Netokracja a religijny fundamentalizm (część I)
2016-04-28 09:48:00
Mamy obecnie w Polsce do czynienia
ze zjawiskiem religijnego fundamentalizmu
i z objawami religijnego fanatyzmu.

prof. Stanisław OBIREK


Netokracja (zbitka słów net – sieć i kratos - gr. władza) to wizja nowej rzeczywistości przedstawiona w książce „Netokracja. Nowa elita władzy i życie po kapitalizmie” Alexandra Barda i Jana Söderqvista, w której władzę przejmą tzw. netokraci, czyli - nowa arystokracja, możnowładcy sieci. W opisanej przez ową publikację rzeczywistości naczelną wartością jest informacja. Netokratów ma cechować przede wszystkim konsumpcja imploatywna czyli taka gdzie pieniądze nie mają priorytetu, są efektem posiadania kontaktów, określonej wiedzy, dostępu do informacji (zwłaszcza tych ekskluzywnych i ponad-lokalnych), przynależności do grona wtajemniczonych, wybranych, elity elit, predestynowanych w wyniku takich koneksji czy usytuowania w hierarchii społecznej do posiadania władzy (najszerzej i najróżnorodniej pojmowanej).
Jak się ma do tezy szwedzkich uczonych obserwowany we współczesnym świecie (także dobitnie w Polsce) w ostatnich dekadach intensywny wzrost wpływów i zasięg oddziaływania fundamentalizmu religijnego, różnej proweniencji ? Chodzi zwłaszcza o religie monoteistyczne, gdzie ów proces jest szczególnie widoczny, a efekty owej fundamentalizacji występują jak na dłoni.
Ponieważ „….media poczęły żyć własnym życiem tworząc podstawy nowej struktury władzy” (KTT), rozpoczął się tym samym proces przejmowania przez owe mass-media coraz to nowych elementów przynależnych do tej pory wyłącznie demokratycznie pojmowanej władzy politycznej (lub sądowniczej). Wykreowano tym samym powstanie nowego paradygmatu informatycznego, tworzącego z kolei nową klasę dominującą. Klasę zwaną netokracją lub mediokracją.
Władza zostaje więc przeniesiona w cyberprzestrzeń, do sfery wirtualno-elektronicznej i oparta tym samym zostaje o szybko zmieniające się, często nie połączone ze sobą w logiczny ciąg, klisze, symbole, kopie czy obrazy. Potrzebni są więc egzegeci, objaśniacze, kapłani owej liturgii zik-zakku czyli ciągu przesuwających się permanentnie obrazów, programów, newsów, informacji, clipów itd.
Także religia, w neoliberalnym porządku współczesnego świata (jak wszystko zresztą w tak naszkicowanej rzeczywistości, gdzie sukces i zabawa są rudymentami człowieczego bytu, a ogół ma być piękny, młody, bogaty i szczęśliwy, ale jednocześnie – bezrefleksyjny, nie racjonalizujący, nie zdystansowany gdyż na to nie ma czasu), stać się ma w takim razie nabyciem określonego towaru podawanego wiernemu z ekranu i objaśnianego przez stosownego egzegetę. Tym samym religia zglajchszaltowana została do sfery indywidualnego i zbiorowego sukcesu, pozbawiona tym samym elementu kontemplacji czy zadumy (nieodłącznych jej od zarania historii naszego gatunku). Bo dziś „czas to pieniądz”. A tak na prawdę w zasadzie po co myśleć, po co rozumieć, po co „nie-wierzyć” ? Kiedyś to doświadczenie jednostki wraz z niezrozumieniem dziejącego się wokoło niej świata pobudzało ją do egzystencjalnych namysłów i refleksji, sprzeciwu i buntu, kontestacji i rewolucji. Dziś wierzenia religijne stały się nieodłączną częścią obrazkowo-wirującej cyberprzestrzeni więc po co próbować – jak to miało w dziejach wielokrotnie – zracjonalizować wierzenie religijne i wiarę transcendentną. Funkcjonujący w niej neto-iluzjoniści bądź cyber-prestidigitatorzy osiągnęli – na zasadzie reklamy jak np. w przypadku proszku do prania, prezerwatyw, opon samochodowych czy środków ochrony roślin – władzę nad umysłami, emocjami, namiętnościami i zmysłami ludzi-konsumentów ich produktów, często dalekimi od religii w ogóle, egzystencjalnych dylematów, wstrzemięźliwych do tej pory wobec jakichkolwiek głębszych namysłów czy refleksji natury eschatologicznej. I czy to ważne – bo wymiar jest ten sam – kiedy totalitaryzm państwa został zastąpiony totalizmem netokratów: ekonomicznych, religijnych, politycznych, kulturowych.
