2017-04-24 12:16:09
uładzony i pobożny. Polska impotencja w kulturze – Bóg
nas prowadzi za rączkę. To grzeczne polskie dzieciństwo
przeciwstawiałem dorosłej samodzielności innych kultur.
Ten naród bez filozofii, bez świadomości historii,
intelektualnie miękki, duchowo nieśmiały, naród który
zdobył się tylko na sztukę poczciwą i zacną,
rozlazły naród lirycznych wierszopisów, pianistów, aktorów,
w którym nawet Żydzi się rozpuszczali, tracąc swój jad.
Witold GOMBROWICZ
Edukacja w Polsce – to powinna głosić polska lewica bez względu na konotacje - winna się zająć przede wszystkim demitologizacją naszych dziejów, demistyfikacją głównych wydarzeń w naszej historii (dawnej i najnowszej), urealnieniem i racjonalizacją prowadzonej od prawie 3 dekad przez kolejne ekipy rządzące naszym krajem tzw. „polityki historycznej”, a także obalaniem szkodliwych (dla współczesnej Polski i jej przyszłości) fantazmatów i fobii mających u swej genealogii założenia prawicowo-nacjonalistyczne, konserwatywne i patriarchalno-mizoginistyczne. Zaniedbania w tej materii są widoczne jasno m.in. w mizernych popiskiwaniach nielicznych komentatorów o lewicowej proweniencji (m.in. Szumlewicz czy Kurkiewicz) – zamiast protestów nie tylko lewicy ale i zdeklarowanych klasycznie myślących liberałów (nie pseudo-liberałów o neoliberalnej czyli konserwatywnej, klerykalnej, często prawicowo-ksenofobicznej wizji świata) – przeciwko zakusom państwa polskiego celem wydobycia z południowo-afrykańskiego wiezienia rasisty, mordercy i „białego suprematysty” Janusza Walusia odsiadującego tam karę dożywotniego więzienia za brutalny mord na Chrisie Hanim.
Tak rozumiana edukacja winna nauczać przede wszystkim krytycyzmu, dystansu do autorytetów (przez co zanika skłonność do autorytaryzmu), racjonalności co z kolei będzie wpływać i sprzyjać samodzielnemu i zdystansowanemu myśleniu przyszłych pokoleń Polek i Polaków. I nie o żadną „pedagogikę wstydu” tu chodzi jak prawi nam dziś rządzącą ultra-prawica (i sekundujący jej neoliberałowie). To jest po prostu zasadniczy paradygmat dla lewicy w płaszczyźnie edukacji, którego nie widzę w żadnym programie polskich partii uważających się za lewicowe.
Zasadniczym i wiodącym tematem naszej historii jest peryferyjność Polski na mapie Europy, jej zawieszenie (i związana z tym niejasna tożsamość oraz jej samoświadomość w polskim społeczeństwie) między Wschodem a Zachodem wynikające z dziejów naszego kraju. Tu jest potrzebna narracja na wskroś pragmatyczna, racjonalna i realistyczna oparta wyłącznie o suche, historyczne fakty oraz analizę polityki, stosunków społecznych i gospodarczych w Polsce przedrozbiorowej, gdyż to owe stosunki: społeczne, kulturowe, religijne, a przede wszystkim – klasowe, rzutują po dziś dzień na stan umysłowości naszego kraju w postaci tzw. „długiego trwania”. Bo to owe stosunki, zwłaszcza struktura klasowa I RP trwająca bez mała do końca XIX wieku, a często do początków II wojny światowej (oparta o feudalno-folwarczne, wielkie posiadłości magnacko-szlacheckie na podobieństwo latynoamerykańskich hacjend z niewolnikami dostarczonymi z Afryki do Nowego Świata, gdzie w miejsce Afrykanów pracowali miejscowi chłopi pańszczyźniani) spowodowały zapóźnienie cywilizacyjne naszego kraju.
