Kult Jana Pawła II (religijność czy idolatria)
2016-04-17 16:15:45
Nie sądy nasze lecz przesądy
konstytuują nasz byt.

Hans Georg GADAMER

Kwiecień, a zwłaszcza jego początek, jest w naszym kraju od kilku lat niezwykle bogaty w uroczystości pogrzebowo-rocznicowo-cmentarne. 2 i 10 kwietnia są datami odciskającymi niezwykłe piętno na wiadomości Polaków. Datami orzącymi jak pług pole uprawne świadomość nadwiślańskiego ludu, wymuszającymi określone działania, postawy, wypowiedzi. Fale irracjonalnej, mistycznej, odrealnionej mentalności dominują w publicznej narracji, zawłaszczając ją potężniej niż na co dzień i stwarzając wrażenie jakiejś odrealnionej, nierzeczywistej, z pogranicza aberracji, przestrzeni.
Czym jest idolatria ? To termin wprowadzony do religioznawstwa na określenie bałwochwalstwa, czyli oddawania czci przedmiotom wyobrażającym bóstwa (obrazom, rzeźbom itd.). Jest ono zbliżone do fetyszyzmu, ale w idiolatrii przedmiotowi nie przypisuje się cech naturalnych (choć w przypadku chrześcijańskich świętych ma to miejsce w wielu przypadkach). Religie monoteistyczne wypracowały w tym zakresie swoisty porządek, choć często wewnętrznie sprzeczny i doktrynalnie niespójny. Np. w Starym Testamencie pierwsze przykazanie dekalogu (Wj 20, 3; Pwt 5,7) zabrania oddawania czci innym bogom niż Jahwe (Jr 7, 18). Sposobem przeciwdziałania bałwochwalstwu był zakaz sporządzania wyobrażeń i posągów (Wj 20, 4-5; 20,23; Pwt 27,15). Walka z kultem obcych bogów toczy się jak widzimy przez cały okres od chwili przybycie Izraelitów do Kanaanu, a przedstawiany we Starym Testamencie. Idolatria (czyli – bałwochwalstwo) było potępiane przez wykazywanie nicość obcych bóstw i przypominanie warunków Przymierza, które zakazywało czczenia idoli (czyli także materialnego przedstawiania Jahwe, jedynego Boga, a modlitwa do obrazu, posągu czy innego wizerunku bóstwa traktowana była również jako bałwochwalstwo).
Podobnie ma się rzecz w Nowym Testamencie (np. 1 Kor 8,4; 1 Kor 10, 19-21; Ga 4,8) . Islam, jako religia budowana na bazie tradycji judaistyczno-chrześcijańskiej potwierdza te wszystkie zasady (zakaz jakiegokolwiek przedstawiania osobowego bóstwa, fauny w sztuce – dopuszcza się jedynie wzory florystyczne – jest niezwykle ścisły i ortodoksyjnie traktowany). W pojęciu szirk mieści się zarówno zakaz czci oddawanej komu innemu niźli Allah jak i owych wizerunków mogących prowadzić mahometanina na pokuszenie ku idolatrii.
Na tej bazie w VIII i IX wieku (zwłaszcza w Cesarstwie Bizantyjskim, choć ruch ten miał też zwolenników na Zachodzie Europy) zrodził się teologiczny i doktrynalny prąd myślowy, poparty politycznie (za głównego animatora tego ruchu uchodzi cesarz Leon III Izauryjczyk), tzw. ikonoklastyzm, zakazujący jakiegokolwiek przedstawiania wizerunków bóstwa – tu Jezusa, Marii, świętych itd. – nawet pod karą śmierci. Był to niewątpliwie zarówno powrót do tradycji starotestamentowej jak i wpływ sukcesów w owym czasie osiąganych przez islam. Uzasadnienia dotyczyły właśnie idolatrii, modlitwy i odwołań do wizerunku, posągu, ikony itd. nie do refleksji transcendentalnej i kontemplacyjnego uduchowienia.
