2018-11-06 08:06:51
namysłu nawet wiedząc kim był
Sokrates niewiele jest warte.
Tony JUDT
Czy era cyfrowa, która nas oplata niczym bluszcz, sieć wirtualna, bez której współcześnie już nie potrafimy w zasadzie funkcjonować, niesie nam więcej szans czy zagrożeń ? Na ten temat od lat prowadzona jest poważna dyskusja gdyż owa sytuacja zmienia zasadniczo to co do tej pory uznawaliśmy za istotę człowieczeństwa i esencję humanizmu. Nie tylko prowadzi się ją w mediach, ale na płaszczyźnie intelektualnej, naukowej, z udziałem myślicieli-intelektualistów, filozofów, socjologów, psychologów i innych specjalistów zajmujących się człowiekiem i zagadnieniami społecznymi.
Bardzo często w medialnym dyskursie na ten temat pomija się ważkie zagadnienie o którym w literaturze problemu wspominali już w przeszłości tacy autorzy jak Georg Orwell, Neil Postman, Aldous Huxley, Naomi Klein, Benjamin Barber, Jeremy Rifkin, Lester Thurow, Edward Luttwak itd. Bo ów problem nie wiąże się jedynie z cyfryzacją przestrzeni w jakiej coraz bardziej się zanurzamy. Zagrożeniem – i to poważnym – jest komercjalizacja naszej codzienności. Także poprzez przestrzeń wirtualną. Tych dyskusji nie wolno sprowadzać do prostej antynomii: pozytywy czy negatywy samej istoty cyfryzacji wobec wyzwań dzisiejszej rzeczywistości. To bowiem komercjalizacja i postępujące z nią procesy są głównymi zagrożeniami wniesionym niezwykle szeroko przez ponadnarodowe korporacje do przestrzeni wirtualnej (z racji spodziewanych gigantycznych zysków). I właśnie ten aspekt – postępująca komercjalizacja – powoduje negatywne oceny samej istoty ery cyfrowej jaka już nastała. Są to oceny negatywne dotyczące wielu dziedzin życia, zwłaszcza dla publicznego dyskursu, jakości demokracji i podstawowych swobód obywatelskich itd.
Nie high-tech i nie wytwory postępu technologicznego są więc zagrożeniem niesionym przez tak przebiegający rozwój ludzkości. To są tylko narzędzia. Zagrożenia te tkwią w komercjalizacji wszystkich dziedzin życia, a ona z kolei pociąga za sobą banalizację, karnawalizację, infantylizację, lenistwo intelektualne oraz powoduje bierność odbiorców, nastawionych jedynie na rozrywkę, bezrefleksyjną zabawę, komiks i spojrzenie na swój byt z pozycji teraźniejszości, zabawy, subiektywnego hedonizmu. Efekt – w materii dyskursu publicznego i jakości demokracji (chodzi tu bowiem o najszerzej pojęte życie społeczne) – jest taki jak prezentuje przywoływany we wstępie materiału Tony Judt. Wg niego w tak funkcjonującej przestrzeni debata publiczna przebiega w taki oto sposób, że elity (w których szeregach jest coraz więcej populistów, demagogów czy politykierów, a przede wszystkim żądnych szybkiego i sporego zysku inwestorów) mówią tłumom co mają myśleć, narzucając im czy raczej sugerując poprzez zmasowaną narrację w stylu komercyjnie nastawionej reklamy, określone wartości i rozwiązania nie zawsze korzystne z tytułu pro publico bono. Kiedy ludzie bezrefleksyjnie – w wyniku wspomnianych czynników (bo tak ukształtowana zostaje ich mentalność nastawiona jedynie na rozrywkę, a nie na samodzielne, krytyczne myślenie) - odbijają owe frazesy, elity śmiało ogłaszają, iż ich decyzje czy rozwiązania są determinowane wyłącznie społecznymi nastrojami.
Ten trend jest bardzo niebezpieczny i szkodliwy. I tu – w komercjalizacji, najszerzej pojętej, wszelkich aspektów naszego życia – widziałbym zasadnicze zagrożenia czające się w coraz szerszym dostępie, coraz szerszych mas do dobrodziejstw postępu technologicznego zwanego erą cyfrową.
I nie można zgodzić się z hurra-optymistami, którzy widzą w postępie technologicznym niezwykłe możliwości dla stworzenia „nowego człowieka”. Wspomniana komercjalizacja wirtualnej przestrzeni, zgodna z neoliberalnymi kanonami wolnego rynku w globalnym wymiarze tworzy konsumenta, nie obywatela. A to są antynomiczne moim zdaniem pojęcia. Jak zauważył amerykański myśliciel Benjamin Barber, tak skonstruowany świat czyni z ludzi bezwolne marionetki, zdolne tylko do tego, aby ciągle kupować. Bo w epoce tak zorganizowanego systemu gdzie naczelną zasadą jest „zakupizm” i rozrywka „…… staczamy się w konsumpcyjny narcyzm. Zanosi się więc na to, że miejsce szekspirowskich siedmiu aktów ludzkiego żywota zajmie dzieciństwo trwające całe życie”. A czy dziecko potrafi świadomie, racjonalnie i odpowiedzialnie wybierać ?
Krytykujmy, zwalczajmy więc nie samą cyfryzację, ponieważ to jest mniej więcej taka postawa jak niszczenie przez XIX-wiecznych robotników w Anglii maszyn wprowadzanych do procesu produkcji (gdyż sądzili oni, iż to one zabierają im miejsca pracy a nie ówczesny system kapitalistycznej, masowej produkcji), ale komercjalizację naszego życia. I kapitał za nią stojący. To jest istota owych zagrożeń i najważniejsze niebezpieczeństwa rodzące się równolegle z pogłębianiem naszej zależności od wirtualnej przestrzeni.