposobie interpretacji procesów rządzących gospodarką rynkową). To istota tego sposobu gospodarowania - czyli kapitalizmu - i takiej też formy myślenia.
Ale problem nie dotyczy tylko azjatyckich szwaczek, które pracując w skandalicznych, niemal niewolniczo-feudalnych warunkach (uwłaczających standardom XXI wieku, mainstreamowej retoryce o prawach człowieka, powszechnej – ponoć – i zwycięskiej po upadku komunizmu wolności oraz swobodzie decyzji w przedmiocie swego losu oraz podnoszenia poziomu i jakości życia na całym świecie ** itd.) budzą uzasadnione współczucie, empatię i odruch solidarności międzyludzkiej. Fuz odpowiada – bo branża odzieżowa też została globalnie scentralizowana, sprowadzona do kilku korporacji, trudniących się produkcją, dystrybucją, reklamą, transportem i sprzedażą jednocześnie – na pytanie o godziwość zysku przedsiębiorców, które pozostają w drastycznej sprzeczności z masowością opisywanych zjawisk: „…godziwy zysk to jest wtedy kiedy wykasujesz całą konkurencję (…) Akcjonariusze też są zdemoralizowani wizją zysków, chcą dużo, szybko i na to naciskają. Prezes, który zacznie kierować się innymi wartościami, naraża się na zarzut działania na szkodę akcjonariuszy”. I za chwilę przestaje być prezesem. I nikt go nigdzie nie zatrudni. To wojna, na śmierć i życie.
A czymże różni się ta teza od teorii walki klas, od treści przedstawianych w Manifeście Komunistycznym i Kapitale, napisanych przed 150 laty przez Brodacza z Trewiru, tak w Polsce spostponowanego, obśmianego i wyszydzonego, wyrzuconego „na śmietnik historii” (m.in. przez te środowiska do których umizgiwało się SLD Krzysztofa Janika), od analiz uniwersalnej istoty gospodarki rynkowej jakich dokonał Karol Marks ? Dlatego wysiadka z czerwonego tramwaju Krzysztofa Janika – nie chodzi tu o krytykę ad personam, ale o ukazanie pewnych prawidłowości skarlenia intelektualnego, irracjonalizacji i poddaniu się modom - jest symbolem zaprzeczenia racjonalnemu oglądowi współczesnego świata, świata XXI wieku. Jest ona deprymująca, szkodliwa, intelektualnie kiepska, bo działa na rzecz utrzymywania takich właśnie stosunków społecznych, utwierdzając współczesne niewolnictwo, odbierając ludziom nadzieję na zmiany – zmiany realne, nie wirtualne jak radzi Henryka Bochniarz i chór medialnych klakierów. Zmiany rzeczywiste, mogące nastąpić w wymiarze jednostkowego życia. Bo jak mawiał znakomity ekonomista, jeden z twórców - w warstwie doktrynalno-teoretycznej - złotej epoki Zachodu w latach 1945-89 (czyli państw zwanych do niedawna welfare states) John M. Keynes w „dłuższej perspektywie wszyscy i tak będziemy nieboszczykami”. Epoki która chyba najlepiej zareklamowała w świecie idee Oświecenia i demokracji – obojętnie słusznie czy nie – w przedmiocie jakości życia obywateli.
I jeszcze akapit odnośnie Polski – bo można odnieść wrażenie iż to zagadnienie dotyczy jedynie regionów świata dokąd wyniesiono produkcję z krajów Zachodu, uciekając przed podatkami, obniżając koszty produkcji (i jej standardy), maksymalizując – zgodnie z jedyną zasadą gospodarki kapitalistycznej – zyski itd. Młodzi ludzie w naszym kraju, harujący w sklepach z modną, topową odzieżą za 7 PLN / h muszą być skuteczni – i za to ich przede wszystkim się rozlicza – w wpychaniu na siłę każdemu potencjalnemu klientowi towaru ze sklepu gdzie są zatrudnieni. To też jest nacisk na maksymalizację zysków (bo każdy sklep jest końcem, szczytem - jak w przyrodzie - odzieżowego łańcucha pokarmowego, a sprzedaż efektem tego systemu). Wszyscy doskonale wiedzą, iż za taką stawkę nie można mieć dobrego, oddanego, utożsamiającego się z firmą, pracownika. Dziewczyny pracujące w tych placówkach mają po dwa fakultety, znają po dwa (lub więcej) języki obce, lecz innej pracy nie mogą znaleźć. To – zdaniem Fuza - paranoja, że „do zarządzania” czy pracy „w jakimś durnowatym sklepie z butami czy ciuchami” wymaga się takich kwalifikacji. A od polityków nikt nie oczekuje w tym kraju żadnych, intelektualnych przede wszystkim, zdolności i umiejętności.
