2011-10-06 21:24:32
Stosunek wyborcy do instytucji głosowania ulega przemianom na przestrzeni lat. Niegdyś z pogardą patrzył on na narzekających, że ich wybór nic nie zmieni. Nie akceptował awersji wobec demokratycznego przywileju. W końcu sam zaczyna podzielać opinię maruderów. Również na naszym portalu publikujemy takie głosy.
Jaka jest argumentacja Zawiedzionych? Nawet jeżeli spowodujemy zmianę instytucjonalną dając szansę opozycji, to i tak jej kandydaci niczego nie zmienią. Poza tym, co to za zmiana, kiedy startują z niesmacznej listy. Wielu ludzi o lewicowej wrażliwości nigdy nie zagłosuje na SLD, chociaż bywają tam przyzwoici ludzie na tzw. biorących miejscach, np. Marek Balicki w mojej Warszawie. To nieprawda, że głosując na każdego legitymizujemy Millera wraz z jego podatkiem liniowym, wojną z terroryzmem czy seksizmem. Nawet tuż za nim na liście w Gdyni znajdziemy przywódczynię jednego z prężniej działających związków zawodowych, która własną wytrwałością zbudowała sobie pozycję w męskim świecie polskiej polityki. A dlaczego krytykować SLD skoro Sierpień 80 ma na listach m.in. obrońców krzyża i antysemitów, a partię Palikota, mającą wpisane w nazwie wodzostwo antyklerykalnego neofity, reprezentują kryminaliści sugerujący prywatyzację opieki społecznej?
Politycy nie są po to, aby ich kochać, lecz rozliczać. Możemy żądać od nich Kantowskiej moralności, umysłowości Einsteina i siły politycznej Roosevelta. Ale to naiwność, zamiast której powinniśmy kierować się zasadą mniejszego zła, mimo jej wszystkich wad. Pozostawiając głosowanie nielicznym zdecydowanym, domagając się idealizmu, dajemy większą siłę jeszcze gorszym od naszych niedoskonałych reprezentantów. Lewica lubi krytykować postpolitykę, wyśmiewając naiwną wiarę we wszechmoc rzekomo bezstronnych organizacji nieuczestniczących w politycznej grze. Ale czy mówiąc, że możemy walczyć politycznie bez wyborów nie składamy hołdu takiej ideologii? Możemy nie pójść na wybory, ale wtedy głos Balcerowicza, Gowina, Kaczyńskiego, Tuska, Terlikowskiego, Rydzyka czy Millera będzie silniejszy. To prawda, po wyborach będzie nam brakować kilkudziesięciu mandatów i kilkunastu punktów procentowych parytetu do przywrócenia godności kobietom. Ale brońmy i takiego stanu, skoro tylko 10 głosów ocaliło jakikolwiek ochłap legalnej aborcji przed klerykalnym zacięciem ultrakonserwatywnych samców o podwójnej moralności. Czy lewicowiec, który swoją biernością odda jeszcze więcej władzy PiS czy PO jest skłonny zapłacić taką cenę?
Możemy z dużą dozą pewności przypuszczać, że mniej więcej połowa Polek i Polaków swojego głosu nie odda. Czy to głos sprzeciwu? To tylko ignorancja. Społeczeństwo jest pasywne politycznie, nie walczy o swoje interesy ani w ramach oficjalnych instytucji, ani poza nimi. To Zawiedzeni, a nie Oburzeni, ponieważ pomimo rzekomo masowego protestu wyborczego, nie organizują się w pracy, nie strajkują, biernie przyjmują zastaną rzeczywistość. Odkąd pamiętam słyszę bzdury o rzekomo kolektywistycznym charakterze Kowalskiego, który wypleni dopiero zbawczy indywidualizm. Ale ta postawa wykształciła się już dawno. Widzę to codziennie, gdy przechodzę przez labirynt psich kup, których nie sprzątają po swoich pupilach moi sąsiedzi. Ich nie obchodzi to, czy w nie wdepnę, tak samo, jak nie obchodzi ich los innych klas społecznych, jak nie obchodzą ich wybory.
PO w swoim prymitywnie wulgarnym spocie ma trochę racji. Nie tylko szalikowcy i obrońcy krzyża pójdą głosować. Także zlęknieni PiS, którzy znowu wepchną do Sejmu pozostałe neoliberalne partie, pomalowane jedynie innym kolorem na wyborczych plakatach, oferując nam rynnę zamiast deszczu, lekko ledwie mniej obciachową. To żałosna postawa, ale i tak przyzwoitsza od bierności ludzi puszczających bąki w kanapę. Co to za problem chociażby pójść wrzucić pustą kartkę do urny: po nowelizacji Kodeksu Wyborczego nieco łatwiej jest to zrobić nawet niepełnosprawnym. Taki głos dopiero jest mocny, o wiele mocniejszy niż gadanie odwiecznego eksperta w każdej dziedzinie: widza polskiej telewizji.
Mimo wszystko wolałbym, aby posłem został nie tylko „obrońca życia” Bolesław Piecha, ale także Marek Balicki. Nie mam złudzeń, ale boję się, że nasza ignorancja przyniesie coś jeszcze gorszego. To lęk przed czymś o wiele groźniejszym od Jarosława Kaczyńskiego, bo co to za różnica między Gilowską i Rostowskim. Rewolucji na horyzoncie nie widać i z pewnością nie zorganizują jej narzekacze, którzy nie mają nawet odwagi ruszyć tyłka i sprzątnąć po swoim po psie. Bądźmy od nich odrobinę lepsi, nawet jeżeli wybór jest mocno niedoskonały. Albo miejmy chociaż odwagę oddać pusty głos zaznaczywszy to wyraźniej niż w komentarzu na portalu internetowym, co ma z protestem tyle wspólnego, co uczestniczenie w demonstracji na Facebooku przy nieobecności na niej w realu.