W tej właśnie materii mamy do czynienia w nadwiślańskiej narracji z rozległymi pokładami fantazmatów, z mitologizacją minionej historii, z przaśną i zero-jedynkową heroizacją (jak ma to miejsce w przypadku tzw. żołnierzy wyklętych a takich epizodów w polskiej historii jest całe mnóstwo). Gloryfikacja przez cały okres transformacji ustrojowej przez mainstream sarmackiego, post-folwarcznego i post-feudalnego rozumienia procesów historycznych, z idealizacją „ziemiańskiego dworku” (określonego jako symbol sielsko-polskiej obecności na terenach tzw. Kresów z pominięciem spojrzenia na nią z perspektywy brutalnych kolonizatorów tamtejszych ziem) emanuje aktualnie niezwykle szkodliwymi efektami w wielu dziedzinach życia umysłowego i polskiej mentalności. Bo to słabość mieszczaństwa, prowadzenie przez „herbowych Panów Braci” ekstensywnej i rabunkowej gospodarki rolnej (folwark nastawiony był nie na innowacyjność, a na proste zwiększanie zysków – dziś mówi się o wzroście wydajności pracy i konkurowaniem przez Polskę „taniością siły roboczej” - przez nakładanie coraz to nowych obciążeń na poddanych właścicielowi chłopów pańszczyźnianych i ich rodziny, alienacja i spychanie na margines mniejszości nie-katolickich powodowały uwiąd tamtego państwa, dodatkowo zabijanego przez cały splot obowiązującego prawodawstwa związanego z ubezwłasnowolnieniem panującego monarchy oraz tzw. „wolnością szlachecką”. Panująca ideologia sarmatyzmu wzmacniała fantazmatyczne fikcje, obecne w zbiorowych wyobrażeniach (symbolicznych i realnych) przesłaniając konstruktywny i racjonalny obraz rzeczywistości. Po 13 latach rządów prawicy w Polsce – a w przestrzeni narracyjno-edukacyjnej jest to w zasadzie 30 lat – spustoszenie w racjonalności i realizmie myślenia o historii, która wywiera wpływ na teraźniejszość, jest bezwzględne. I dlatego m.in. jest jak jest.
Tamtejsze, od początków XVII wieku, podziały społeczne przebiegały niesłychanie jednoznacznie: wedle religii (szlachta była katolicka, chłopi poddani – prawosławni), wedle posiadania środków produkcji (właścicielami byli „herbowi Panowie Bracia”, poddanymi chłopi pańszczyźniani), wedle urodzenia i zajmowania miejsca w hierarchii społecznej oraz wedle tożsamości i świadomości bycia suwerenem. Widzę tu absolutne analogie z dniem dzisiejszym. Szlachta polska stanowiąca na ziemiach ukraińskich ok. 7-8 % całej populacji w swoich rękach skupiała ponad 80 % ziemi. Ruscy kniaziowie ochoczo się spolonizowali (podobnie jak liczni polscy lewicowcy przechrzcili się na neoliberalizm) z racji przynależności klasowo-cywilizacyjnej, dokonując gremialnie konwersji na katolicyzm.
To tylko jeden z epizodów niesłychanie skrzętnie przemilczany z dziejów Polski. Byliśmy nie gorszym kolonizatorem, brutalnym eksploatatorem i kontr-reformacyjnym krzyżowcem na wschodnich terenach Europy. Post-kolonialna historia w Polsce jest niebywale zaniedbana, a badań nad jej istotą prawie w ogóle nie ma. Polski kolonializm realizowany w tamtych czasach na bezkresnych obszarach po Morze Czarne to żyzne pole dla wielopłaszczyznowych dociekań historycznych, kulturotwórczych, socjologicznych, antropologicznych itd. Ta część polskiej szlachty, która od końca XVI wieku „najechała” tereny 4 województw wcielonych w 1569 roku do Korony (kijowskie, podolskie, wołyńskie i bracławskie) posiadła cechy typowego kolonizatora, agresora, zaborcy i konkwistadora. Echa tych wydarzeń i polskiego imperializmu są widoczne do dzisiejszego dnia (m.in. w konfliktach na Ukrainie). I to właśnie lewica powinna jawnie i realnie wyartykułować w swym programie edukacyjnym.
Tak zaproponowana edukacja lewicowa powinna opierać swe założenia na:
- z jednej strony - na formacie tych badań prowadzonych na kanwie marksistowskiego pojmowania wszelkiej typologii ruchów narodowowyzwoleńczych i anty-kolonialnych z uwzględnieniem zdobyczy współczesnej socjologii, psychologii społecznej, a przede wszystkim studiów z dziedziny badań nad post-kolonializmem.