W Polsce praca jest luksusem i przywilejem. Takie opinie krążą nagminnie w środowiskach biznesowo-lobbystyczno-medialnych. Dlaczego płacą 7 PLN/h (a i mniej też się zdarza, np. 6,5 czy 3,75 PLN/h) ? „Bo setki ludzi chcą pracować za 7 PLN” – mówi Fuz. A mnie się osobiście wydaje, że w zasadzie za takie stawki muszą pracować. Bo alternatywą jest pozostawanie bez pracy. Stworzono w wolnej – podobno - Polsce takie standardy, że ludźmi wolno pomiatać. To również efekt preferowanej i panującej (w latach tzw. transformacji ustrojowej) powszechnie w elitach oraz mediach skrajnie wolnorynkowej ideologii.
Wysiadka z czerwonego tramwaju Krzysztofa Janika, jego słowa o rządzeniu jako odpowiedzialności za państwo (ale czyje państwo – Henryki Bochniarz czy tej dziewczyny ze sklepu z markową odzieżą pracującej - jak mówi Fuz - za 7 PLN/h ?) w kontekście deklarowanych lewicowych wartości jest tyle symptomatyczna co moralnie i etycznie żenująca. I dotyczy to prawie całej lewicy europejskiej. Dlatego ta niezwykle ważna dla postępu i rozwoju stosunków społecznych w Europie, humanizacji życia w kulturze Zachodu formacja polityczna przeżywa od dwóch dekad wyraźny kryzys tożsamości. Można domniemać, iż upadek bloku realnego socjalizmu, rozpad ZSRR rozbroił ideowo całą zachodnią lewicę, poddał jej myślenie konserwatywnemu, prawicowo-tradycjonalistycznemu sposobowi interpretacji historii i procesów społecznych, przywiódł ją do narracji charakterystycznej do tej pory dla jej głównych, ideowych i politycznych konkurentów. Chce ona dziś jedynie – jak mówi i pisze Zygmunt Bauman – poprawić niesprawiedliwy, nieprzyjazny człowiekowi, rządzący się (uniwersalnie) wilczymi, nie humanistycznymi, prawami system. Modli się do kapitału i nie w głowie jej człowiek, osoba ludzka, jej warunki egzystencji. Deklarowana wysiadka Krzysztofa Janika z tramwaju określonej barwie jest potwierdzeniem en bloc myślenia jakie zapanowało na całej lewicy. W takim wymiarze teoria Karola Marksa rzeczywiście jawić się może jako forma wierzenia religijnego. Tak samo jak przywoływana w tym tekście tzw. religia rynku.
*- Prekariat - kategoria społeczna charakterystyczna dla okresu późnego kapitalizmu. Prekariusze to osoby zatrudnione na podstawie elastycznych form zatrudnienia. Często ludzie nie mogący się utrzymać z jednego stosunku pracy. Słowo jest neologizmem powstałym z połączenia dwóch słów: precarious (łac.) ze słowem proletariat.
**- John F. Kennedy, prezydent USA, powiedzieć miał, że „przypływ podnosi wszystkie łodzie” (dotyczyło to powszechnego wzrostu dobrobytu, wyrównywaniu stratyfikacji społecznych, dochodowych etc.). Współcześni, dogmatyczni wyznawcy religii rynku, neo-konsi oraz neoliberałowie, przywołując ów szlagwort dowodzić chcą, że dzisiejszy porządek świata jest zgodny z intencją powiedzenia 35 prezydenta Ameryki, zabitego w Dallas w 1963 roku. Nic bardziej mylnego. Rzeczywistość dzisiejszego świata stoi w jawnej sprzeczności z założeniem oraz ideą tej tezy.