Jaka jest argumentacja Zawiedzionych? Nawet jeżeli spowodujemy zmianę instytucjonalną dając szansę opozycji, to i tak jej kandydaci niczego nie zmienią. Poza tym, co to za zmiana, kiedy startują z niesmacznej listy. Wielu ludzi o lewicowej wrażliwości nigdy nie zagłosuje na SLD, chociaż bywają tam przyzwoici ludzie na tzw. biorących miejscach, np. Marek Balicki w mojej Warszawie. To nieprawda, że głosując na każdego legitymizujemy Millera wraz z jego podatkiem liniowym, wojną z terroryzmem czy seksizmem. Nawet tuż za nim na liście w Gdyni znajdziemy przywódczynię jednego z prężniej działających związków zawodowych, która własną wytrwałością zbudowała sobie pozycję w męskim świecie polskiej polityki. A dlaczego krytykować SLD skoro Sierpień 80 ma na listach m.in. obrońców krzyża i antysemitów, a partię Palikota, mającą wpisane w nazwie wodzostwo antyklerykalnego neofity, reprezentują kryminaliści sugerujący prywatyzację opieki społecznej?
Politycy nie są po to, aby ich kochać, lecz rozliczać. Możemy żądać od nich Kantowskiej moralności, umysłowości Einsteina i siły politycznej Roosevelta. Ale to naiwność, zamiast której powinniśmy kierować się zasadą mniejszego zła, mimo jej wszystkich wad. Pozostawiając głosowanie nielicznym zdecydowanym, domagając się idealizmu, dajemy większą siłę jeszcze gorszym od naszych niedoskonałych reprezentantów. Lewica lubi krytykować postpolitykę, wyśmiewając naiwną wiarę we wszechmoc rzekomo bezstronnych organizacji nieuczestniczących w politycznej grze. Ale czy mówiąc, że możemy walczyć politycznie bez wyborów nie składamy hołdu takiej ideologii? Możemy nie pójść na wybory, ale wtedy głos Balcerowicza, Gowina, Kaczyńskiego, Tuska, Terlikowskiego, Rydzyka czy Millera będzie silniejszy. To prawda, po wyborach będzie nam brakować kilkudziesięciu mandatów i kilkunastu punktów procentowych parytetu do przywrócenia godności kobietom. Ale brońmy i takiego stanu, skoro tylko 10 głosów ocaliło jakikolwiek ochłap legalnej aborcji przed klerykalnym zacięciem ultrakonserwatywnych samców o podwójnej moralności. Czy lewicowiec, który swoją biernością odda jeszcze więcej władzy PiS czy PO jest skłonny zapłacić taką cenę?
Możemy z dużą dozą pewności przypuszczać, że mniej więcej połowa Polek i Polaków swojego głosu nie odda. Czy to głos sprzeciwu? To tylko ignorancja. Społeczeństwo jest pasywne politycznie, nie walczy o swoje interesy ani w ramach oficjalnych instytucji, ani poza nimi. To Zawiedzeni, a nie Oburzeni, ponieważ pomimo rzekomo masowego protestu wyborczego, nie organizują się w pracy, nie strajkują, biernie przyjmują zastaną rzeczywistość. Odkąd pamiętam słyszę bzdury o rzekomo kolektywistycznym charakterze Kowalskiego, który wypleni dopiero zbawczy indywidualizm. Ale ta postawa wykształciła się już dawno. Widzę to codziennie, gdy przechodzę przez labirynt psich kup, których nie sprzątają po swoich pupilach moi sąsiedzi. Ich nie obchodzi to, czy w nie wdepnę, tak samo, jak nie obchodzi ich los innych klas społecznych, jak nie obchodzą ich wybory.
PO w swoim prymitywnie wulgarnym spocie ma trochę racji. Nie tylko szalikowcy i obrońcy krzyża pójdą głosować. Także zlęknieni PiS, którzy znowu wepchną do Sejmu pozostałe neoliberalne partie, pomalowane jedynie innym kolorem na wyborczych plakatach, oferując nam rynnę zamiast deszczu, lekko ledwie mniej obciachową. To żałosna postawa, ale i tak przyzwoitsza od bierności ludzi puszczających bąki w kanapę. Co to za problem chociażby pójść wrzucić pustą kartkę do urny: po nowelizacji Kodeksu Wyborczego nieco łatwiej jest to zrobić nawet niepełnosprawnym. Taki głos dopiero jest mocny, o wiele mocniejszy niż gadanie odwiecznego eksperta w każdej dziedzinie: widza polskiej telewizji.
Mimo wszystko wolałbym, aby posłem został nie tylko „obrońca życia” Bolesław Piecha, ale także Marek Balicki. Nie mam złudzeń, ale boję się, że nasza ignorancja przyniesie coś jeszcze gorszego. To lęk przed czymś o wiele groźniejszym od Jarosława Kaczyńskiego, bo co to za różnica między Gilowską i Rostowskim. Rewolucji na horyzoncie nie widać i z pewnością nie zorganizują jej narzekacze, którzy nie mają nawet odwagi ruszyć tyłka i sprzątnąć po swoim po psie. Bądźmy od nich odrobinę lepsi, nawet jeżeli wybór jest mocno niedoskonały. Albo miejmy chociaż odwagę oddać pusty głos zaznaczywszy to wyraźniej niż w komentarzu na portalu internetowym, co ma z protestem tyle wspólnego, co uczestniczenie w demonstracji na Facebooku przy nieobecności na niej w realu.