2017-06-01 20:24:24
Magia to system wierzeń, praktyk oraz sposób postrzegania świata rzeczywistego, wynikający z przekonania o istnieniu sił nadprzyrodzonych. Człowiek może tymi siłami w jakimś sensie kierować bądź je zjednywać przy pomocy zaklęć, specyficznych obrzędów, ściśle określonych rytuałów stosowanych przez wyznaczone do tego osoby (tzw. kapłani) w odpowiednim czasie i miejscu.
Skłonność do tandety jest człowiekowi przyrodzona
i poddać się jej świadomie,
skoczyć z nogami i głową
w cieplusi, swojski ocean tandety
- to może nawet sprawić prawdziwą rozkosz.
Sławomir MROZEK
Homo videns to zjawisko zdefiniowane przez Giovanni Sartoriego polegające na zmianie myślenia naszego gatunku – wiąże się w jakimś sensie z magią i współczesnym światem cyberprzestrzeni i elektronicznych środków komunikacji – a spowodowane m.in. właśnie charakterem dzisiejszych mediów. To kult obrazu, wpajanie ocen poprzez wizualizację czyli takie cechy jak: stan posiadania, wygląd, poddawanie się utartym schematom, tożsamościom, wartościom itd. To również wtopienie się w „masę” i powszechność. Autor tego pojęcia podkreśla powolne tracenie zdolności użytkowania pojęć abstrakcyjno-racjonalnych (spłycanie refleksji), trywializację przekazu, banalizację myślenia oraz sprowadzania ich do gestów czy powszechnie przyjętych i akceptowanych, teatralnych póz generowanych bon mottem, że „tak wypada”. Następuje więc redukcja kompetencji językowych i racjonalnego namysłu. Język staje się tylko narzędziem do wyrażenia tożsamości z ogólnie przyjętymi normami i narzędziem do deklamacji powszechnie przyjętych komunałów, nie formą przekazywania indywidualnej refleksji. Obrazkowość dzisiejszej kultury – jak pisze Sartori – niweluje naszą zdolność myślenia abstrakcyjnego i wraz z nią naszą cechę indywidualnego, krytycznego rozumienia świata. Dawny homo sapiens staje się w taki sposób homo videns.
Magiczność polskiego myślenia po raz kolejny daje znać o sobie. Dziś - przy kolejnym spektaklu p/n ekshumacje smoleńskich ofiar. Wszyscy są - albo udają takich - zaskoczeni, zniesmaczeni, oburzeni etc. iż w trumnach są często szczątki nie tych ofiar których nazwisko widnieje na cmentarnym pomniku. Przy tego typu katastrofach, efekt jest taki, iż wszystko jest przemieszane niczym kaszanka, niczym marmolada, niczym bigos. Terminy pochówków - do których usilnie dążono z różnych zresztą przyczyn - wymuszały więc szybką i pobieżną selekcję tego co pozostało na miejscu katastrofy.
Ale o czymś innym chcę tu napisać bo to wiemy wszyscy, racjonalnie i realistycznie myślący ludzie, od dawna. To magiczne myślenie i polskie, przed-nowoczesne religianctwo dyktują takie reakcje z jakimi dziś mamy nad Wisłą, Odrą i Bugiem do czynienia. To, że w niektórych trumnach są np. trzy nogi, pięć fragmentów różnych rąk, braki wnętrzności albo szczątki kogoś innego niźli oburzonym się wydaje jest pokłosiem wiary w zmartwychwstanie ciał - kiedyś, gdy stanie się „wieczność" i nadejdzie czas sądu ostatecznego - w doczesnej formie. To irracjonalizm i anty-realizm wobec życia, wymuszający takie też spojrzenie na okoliczności jakie towarzyszyły tej masowej śmierci. Bo racjonalnie, realistycznie, trzeźwo winno się było wszystkich en bloc skremować, zapakować do urn i tak pochować w wybranych przez rodziny miejscach grzebania zmarłych. Realistycznie, racjonalnie i trzeźwo - ale takie myślenie jak widać jest obce temu społeczeństwu, a przede wszystkim elitom próbującym nim rządzić. I taka decyzja - o kremacji i takiej formie pochówków - winna była być podjęta a priori przez rządzących, ale i przez rodziny tych którzy zginęli w tej katastrofie. Bo liczy się nie trumna czy szczątki w niej złożone - jakie znaczenie mają te nogi, ręce, wnętrzności bądź fragmenty kogoś innego gdy za kilka, kilkanaście lat i tak obróci się to wszystko w bezkształtną materię, gdyż proces dematerializacji postępuje nieuchronnie i permanentnie - ale pamięć o danej osobie i napis na nagrobku. Te wszystkie dysputy, oburzenia, dąsy i wzajemne oskarżenia deprecjonują powagę śmierci, postponują wymiar tej katastrofy (o których z takim zgorszeniem i absmakiem mówi się w mediach), po prostu są śmieszne i groteskowe. Ów cień „zmartwychwstania ciał", wiara w ten mit (no i polityczna walka tym smutnym wydarzeniem) są zasadniczym tłem tych żenujących polsko-folwarcznych, politycznych sporów.