Zachód - cywilizacja krucjaty
2014-05-12 10:31:26
Nie można usunąć brudu, nie kalając sobie rąk
papież Innocenty III (1298-1316)

Ponad osiem wieków temu (15.01.1208) został skrytobójczo zamordowany w St.Gilles (południowa Francja, ujście Rodanu) legat papieski Piotr d’Castelanau. Śmierć poniesiona z ręki pazia największego arystokraty i feudała średniowiecznego południa Francji (współcześnie nazywa się ten region Langwedocją) - Rajmunda VI z Tuluzy – daje początek długoletniej wojnie domowej i pierwszej, oficjalnie ogłoszonej, mającej błogosławieństwo Stolicy Apostolskiej wyprawy krzyżowej chrześcijan przeciwko chrześcijanom. Znamienna i powszechnie zapomniana (bo podwójnie wstydliwa), a zarazem znacząca, to cezura.
Ten region znany był z wykwintnej i niezwykle wysokiej (jak na ówczesne czasy) kultury materialnej i duchowej, bogatych miast, wspaniałych zamków, kunsztownych pałaców, wspaniałych ogrodów, pluralistycznego i wielo- religijnej społeczności (pozostałość po krótkim - 719-758 - pobycie Maurów na tych terenach). Analogie z muzułmańską Iberią nasuwają się same. To była kraina kultury trubadurów uosabiającej wszystko co najlepsze w ideale rycerstwa: honor, braterstwo, wsparcie dla słabszych i potrzebujących, szarmanckość względem kobiet, solidarność międzyludzka i opiekuńczość.
Przedsięwzięcie podjęte z nakazu Innocentego III przeciwko herezjom szerzącym się na tym terenie w zastraszającym tempie i zakresie miało na wskroś międzynarodowy charakter (ze względu na skalę, zasięg i rangę nadaną mu przez papieża), podobny z wyprawami do Palestyny i dotyczyło całego, zachodnioeuropejskiego świata chrześcijańskiego. Poprzedzająca krucjatę misja legata Pierre d’Castellnau oraz towarzyszącego mu opata Citeaux Arnolda Amalryka miała przekonać do dobrowolnego wystąpienia Rajmunda VI przeciwko swoim poddanym pozostających w błędach wielu herezji. Rodzina hrabiów z Tuluzy nie podjęła jednak tej idei. Innocenty III stał się wiec główną osobą odpowiedzialną za transformację krucjat, która następuje za jego pontyfikatu – rzuca chrześcijan przeciwko chrześcijanom.
Gwałtowana dezintegracja instytucjonalnego chrześcijaństwa w południowej Francji (XI – XIII wiek) była wielopłaszczyznowa i przebiegała w kilku przestrzeniach: kulturowej, obyczajowej, religijnej, społecznej itd. Był to region o niezwykle wyrafinowanej, pluralistycznej i tolerancyjnej kulturze (niektórzy piszą wręcz o cywilizacji okcytańskiej). Bogactwo sprzyja bowiem tolerancji, zrozumieniu Innego, spolegliwości wobec obcego, życzliwości i swoistemu sybarytyzmowi mentalnemu.
Ponadto dobrobyt i tolerancja powodują wzrost zrozumienia i uzasadnienia dla istoty pluralizmu: politycznego, religijnego, światopoglądowego, estetycznego itd. Tym właśnie można tłumaczyć zgodne codzienne współżycie w Okcytanii katolików rzymskich, albigensów/katarów, humiliantów, waldensów, braci wolnego ducha, pseudo-apostołów Gerarda Segarellego, arnoldystów i petrobrusjan, a także Żydów czy wyznawców islamu. Czyli wszelkich heretyków, dysydentów, odstępców od oficjalnie i jednoznacznie narzuconemu z Rzymu światopoglądowi. To konkurenci dla instytucjonalnego chrześcijaństwa i papiestwa, wówczas stojącego u szczytu potęgi, w walce o „rząd dusz” (a tym samym i dochodów doczesnych).
Na tym podłożu wyrasta wspomniana estetyka i wysublimowanie kultury owych terenów, zaliczanych dziś do Prowansji i Langwedocji. Nie bez znaczenia były tu wpływy z zewnątrz: Aragonia, Italia czy muzułmańska Iberia. Zresztą ten region pod względem klimatu kulturowo-cywilizacyjnego był o wiele bardziej zbliżonym do doświadczeń i dorobku świata śródziemnomorskiego, rzymsko-hellenistycznego (zwłaszcza Lombardii lub Aragonii) niźli do północnych regionów Francji, Niderlandów czy Niemiec.