- z drugiej strony - na dekonstrukcji syndromu fantazmatycznej wizji Kresów, z jej mitologicznym ujęciem, gdzie tzw. „polskość” jest sprowadzona wyłącznie do kultury „ziemiaństwa” i „dworków”. Ta nostalgiczno-przaśna, nierzeczywista wizja jest głęboko konserwatywno-zachowawczą, paternalistyczną i anty-modernistyczną w każdym wymiarze. Umiejscawiając jądro tzw. „polskości” w ziemiańskim dworku (czyli heroizując i gloryfikując tym samym agraryzm i sarmatyzm) nie pozwala się spojrzeć na dzieje tych obszarów i tej części naszej historii w sposób realistyczny, a na naszych przodków – nie jako na tych „co nieśli kulturę Zachodu” (bo to kolejny mit o immanencji polskiej kultury w paradygmacie „zachodnioeuropejskości”) w stepy Azji i wszelkiej barbarii, ale na imperialistów, kolonizatorów i konkwistadorów dokonujących w imię utylitarnych interesów klasowych, zwyczajnych podbojów, a potem – realizujących brutalną eksploatację autochtonicznej ludności. Znów analogie do dzisiejszych czasów są niezwykle czytelne. I to w wielu wymiarach.
W tej mierze na zasadzie partnerstwa winno się połączyć siły nauki – i to też jest zadanie dla edukacji jaką winna zaproponować lewica - zarówno u nas jak i na Litwie, Białorusi, Ukrainie czy Rosji w badaniach nad kolonialną przeszłością tych obszarów. Tak jak to ma miejsce w przypadku wspólnych eksploracji kolonialnej przeszłości Indii przez Brytyjczyków i Hindusów.
Ten aspekt jest moim zdaniem niesłychanie istotny z dzisiejszego punktu widzenia Polski. Im bardziej I RP pogrążała się w otmętach irracjonalizmu, bigoterii, zacofania gospodarczego, ruiny politycznej i peryferyzacji kultury (wobec trendów zachodzących wówczas w Europie Zachodniej) tym mocniej w Polsce kwitło przekonanie o kulturowej i cywilizacyjnej wyższości nad resztą Europy. Psychoanaliza widzi w tym syndrom maskujący realną rzeczywistość przy pomocy wyobrażeń i symboliki pokrywających postępującą degrengoladę kraju we wszystkich dziedzinach życia. Czy współcześnie nie mamy też do czynienia z podobną sytuacją w przestrzeni obowiązującej narracji i postępujących manipulacji pokrywającymi pustkę intelektualną rodzimych elit politycznych ? Polska prawica chyba tak już ma i to ta od Jarosława Kaczyńskiego, i ta od Grzegorza Schetyny, i ta od Ryszarda Petru. O Korwinie nie wspominając.
Tu właśnie widzieć należy emanację idei romantycznych, które doktrynalnie wspomagają pełnymi garściami uzasadnienia dla sarmatyzmu, idealistycznych i megalomańskich poglądów w rodzaju: „Polska Chrystusem narodów” bądź Polska jako Winkelried dla reszty Europy. To tu mają swe korzenie współczesne doktryny „Wszech-Polaków”, neofaszystów (faszyzm, zwłaszcza niemiecki, był zakorzeniony niesłychanie głęboko w romantyzmie dlatego uważam tę epokę za niebywale szkodliwą w dziejach Starego Kontynentu) i inne, temu typowi podobne, miazmaty. To tu mieści się irracjonalny kult tzw. żołnierzy wyklętych traktowanych jako jedna, idealistyczna i wzniosła wspólnota idei bez kontekstu uniwersalistyczno-historycznego. To stąd dziś – obojętnie czy rządzi w Ministerstwie Sprawiedliwości Borys Budka (PO) czy Zbigniew Ziobro (z nadania PiS-u) – Polska czyni polityczno-prawne wygibasy mające na celu ściągniecie do kraju faszysty, rasisty i brutalnego mordercy, odsiadującego dożywocie w więzieniu na Shark Island (RPA) jakim jest Janusz Waluś, kierując się skompromitowaną, klanowo-plemienno mentalnością, opartą o „więzy krwi”.