Nawet świątynie - czyli domy boże: kościoły, meczety, cerkwie, bożnice itd. - sprowadzono do świątyń zakupizmu i neoliberalnego szału konsumpcji (tu – określonych, podawanych dogmatycznie prawd przez różnych dogmatycznych guru od sloganów w rodzaju TINA).
Prof. Stanisław Obirek zauważa w kontekście rozważań nad kultem (i idolatrią) Jana Pawła II jaki występuje w Polsce, iż „….słowem kluczem do zrozumienia Jana Pawła II jest autorytaryzm czyli niechęć do dyskusji oraz wymaganie posłuszeństwa i rezygnacji z własnego zdania”. Religia w takiej formie, utwierdzona ową specyficzną „folwarcznością”, będącą z jednej strony echem chłopskiego rodowodu lwiej części polskiego społeczeństwa, a z drugiej – długim trwaniem syndromu niewolnika (polska przestrzeń publiczna według schematu Pan vs Cham oraz ostoja stosunków społecznych rodem z I RP, trwających niekiedy do końca XIX-wieku na niektórych terenach ziem polskich, ma dziś w naszym kraju twarz i głos neoliberała), staje się wiarą Ludu Bożego w kler, w duchowieństwo, w tego mitycznego Pana, materializując się w osobie idola. Jan Paweł II tym samym spacyfikował zarówno swoim przekazem i naukami (za życia), jak i mitycznym, irracjonalnym, infantylnym kultem po śmierci (choć ów kult mający znamiona klasycznej idolatrii szerzył się – bez opozycji ze strony Wojtyły – już za jego życia) resztki samodzielnego namysłu nad egzystencją indywidualną, zastępując ją anty-refleksyjną, anty-subiektywną, anty-intelektualną, zbiorową etnoreligijną fascynacją formami, przedstawieniem, teatrem, widowiskiem. Bez głębszego subiektywnego zastanowienia i refleksji indywidualnej. Uwierz i chodź za mną – nie myśl, nie analizuj, nie wahaj się i nie racjonalizuj: uwierz mi i chodź… Ja ci powiem jak jest. Ja ci powiem jak masz myśleć, czynić, wiedzieć i mówić. No a gdzie w tym miejsce na obywatela ? Przecież to jasny przekaz reklamowy – kup nasz produkt, a będziesz szczęśliwy, zbawiony, spełniony. To wizja konsumenta, nie odpowiedzialnego i krytycznego obywatela. Nie prawdziwie wierzącego w wartości i zasady człowieka religijnego. Czyli jest to forma neoliberalnej nowo-mowy.
Bo neoliberalizm to religijna wiara promowana w wersji ultra-fundamentalistycznej, dzięki właśnie owym netokratom, z własną liturgią, egzegezą, dogmatami, „domami bożymi”, świętymi księgami, kapłanami itp.
Polscy netokraci zapatrzeni w kult jedynej Prawdy i idei – neoliberalnego porządku świata – przy okazji zainfekowani wspomnianą „folwarcznością” i religianctwem (czyli bezrefleksyjną odmianą ideologii neoliberalnej obowiązującej w przestrzeni sacrum) nie mogli po prostu nie być animatorami, propagatorami i front-manami tego co nazywa się fundamentalizmem religijnym. Admiracja rzeszy narodowców i religijnych fanatyków (symbioza tych środowisk w polskich dziejach była zawsze normą) spowodowała nad Wisłą stopniowe zdobywanie władzy przez megalomańską, etno-religijną wspólnotę, która musi być zamknięta, zaściankowa, przeciwna uniwersalizmowi bo jest plemienno-klanowa, nienawistna, agresywna i „folwarczna”. Słabości polskiego liberalizmu i lewicy tkwią w tym, iż nie potrafiły – jak to stało się w krajach Zachodu – zdekonstruować tej chimery łączącej naród z wiarą religijną jednej denominacji, egzemplifikującej swą pokraczność w terminie Polak-katolik. Ba, wielu tzw. liberałów (a de facto – neoliberałów będących zatwardziałą konserwą) czynnie kibicowało temu religianckiemu marszowi na salony, opowiadając dyrdymały o postępie jaki wnosi tak rozumiana nauka Kościoła do przestrzeni publicznej, czyniąc umizgi do hierarchii (vide sposób wprowadzenia religii do szkół, konkordat, Komisja Majątkowa, fawory wobec pozycji Kościoła i duchowieństwa czynione tak przez władze centralną jak i samorządową, poddawanie się kościelnej cenzurze w sztuce, kulturze etc.), widząc przy okazji u quasi-faszystów „patriotyzm stanowiący odpowiedź na lata Polski Ludowej”. O totalnej deprecjacji państwa polskiego funkcjonującego z lat 1945-89 i ludzi z nim utożsamianych nie wspominając. A państwo – jest zawsze państwem, dobrem wspólnym, organizmem porządkującym życie społeczne. W tamtych latach innego być po prostu nie mogło.



poprzedninastępny komentarze