Multikulturowość i pluralizm nie były wówczas w modzie. Wystarczy popatrzeć na ówczesną, zdominowaną przez papiestwo (od pontyfikatu Grzegorza VII, 1073-1085) Europę Zach. Jakie zasady, jakie wzorce osobowe, jakie obyczaje i standardy życia panowały powszechnie. Jedna wiara, jedno prawo, jeden władca – mówi stare przysłowie.. Dlatego też Kościół (zwłaszcza pod rządami wspomnianego Innocentego III) dążył wszelkimi metodami i środkami do powszechnej unifikacji władzy duchowej i doczesnej. Było to w jego podstawowym interesie. Gdy nie pomagały perswazja i zabiegi dyplomatyczne, pozostawały – zgodnie z rozwiązaniami proponowanymi przez św.Augustyna – siła i miecz.
Herezje rodziły się i kwitły przeważnie na obszarach gdzie władza była rozproszona (silne samorządy miejskie, różnego rodzaju bractwa i cechy rzemieślnicze, mocno ugruntowane pozostałości kultury helleńsko-rzymskiej), a jej źródła pozostawały niejasne, zwłaszcza w kontekście religijnie uzasadnionych przewag Kościoła instytucjonalnego czy feudalnych stosunków społecznych. Tam gdzie scentralizowana władza królewska współpracowała ściśle z Kościołem (sojusz ołtarza i tronu), a gospodarka wiejska (tradycyjny i konserwatywny jej wymiar w przestrzeni kulturowej jest bezsprzeczny) miała przewagę wobec kultury rozwijających się miast, herezje i wszelkiego rodzaju ruch dysydenckie nie miały tak sprzyjających warunków do zdobywania zwolenników.
Albigensi uważali siebie za chrześcijan. Ich wiara religijna miała bez wątpienia podłoże chrześcijańskie choć na pewno tworzyli paralelny i konkurencyjny (wobec Rzymu) kościół. Miało to miejsce na tych obszarach gdzie ich duchowni – a w zasadzie diakoni (czyli tzw. Dobrzy Ludzie) swoją postawą i działalnością stanowili wyraźną dysharmonię z poziomem intelektualnym, moralnym i doktrynalnym oficjalnego Kościoła rzymskiego. Ich ryt był niesłychanie prosty, wręcz skromny, odpowiadający potrzebom społecznym.
Misja jest nieodłącznym, immanentnym chrześcijaństwu pojęciem (z łac. mittere – posyłać, misio – posłanie). Teologicznie jest to działanie Kościoła zrodzone z jego boskich prerogatyw, polegające na głoszeniu Ewangelii niechrześcijanom i na zakładaniu wśród nich ekonomii chrześcijańskiej na sposób stały i już dla nich rodzimy, celem ich zbawienia i udoskonalenia. W tym kontekście znamiennie brzmi opinia wybitnego teologa i filozofa katolickiego Karola Rahnera, iż każda misja (jako działalność publiczna) prowadzi do zmiany stosunków społecznych. Czyli do zmiany jestestwa człowieka. Krucjata w tak zarysowanej perspektywie jest więc (jak u Karola von Clausewitza wojna pozostająca kontynuacją polityki) przedłużeniem misji: narzuceniem właściwej optyki religijnej (i nie tylko) metodami siłowymi.
To wówczas w epoce krucjat tworzy się mit (i idea zarazem) Starego Kontynentu będącego tworem li tylko chrześcijańskim, który na mocy tej wiary i zadań postawionych przez jedyny, prawdziwy i omnipotentny Kościół rzymski (tu widzimy paralelę ze starotestamentową koncepcją narodu wybranego) ma obowiązek rozprzestrzenianie jej (jako jedynej i absolutnej, bo boskiej, prawdy) na resztę świata. Słynne kazanie Urbana II (1088-99) z Clermont-Ferrand (27.11.1095) początkujące epokę wypraw krzyżowych do Palestyny, atmosfera powszechnego uniesienia jaka wówczas zapanowała i żarliwość chęci walki przeciwko niewiernym stwarzają określony klimat dla jurydycznego prześladowania wszelkich odstępstw w Europie (wówczas i później). Ta akcja ma zasięg kontynentalny, cywilizacyjny, pan-chrześcijański. To znaczący epizod w historii i kulturze Starego Kontynentu. Z taką atmosferą idzie zawsze w parze niechęć, nietolerancja, nienawiść czy ostracyzm wobec Innego we wszystkich dziedzinach życia , w sposobie opisu świata, w optyce interpretacji zdarzeń itp.
