Śnij dalej polska inteligencjo
2016-10-03 19:36:17
Prof. Andrzej Leder w znakomitym bestsellerze (dziwnie i dyskretnie przemilczanym przez nadwiślański mainstream) zatytułowanym „Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej” doskonale ukazuje esencję rewolucji społecznej – ze wszystkimi jej konsekwencjami – jaka dokonała się na naszych, polskich ziemiach w latach 1939-56. Prezentuje również istotę tytułowego „prześnienia” zarówno przez inteligencję (o post-szlacheckim rodowodzie jak i tych jej reprezentantów, którzy pod taką genezę się podpinają) oraz tworzoną na tej bazie mityczną „klasę średnią” jak i przez tzw. „lud”. Nadal jednak w naszym kraju nikt z tzw. mainstreamu, z grona tzw. inteligencji liberalno-lewicowej nie próbuje nawet pochylić się nad tezami tam zawartymi. O poważnej dyskusji na ten temat nie mówiąc.

Zanim sięgnie się po władzę
trzeba zdobyć umysły ludzi.

Antonio GRAMSCI

Nie mogę absolutnie – jako lewicowiec z przekonania i doświadczenia - zgodzić się z osądem i oceną panujących w polskich środowiskach lewicowych mentalności oraz świadomości wedle których wyborca potencjalny i rzeczywisty lewicy „….niewiele mentalnie odbiega od wyborców PiS, koncentrując się na sprawach socjalnych”. Taki pogląd głoszony w środowiskach demo-liberalnych i części niestety – lewicowych, jest konstruowany w sposobie i formie typowych dla polskiej inteligencji patrzącej od dekad, by nie rzec od wieków, z poczuciem wyższości wobec tzw. „ludu”. Te fobie i fumy (jak mawiał popularny Kisiel) to echo podziałów miejscowej zbiorowości na: mądrą i wykształconą elitę i prosty, ciemny „lud”, na Pana i poddanego, na dworek i folwark, na Polaka-katolika i tego INNEGO (a priori gorszego) etc. „Lud” w takim ujęciu pozostaje na zawsze przedmiotem, a nie podmiotem. Nad Wisłą, Odrą i Bugiem (nie mówiąc o tradycji „kresowej”) oświeceniowy człowiek, traktowany jako parmenidesowa miara wszechrzeczy, nie miał czego szukać od dawien dawna. I dziś także. Nawet w mentalności polskich liberałów ten cierń paternalizmu jak widać nadal trwa choć winien on być im z racji ideologicznych absolutnie obcy.
To jest właśnie klasyczny wymiar relacji paternalistycznych, jaką gigant europejskiej myśli Immanuel Kant określił swego czasu za „największą niewolę, jaką człowiek może zgotować człowiekowi”. Takie pańsko-dworskie relacje interpersonalne , rodem z feudalizmu czy I RP są typowe dla nadwiślańskich stosunków społecznych (tak w II RP, PRL i III RP) i to one stanowią kamień młyński u szyi polskiej kultury politycznej uniemożliwiając to co rozumie się pod pojęciem postępu i rozwoju cywilizacyjnego. Postępu i rozwoju w wymiarze oświeceniowym.
Pławiąc się w nostalgicznych rojeniach na temat pseudo-szlacheckości, pańskości współczesna inteligencja niczym „herbowi panowie bracia” z I RP, cały czas stara się pouczać tzw. „lud”, ustawiać go z tytułu swoich przewag i statusu, mówić mu „co dobre a co złe” dla niego. Recenzować i pouczać, a przede wszystkim – pozycjonować w formie folwarcznego pidsusidoka, czyli w relacjach Pan vs Cham. To jest paternalizm nie znoszący żadnego sprzeciwu, to swoisty dogmatyzm, poparty absolutną pewnością o wyznawanych przez siebie wartościach, tezach czy interpretacjach. Przy okazji podawanych ex cathedra z lekką dezynwolturą, często nawet z nieskrywaną pogardą dla owego „ludu” i jego nieświadomości.
Imaginarium i fantazmaty: to dwa filary konstrukcji Andrzeja Ledera odniesione do polskiej „duszy” , mentalności i rozumowania. Imaginarium to wyobrażenia o historii, doświadczeniach, przeżyciach; fantazmat to życzeniowy scenariusz tych wydarzeń. Zarówno w formacie indywidualnym jak i zbiorowym. Imaginarium ma nadawać sens współczesnym działaniom. Fantazmat – ma podtrzymywać zasadność tego sensu.
Np. profesor Jan Hartman pisze: „Ani robotnicy ani rolnicy nie staną się dziś oparciem dla partii lewicowych. SLD ma jeszcze swoich towarzyszy z czasów PRL, ale już coraz mniej. Razem przymila się do klasy pracującej, ale ta panna niezbyt jest czuła na te umizg. Wierzy w tych, co mogą, a nie w tych co ładnie mówią. Czy się komuś podoba czy nie wyborca lewicy to wielkomiejski inteligent, a przynajmniej osoba dość wykształcona i zaangażowana w życie kulturalne i społeczne”. I dalej w mainstreamowo do tej pory brzmiącym tonie kontynuuje apel o zjednoczenie lewicy z „potężnym” (jak się może wydawać z mniemań Pana Profesora) ruchem demo-liberalnym w Polsce. Jedynym postępowym i właściwie odczytującym „znaki czasu”. Nic bardziej mylnego. Jest to bowiem nic innego jak wańkowiczowskie „chciejstwo”.