W społecznościach o niskim poziomie kultury, bezrefleksyjnych i podatnych na różnego rodzaju „szamaństwa” – czyli niesłychanie pierwotne formy wiary religijnej połączone często z prestidigitatorstwem kapłanów – dziś pod wpływem nowych technik komunikacji, cywilizacyjnych osiągnięć i utraty bezpieczeństwa socjalnego oraz egzystencjalnego, intensywnie szerzą się: okultyzm, zapotrzebowanie na horoskopy, taroty czy wróżbiarstwo, tani spirytyzm i magia różnego rodzaju. Ale przede wszystkim jednocześnie ugruntowują swoją pozycję idee autorytarne. Tak jest m.in. z neoliberalizmem, który dla wielu środowisk stał się formą wierzenia religijnego, o fundamentalistycznym wyrazie twarzy. Nad Wisłą przedmiotem idolatrii wielu środowisk przez lata był prof. Leszek B – a dziś dotyczy to jego akolitów i ideologicznych klonów politycznych (to nadal obiekty czci, atencji i uniżoności w każdym calu).
Potrzeba idola, gdy jesteśmy niespełnieni, niedowartościowani (wg własnych mniemań i sądów), brak nam autokrytycyzmu, gdy nam po prostu nie idzie, a rzeczywistość jest i wroga i nie do zrozumienia, łączy się naturalnie z obecnością mitu (bądź wierzenia religijnego silnie zmistyfikowanego), przejawiając się właśnie w idolatrii. Nie bez znaczenia jest też moda, potrzeba zbiorowej tożsamości i akceptacji, tzw. stadne reakcje.
Tu idolatria jest tego najlepszą egzemplifikacją, gdyż bałwochwalstwo, potrzeba wizerunków bóstwa czy obrazu przedmiotu czci są echem tych dawnych, pogańskich, przed-monoteistycznych (ale formie bezosobowego bóstwa) wierzeń religijnych i quasi-religijnych. To wiąże się też z wielowarstwową potrzebą mitu.
Mit w sensie przedmiotowym to opowiadanie udramatyzowane, często symboliczne, wyrażające ludzkie doświadczenie świata jako rzeczywistości sakralnej. Objawia modele wszelkich obrzędów i ludzkiej działalności, w których doznaje się religijnego lub quasi-religijnego doświadczenia świata. W języku potocznym mit jest synonimem fikcji, tego co nieprawdziwe, nierealne, irracjonalne. Mit od XIX wieku – ewolucjonizm, scjentyzm, rozwój nauki i techniki – postrzegany zostaje jako coś przed-naukowego, anty-modernistyczny sposób myślenia, nie nowoczesną a zacofaną formę odbioru rzeczywistości i takiego jej opisu. Bo to racje rozumu kierujące ludzkim odbiorem procesów ewolucji świata, winny bezwzględnie limitować ludzką drogą od mitu ku poznaniu naukowemu, racjonalnemu, zdemitologizowanemu i zdesakralizowanemu. Sakralizacja zawsze wiąże się z jakimś mitem, mitologią, mistyką (a im szerszy jej zasięg tym bardziej jest ona płaska, trywialna, karczemna i knajacka). Równolegle z tak uprawianą sakralizacją przestrzeni – zarówno w formie narracyjnej jak i rzeczywistej – postępuje bigoteria, dewocja czy pospolite religianctwo, które nie mają nic wspólnego z autentyczną, subiektywną wiarą religijną, opartą o indywidualną refleksję, nie o manifestacyjne gesty, gromkie pohukiwania czy krucjatowe napomnienia. Ten werbalny wyłącznie proces niesie sobą religijną, etyczną i moralną pustkę, marność, fasadowość.
Ponieważ polski „lud” jest tak religijny, że ma być w tej mierze „metrem z Sevres” dla zlaicyzowanej i zdechrystianizowanej Europy to wszelkie nadwiślańskie, intelektualne i inteligenckie spory zasadzają się na platformie dyskusji w formie mistyczno-klerykalnej, taniego mistycyzmu i pozornej dysputy o wartościach. Ta religijność polska, właśnie ludyczna, przaśna jak wszystko nad Wisłą, Odrą i Bugiem, czerpiąca życiodajne soki właśnie z powszechnych: idolatrii i mitomanii jest nierozłącznie związana z praktykowanym bałwochwalstwem. Równolegle z nimi postępuje powszechna obecność w polskiej narracji i mentalności – wzmacniająca te postawy – tzw. fantazmatów.