Na samym początku ofiarami tego przedsięwzięcia padają Żydzi. W trakcie samych walk w Ziemi Świętej krzyżowcy nagminnie zabijali na równi wyznawców islamu, judaizmu czy greckich ortodoksów (chrześcijan). Ogłoszenie jednak przez Innocentego III oficjalnie wyprawy krzyżowej przeciwko albigensom jest wydarzeniem bezprecedensowym (to są wszakże wyznawcy Chrystusa), rzutującym niesłychanie negatywnie na dalsze dzieje nietolerancji, wojen religijnych i wszelkich prześladowań inaczej myślących w kulturze Zachodu. I ma to miejsce po dziś dzień …….
Wojska krucjaty przeciwko albigensom zebrane w Dolinie Rodanu (wiosna 1209 r.) pod duchowym przywództwem cysterskiego opata Arnolda Amalryka stanowiły w chwili osiągnięcia bojowej zdolności jedną z największych armii jaką widziano dotychczas w Europie. Historycy i mediewiści spierają się na temat liczebności wojsk krzyżowych – przyjmuje się iż wraz z taborami i służbą oraz osobami towarzyszącymi wojskom mogło być nawet 300 000. Przybyli wielcy panowie Francji – książę Burgundii, hrabiowie (Nevers, Bar, Saint-Pol), baronowie, arcybiskupi (Reims, Sens, Rouen), biskupi (Autun, Clermont, Bayeux, Lisieux, Chartres). Rycerstwo rekrutowało się z całej niemalże zachodniej Europy: Frankowie, Burgundczycy, Normanowie, Pikardyjczycy, Sasi, Anglicy, Bretończycy, mieszkańcy dzisiejszej Szwajcarii, północnych Niemiec, terenów współczesnej Austrii i miast północnej Italii, Bawarczycy, Flamandowie. Jak zawsze przy takich okazjach zbiegli się ludzie podejrzanego autoramentu, zabijacy i kondotierzy różnej proweniencji, pospolici przestępcy i żądne przygód niebieskie ptaki, markietanki i złodzieje. Wszyscy szli „ukarać złośliwą i próżną rasę Prowansalczyków i przerwać jej pełne rozwiązłości i złych słów ujadanie przeciwko Apostołowi Rzymskiemu”. Sytuacja w wojnach domowych na Starym Kontynencie jest od wieków analogiczna. A gdy paliwem – dodatkowym – jest religijna wiara starcie i jego efekty są szczególnie krwawe i obfitujące w bestialstwo.
Kościół zachęcał i obiecywał wyrozumiałość, zawczasu przebaczał i rozgrzeszał ze wszystkich zbrodni jakie mogły być popełnione, zapewniając uczestnikom krucjaty odpust zupełny.
Na czele staje znany awanturnik, kondotier i francuski możnowładca Szymon z Montfort zwany Lwem Krzyżowym. Swym wyjątkowym okrucieństwem, bezwzględnością i szaleńczą odwagą zasłużył się w niesławnej IV krucjacie zdobywającej i plądrującej Konstantynopol. Innocenty III powierzył mu dowództwo wojskowe, a późniejszy Sobór IV Laterański (1215) przyznał Szymonowi wszystkie ziemie które zdobył podczas zmagań militarnych w ramach tej krucjaty.
To na początku działań w Okcytanii (lipiec 1209) pod murami Beziers miały paść znamienne słowa duchowego przywódcy krucjaty opata Arnolda Amalryka; słowa podsumowujące idee wojen religijnych, jakie miała przeżyć Europa w następnych epokach (była to odpowiedź duchownego na wątpliwości niektórych rycerzy jak rozpoznać heretyków od prawowiernych): „Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”.