Nurt demo-liberalny, wielkomiejski, o którym pisze i mówi się w licznych enuncjacjach z taką atencją nic a nic jak widać nie zrozumiał z lekcji ubiegłorocznych wyborów, nadal trwając w zwietrzałych fantazmatach i tworząc nierzeczywiste imaginaria. Więdnący KOD – co obserwujemy nie tylko po wypowiedziach liderów lecz i po stronie organizacyjnej ruchu – nie jest tu dla rodzimych zwolenników liberalizmu również (a
de facto – neoliberalizmu) żadną nauczką. Liberalizm w formie NEO- przegrał batalię o „duszę” i umysły nie tylko w Polsce, ale i w dużej mierze na Starym Kontynencie. Stąd biorą się sukcesy Orbana, Kaczyńskiego, Hofera, Wildersa, Blochera, Kjǽsgaard czy Farage’a. W kolejce stoi Trump.
W Grecji (Syriza), Hiszpanii (Podemos) czy Niemczech (sukcesy Die Linke, Zielonych i socjaldemokratów obierających kurs coraz bardziej „na lewo”) już to zrozumiano. Jeremy Corbyn i jego druzgocące zwycięstwo – powtórne – w wyborach wewnątrz Labour Party nad „blairystami” czyli pogrobowcami taczeryzmu (w upudrowanej wersji light) ma również swoją wymowę dla całej lewicy europejskiej.
Dr hab. Jan Sowa – autor znakomitej analizy pt. „Fantomowe ciało króla” (dot. także problematyki polskich fantazmatów i chorego imaginarium) – w jednym z ostatnich wywiadów zwrócił celnie uwagę na paradoks toczący polską scenę publiczną. Bo jak wymagać od pracownicy serwisu sprzątającego w banku (pobory – 1500 PLN brutto miesięcznie) demonstrowania w obronie wolności, demokracji i swobód obywatelskich – i przywiązania do tych wartości - wspólnie z dyrektorem tej placówki (analogiczne pobory - 50 000 PLN brutto). Przecież ich poczucie wolności, odniesienie do zagadnienia swobód obywatelskich, rozumienie przestrzeni demokratycznej są diametralnie niekompatybilne. Właśnie z racji różnic dochodów i przestrzeni w jakiej żyją na co dzień.
Nie kto inny jak jeden z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych - Thomas Paine (1737-1809) – miał napisać: „Ogromne majątki skupione w rękach kilku osób stanowią niebezpieczeństwo dla praw i grożą zniszczeniem wspólnego szczęścia ludzkości”. Nic dodać, nic ująć.
Łatwo jest postponować ów „lud” za jego ciemnotę, kołtuństwo, lenistwo intelektualne, konserwatyzm (czy wręcz – katolicki integryzm), opresję religiancką, hipokryzję i inne tego typu przywary (jakby one nie dotyczyły również polskiej inteligencji). Nawet za zdarzające się powszechnie kabotyństwo. Ale jeśli przypominamy sobie to o tych wadach polskiego społeczeństwa pisano wielokrotnie i to na przestrzeni ostatniego wieku wielokrotnie. I uwagi te kierowano przede wszystkim do nadętej dziś i napuszonej inteligencji, do tego tzw. mainstreamu, do samozwańczej (acz kiepskiej co widać po jakości publicznej dyskusji) elity. Z różnych stron, od ludzi różnej proweniencji i różnie usadowionych na polskim panteonie historii. „Upupieni” – to Wiktor Gombrowicz, „wsobni” i „przaśni” – Stanisław Lem, „spłyciarze” – Witkacy, „pochopni w sądach i skłonni do zwad” – Fryderyk Engels, „nasi okupanci” – Tadeusz Boy-Żeleński (księża rekrutowali się głównie w XIX i na początku XX wieku – o wyższym duchowieństwie nawet nie mówiąc – przede wszystkim z warstwy szlachecko-ziemiańskiej), „gdy sami się rządzą zawsze się wykończą” – Otto von Bismarck, „naród wspaniały tylko ludzie kurwy” – Józef Piłsudski itd.
Clou stosunku demo-liberalnych i inteligenckich elit do owego „ludu” ( i tu od chwili ukazania się drukiem „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego – 1924/25 - nic a nic się nie zmieniło) jest postać starego Maciejunia i stosunków „we dworze” w Nawłoci. Zwyczajnie haniebna, feudalna i folwarczno-sarmacka podłość.
Polską, post-sarmacką i zaściankową rzeczywistość i taką też dysputę publiczną, prowadzoną bez oświeceniowego sceptycyzmu i autokrytycyzmu, toczy choroba o rodowodzie paternalistyczno-mentorskim. Przywoływany już Andrzej Leder twierdzi, iż „Wszystkie spory w Polsce polegają na próbie wykluczenia przeciwnika politycznego, ustanowienia jednolitego dyskursu, które inne dyskursy unieważni”. Czyli wykluczenie. Wszystko albo nic. Nie komplementarność oraz zasada, iż przychodzimy aby zrealizować wspólny projekt i w tej konkretnej materii działamy kolektywnie (nasze poglądy, urazy – realne czy wyimaginowane, fobie, fumy, awersje itd. należy schować wtedy do kieszeni), ale zbiór indywidualistów, egotyków, sybarytów intelektualnych postępujących w myśl zasady „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”.
Nie, to Mości Panowie Bracia nie jest modernizm, to nie jest Oświecenie, to jest po prosta droga do klęski. Nie tylko lewicy ……. Już raz w historii dzięki polskiej elicie kraj dokonał swoistego seppuku cywilizacyjno-kulturowo-politycznego, znikając z mapy Europy na 123 lata. I czy to nie powinno stanowić groźnego memento dla nas wszystkich ?
Widać, że rację miał Georg F.W.Hegel mówiąc o historii jako nauczycielce życia: „Historia uczy, że ludzkość niczego się nie nauczyła”.

poprzedninastępny komentarze