2016-03-18 07:53:56
Przysłowie kenijskie
Tekst Jacka Żakowskiego pt. „Dzikość wraca” (POLITYKA nr 12/3051/2016 z dn. 16.03.-22.03.2016) prezentujący, a obserwowany współcześnie, powrót trybalizmu do polityki, do zagadnień społecznych, do kultury najszerzej pojętej w obrębie cywilizacji Zachodu, wpisujący w ten trend dzisiejszą sytuację Polski pod rządami PiS-u nie do końca można zakreślić ramami starcia: nowoczesność i modernizm kontra ciemnogród i siły wsteczne (czyli demokracja liberalna vs prawica nacjonalistyczno-ksenofobiczno-religiancka). A to dlatego, że jak piszę, mówię i uważam od ponad dekady, spór ten jest de facto wojną w „rodzinie”. I nie tylko wspólne, acz mityczne korzenie, do których odwołują się obie strony tej wojny polsko-polskiej – „Solidarność” AD 1980-81 – jest tego powodem. To spór w rodzinie zwolenników gospodarki ultra-kapitalistycznej, opartej na wyzysku. Bo co kieruje innego polskim przedsiębiorcą niż zysk ? Czy w tej mierze różni się czymkolwiek od swego niemieckiego, chińskiego, rosyjskiego, amerykańskiego, holenderskiego czy nawet – południowo-afrykańskiego kamrata ? Czy to nie zysk jest podstawowym i zasadniczym wykładnikiem ich sposobu myślenia i działania bez względu na kolor skóry, język, barwy narodowe, orientację seksualną, religię bądź estetyczne upodobania ? Czy „śmieciowe umowy” zatrudnienia lub stawki w granicach 2 – 3 euro za godzinę są bardziej upokarzające pod flagą Unii Europejskiej, USA, Chin czy Rosji niźli pod „biało-czerwoną” ? Bywa często tak, iż zachodni przedsiębiorcy wykazują odrobinę więcej cywilizowanych i humanistycznych odruchów niż miejscowi biznesmeni o mentalności rodem z folwarku. O mentalności tej klasy Polaków słyszy się w Niemczech: „Polscy menadżerowie są jak bulteriery. Jak dopadną – to zagryzą”. I jest to moim zdaniem uniwersalny pogląd patrząc na nas, społeczeństwo do cna przesiąknięte przez ostatnie ćwierćwiecze neoliberalną indoktrynacją.
Możemy powiedzieć, że stracie prowadzą dwaj zwolennicy neoliberalizmu, czyli współczesnej wersji kapitalizmu. Jedni to wspólnota ludzi która utraciła najszerzej pojętą władzę i wpływy podczas ostatnich wyborów parlamentarnych (koalicja - i jej totumfaccy - PO/PSL, politycy i klienci .nowoczenej.pl, akolici tej właśnie rzeczywistości, którą jakoby PiS im odbierało, chodzący w marszach protestu pod sztandarami KOD-u). To neoliberałowie – tak bym ich określił - z twarzą globalnych korporacji. Zapatrzeni w ideę i dogmat wolnego rynku, depczący wszystko co nie mieści się w ich oglądzie świata wedle recept Hayeka, Missesa czy Friedmana. Wspólnota – jakakolwiek – to wspólnota interesów, biznesu, korzyści materialnych (i pseudo-prestiżu z nimi związanych). Bez nich nie ma żadnej wspólnoty, żadnych nici kooperacji, żadnych ludzkich interakcji. Czegoś takiego jak społeczeństwa nie ma – jak mawiała ich guru Margaret Thatcher – bo to zbiór wolnych, pojedynczych jednostek, I TINA *…….
Drudzy to miłośnicy kapitalizmu z twarzą pomalowaną na „biało-czerwone” barwy, z symbolami tzw. „żołnierzy wyklętych” w dłoniach i na t’shirtach, nienawistnicy wszelkiego INNEGO niźli kato-nacjo-antykomunistyczny (czy nawet – anty-lewacki bądź anty-lewicowy) short-program. To pielgrzymujący do o.Rydzyka i na Jasną Górę, członkowie bojówek kiboli, drobni przedsiębiorcy znad Wisły, Odry i Bugu dławieni przez gigantów światowej gospodarki (ofiary globalizacji !): a śmiano się ze szlagwortu marksistów mówiącego, iż „duży może więcej” i że koncentracja kapitału musi immanentnie dla tej formy gospodarowania następować.