I słowo ciałem się stało – zdobywcy wymordowali w ciągu jednego dnia całe miasto (jak mówią źródła zginęło około 20 000 ludzi – część została zadeptana w tumultach, część spłonęła – bo krzyżowcy wzniecili w zdobytym mieście pożary): starców, kobiety, dzieci, Żydów, katolików, albigensów itd. Zbrodnia wojenna to czy ludobójstwo ?
Informacja opata Arnolda dla papieża po zdobyciu Beziers była lakoniczna i prosta: „Dzisiaj Wasza Świątobliwość, dwadzieścia tysięcy mieszkańców wydano mieczowi, niezależnie od posady, wieku, czy płci”.
Na kraj od Pirenejów po Masyw Centralny i od Atlantyku po Rodan padł strach i przerażenie. Wiele miast i twierdz poddała się bez walki, choć działania wojenne trwać będą z przerwami ponad 30 lat (zdobycie w 1243 r. ostatniego bastionu albigensów – fortecy Motsegur na granicy langwedocko-aragońskiej – kładzie ostatecznie kres tej cywilizacji).
Teraz tropieniem pozostałości heretyckiej tradycji, kultury prowansalskiej i tożsamości Innej niż rzymska zajmie się stworzona, ciesząca się złą sławą Święta Inkwizycja, prowadzona przez oo. dominikanów.
Wraz ze zniszczeniem okcytańskiej kultury następuje ostateczny krach multikulturowej i wieloreligijnej Europy, pluralistycznej (na miarę ówczesnych czasów), tolerancyjnej. Staje się ona uboższa, jednowymiarowa, monistyczna. Odtąd - wraz z epoką wypraw krzyżowych - panować poczyna (na dobre) przez stulecia średniowieczny unilateralizm chrześcijański, a esencja religijnej wojny wydaje krwawe owoce w postaci prześladowań i mordów związanych z Reformacją i Kontrreformacją. Epizod w historii Starego Kontynentu - wyprawa krzyżowa chrześcijan przeciwko Innym chrześcijanom – jest brzemienny w dziejach naszej cywilizacji. Podsumowuje i egzemplifikuje ostatecznie epokę krucjat w imię Chrystusa. Decyzja Innocentego III kładzie więc w takim wypadku podwaliny pod totalne niszczenie poza europejskich i nie zgodnych z rzymskim kanonem kultur. Religijno-eklezjalne przesłanki stają się czytelnym i szczerym uzasadnieniem dla takich właśnie działań.
Krucjaty w efekcie zrodziły ideę chrześcijańskiego Zachodu (cywilizacji chrześcijańskiej, która po opanowaniu Ameryki stała się globalną, z takimi właśnie pretensjami). Ideę, którą po dziś dzień szermują wszyscy konserwatyści, tradycjonaliści, prawicowcy, purytanie i wszyscy zwolennicy ortodoksyjno- religijnego wizerunku łacińsko-atlantyckiej cywilizacji, noszący w sobie misję szerzenia swojej wiary (pod jakimkolwiek sztandarem – zasada jest zawsze jedna: my posiedliśmy absolutną prawdę i wartości).
Rozszerzenie pojęcia krucjaty okazuje się niezwykle donośne. Jawi się ona zarówno jako mentalność, a równocześnie rewelacyjne narzędzie polityczno-militarne. Staje się też istotą chrześcijańskiej Europy z Kościołem katolickim na czele. Można z czasem być więc rycerzem krzyżowym i walczyć poza Ziemią Świętą: w Hiszpanii, nad Bałtykiem, zdobywając Konstantynopol czy na południu Francji. Od niewiernych przechodzimy gładko do wojen przeciwko swoim (heretykom, schizmatykom, różnej maści odstępcom czy po prostu tym Innym, którzy aktualnie wyłamują się z ogólnie przyjętej poprawności).
Kiedy zabrakło więc celu - odzyskania Grobu Świętego i mitycznego Jeruzalem – można było otrzymać odpust zupełny walcząc np. przeciwko albigensom. Święta wojna, podejmowana pierwotnie w imię Prawdy religijnej staje się tym samym narzędziem ekspansjonizmu (a zarazem jego uzasadnieniem i usprawiedliwieniem). Taka ewolucja terminu krucjata otwiera drogę naszej cywilizacji do wysyłania ludzi, idei, wartości i zasad w świat. I trwa to przez kolejne dekady i wieki. Po dziś dzień.