Fantazmat jest to pragnienie czegoś innego, tego co świat społeczny w swej językowej narracji chce, tego o czym marzy, tak jak sobie rzeczywistość wyobraża – a nie jaką ona jest. To bezpośredni cień mitów i fantasmagorii rzucany na świadomość (tak indywidualną jak i zbiorową), to prymat symboli i wańkowiczowskiego „chciejstwa” nad realnością i twardą, racjonalną rzeczywistością. Klarownie i plastycznie opisuje ten problem Andrzej Leder w „Prześnionej rewolucji”.
Jak mówi Gustav Le Bon „Człowiek jest religijny nie tylko wtedy kiedy żywi uwielbienie dla jakiegoś bóstwa, ale także wtedy gdy wszystkie zasoby umysłu, całą swą wolę i cały fanatyczny zapał oddaje w służbę sprawy lub istoty, które stały się celem i drogowskazem jego uczuć i działań” („Psychologia tłumu”). Takie działania rodzą się z emocji, afektów, silnych namiętności, z traktowania wszystkich sporów i różnic na zasadzie „wszystko albo nic”. To też efekt braku zdystansowania – przede wszystkim do siebie samych (czyli wyhamowanie emocji, pasji i żaru w spojrzeniu na siebie, ludzi i świat) – i pójście za głosem serca. Nie rozumu i chłodnego mędrca „szkiełka”.
Prof. Stanisław Obirek w tym kontekście zauważa, iż „….słowem kluczem do zrozumienia Jana Pawła II jest autorytaryzm czyli niechęć do dyskusji oraz wymaganie posłuszeństwa i rezygnacji z własnego zdania”. Religia w takiej formie, utwierdzona ową specyficzną „folwarcznością” (Andrzej Leder), będącą z jednej strony echem chłopskiego rodowodu lwiej części polskiego społeczeństwa, a z drugiej – długim trwaniem syndromu niewolnika (polska przestrzeń publiczna według schematu Pan vs Cham oraz ostoja stosunków społecznych rodem z I RP, trwających niekiedy do końca XIX-wieku na niektórych terenach ziem polskich), staje się wiarą Ludu Bożego w kler, w duchowieństwo, w tego mitycznego Pana, materializując się w osobie idola. Jan Paweł II tym samym spacyfikował zarówno swoim przekazem i naukami (za życia), jak i mitycznym, irracjonalnym, infantylnym kultem po śmierci (choć ów kult mający znamiona klasycznej idolatrii szerzył się – bez opozycji ze strony Wojtyły – już za jego życia) resztki samodzielnego namysłu nad egzystencją indywidualną, zastępując ją anty-refleksyjną, anty-subiektywną, anty-intelektualną, zbiorową etno-religijną fascynacją formami, przedstawieniem, teatrem, widowiskiem. Bez głębszego subiektywnego zastanowienia i refleksji indywidualnej. Uwierz i chodź za mną – nie myśl, nie analizuj, nie wahaj się i nie racjonalizuj: uwierz mi i chodź… Ja ci powiem jak jest. Ja ci powiem jak masz myśleć, czynić, wiedzieć i mówić. No a gdzie w tym miejsce na obywatela ? Przecież to jasny przekaz reklamowy – kup nasz produkt, a będziesz szczęśliwy, zbawiony, spełniony. To wizja konsumenta, nie odpowiedzialnego i krytycznego obywatela.
W tym wszystkim mieszczą się zarówno owe elementy, o których wspomniano wcześniej, jak i symbioza XIX-wiecznego patriotyzmu nasyconego nacjonalizmem i szowinizmem, przed-soborową wizją religii i Kościoła oraz plemienno-klanowa predylekcja czy uwielbienie zarówno do autorytaryzmu jak i kwietystycznego poddaństwa. To bardzo niebezpieczne związki, czego w ostatnich dekadach mieliśmy wielokrotnie dowody z różnych części świata. Białystok wczoraj – to niebezpieczne memento dla Polski.


poprzedninastępny komentarze