Programowo – w zasadniczych i ramowych założeniach – różnice są nie tak wielkie jak się medialnie i retorycznie przedstawia: tu i tam króluje neoliberalizm tylko z różnymi twarzami, z różnymi odcieniami. No i różna jest artykulacja i uzasadnienia, odwołania i krasomówstwo. Za potwierdzenie tych tez niech posłużą transfery – jak w futbolu – z jednego ugrupowania, klubu piłkarskiego, do drugiego, świadczące o programowej, politycznej i mentalnej bliskości obu plemion. Obu klanów. W jedną stronę wędrowali Gowin, Żalek, Godson (choć nie formalnie), dawniej – Płażyński (w tzw. „terenie”, wielu radnych Platformy dokonało po przegranych wyborach parlamentarnych wolty przechodząc do obozu PiS-u), w drugą – Mężydło, Kamiński, Zalewski, Sikorski, Libicki, Sikorski, Borusewicz czy Kluzik-Rostowska. Czyli wspólnota programowo-ideowa musi istnieć gdy ww. politycy doskonale znajdują sobie miejsce w obu asocjacjach.
Już nie chcę przypominać sytuacji sprzed ponad dekady (2005 rok) gdy „przyjaciele z PO i PiS” wspólnie atakowali SLD i próbowali zawiązać koalicję zwolenników „szarpnięcia cugli demokracji” (czy już zapomniano – i to pytanie kieruję także do red. Jacka Żakowskiego – iż autorem tego zwrotu, tej myśli oddającej clou wspólnej przyszłej-niedoszłej polityki POPiS-u, był prominentny działacz Platformy Obywatelskiej, niedoszły premier z Krakowa, miłośnik twarzowych kapeluszy ?). Czy to co dziś PiS czyni nie jest w jakimś sensie echem tego powiedzenia konserwatysty spod Wawelu ?
To nie jest konflikt społeczności – mówiąc za Edmundem Husserlem (filozofem niemiecko-czeskim, Mistrzem dla Heideggera i Arendt) – będących uosobieniem „potencji” i „retencji”. Potencja to jego zdaniem ukierunkowanie ludzi na przyszłość, retencja – zapadanie teraźniejszości w przeszłość. Obie strony wojny polsko-polskiej, patrząc na nią chłodnym, racjonalnym i zdystansowanym (a także – lewicowym) okiem, reprezentują „retencję”. Jedni w stylu „hard”, drudzy – „light”. O zagadnieniach gospodarczo-ekonomicznych już była mowa. Stosunek do Kościoła i religii jako wyznacznika neutralności państwa, do spraw światopoglądowych (jak np. Ministerstwo Zdrowia pod kierownictwem światłego, „platformerskiego” Sławomira Neumana traktowała pigułkę „dzień po ?”), do historii i przeszłości oraz wyborów z nimi związanych Polaków ……..
I nie chodzi o gradację – kto więcej, kto mniej. Chodzi mi o zasadniczy rys postępowania i myślenia.
Nie może być inaczej gdy ścierają się dwie religie, dwie wiary gdyż wtedy o racjonalizmie, pragmatyzmie, zdystansowaniu i obiektywizmie nie ma co mówić. Wyznawcy im bardziej fanatyczni, im bardziej fundamentalistycznie nastawieni, im mocniej zapiekli w swej nienawiści do INNEGO, są lepszym materiałem do sterowania dla cynicznych i nihilistycznych polityków czy działaczy. A mamy tu do czynienia ze starciem dwóch religii: tzw. religii „smoleńskiej” i religii „neoliberalnej”. Obie mieszczą się moim zdaniem na szeroko rozumianej prawicy sceny publicznej.
Wiarę religijną definiuje się przede wszystkim wedle następujących kanonów i norm: musi istnieć doktryna, za nią idzie kult, a następnie funkcjonować muszą dogmatyka, liturgia i ryty. Pojawiają się też z czasem kapłani kultu oraz egzegeci tzw. „świętych ksiąg” czy „prawd objawionych”. Czy takich zjawisk i takich przypadków nie obserwujemy po obu stronach tej wojny polsko-polskiej ?
W „BAJCE O ROPUCHU" Bracia Grimm stwierdzają: „Ropuch ma zawsze ropuszą wizję piękna”. Oddaje owa przenośnia w sposób znakomity clou prezentowanego problemu i zjawiska.
To tyle refleksji w kontekście ciekawego i inspirującego intelektualnie materiału Jacka Żakowskiego we wspomnianym numerze POLITYKI.
*TINA – akronim sloganu "There is no alternative" (z ang. nie ma alternatywy), który był używany przez Margaret Thatcher, a będący przykładem fundamentalistycznego, dogmatycznego i anty-pluralistycznego (czyli de facto – anty-wolnościowego i niedemokratycznego) sposobu patrzenia na świat.