Stworzenie państwa izraelskiego w Palestynie (1948 r.) - poza moralno-etycznie i biblijnie uzasadnionymi argumentami oraz doświadczeniami europejskich Żydów w XX wieku (te doświadczenia to jakby zwieńczenie wielowiekowego antysemityzmu i anty-judaizmu promowanego przez chrześcijaństwo) - było w jakiejś formie także eksportem kultury zachodniej (Żydzi aszkenazyjscy, a i poniekąd sefardyjscy, to reprezentanci zeuropeizowanych i cywilizacyjnie zakorzenionych w Europie wspólnot). Syjonizm, będący ideologią o europejskiej, XIX-wiecznej proweniencji, był przecież podstawową siłą napędową emigracji Żydów do Palestyny i myślą przewodnią powstania państwa żydowskiego. Doświadczenia II wojnie światowej tę migrację tylko wzmocniły.
Zbliżone przykłady eksportu cywilizacji europejskiej na inne kontynenty (i jej stałe tam zakorzenienie) to obecność Burów w Afryce południowej, kolonizacja Australii (i praktyczna eliminacja Aborygenów), o historii Indian amerykańskich nie trzeba nawet wspominać. To jest właśnie ta ekspansja cywilizacji zachodniej i stawanie się przez nią cywilizacją globalną od kilku wieków. Wyprawy krzyżowe do Ziemi Świętej były jedynie początkiem tego procesu. Z jednej strony to jest eksport cywilizacji, a jednocześnie (i to jest druga strona medalu) – związane z misją (dziedzictwo chrześcijańskie) – niszczenie dorobku kulturowego tych ludów, wspólnot czy zbiorowości, które uznano za Inne, nie zachodnioeuropejskie; religijnie – nie chrześcijańskie, a rasowo – obce cywilizacji białego człowieka. Po raz kolejny kłania się przywoływany już Karl Rahner.
Znakomity religioznawca, politolog i historyk libańskiego pochodzenia (maronita), Europejczyk i frankofil, Georges Corm przytacza takie oto słowa, które padły w 1931 roku w Paryżu podczas kongresu Ligi Praw Człowieka: „Kolonizacja jest uzasadniona, gdy naród kolonizujący niesie ze sobą bagaż idei i poglądów, które wzbogacają innych ludzi. W takiej sytuacji kolonizacja nie jest prawem lecz obowiązkiem”. Ten passus oddaje w pełni mentalność wszelkiego autoramentu krzyżowców, misjonarzy, cywilizatorów i podobnej maści apostołów, ich własne przekonanie o potrzebie nawracania Innego oraz pewność w posiadaniu Prawdy. W historii realizowali oni swe pomysły, swe zamiary, swe cele zarówno w wersji hard jak i w wersji soft (chodzi o metody i formy wcielania tych zamiarów w życie).
Dziś te same mechanizmy obserwować można gdy mówi się, promuje się, niesie w świat takie podstawowe idee świata zachodniego jak prawa człowieka, demokracja, zasady swobody obrotu kapitałem, wolność słowa, prawodawstwo itd. Czy narzucając innym kulturom, innym cywilizacjom, innym ludziom nasz zachodnioeuropejski punkt widzenia (wywiedziony z naszej historii) nie postępujemy de facto jak krzyżowcy sprzed 800 laty depczący ostatecznie okcytańską (i nie tylko ją) cywilizację, przez co zubażamy nasze wspólne, ludzkie, globalne, gatunkowe doświadczenie ? Ile w nas, ludziach Zachodu, jest misjonarstwa, pychy, zadufania, a ile zrozumienia, prawdziwej tolerancji i chęci równoprawnej współpracy ? Bo wygląda na to, iż uważamy się za Pana w posiadaniu tych - i wszystkich innych - Prawd (to klarowna reminiscencja mentalności krucjatowej wynikającej z religijnej żarliwości).
Lecz jak mówił onegdaj gorący zwolennik i propagator idei wypraw św. Bernard z Clairvaux (1091-1153) „Ten kto stawia siebie jako Pana, staje się tym samym uczniem głupca”. Warto się zastanowić nad istotą przytoczonej sentencji tego gigantycznego (intelektualnie, eklezjalnie, duchowo i organizacyjnie) mnicha-cystersa, trzęsącego wówczas - XI-XII wiek - niemal całą Europą.


poprzedninastępny komentarze