2011-10-10 23:30:21
Myślę, że znane nam z dokładnością do 99,5% wyborcze rezultaty mają plusy i minusy. Wbrew pozorom doczekaliśmy się polskiego Budapesztu: Orban to wszak kolega partyjny Tuska z Europejskiej Partii Ludowej! Niestety głosowanie pokazuje jasno, że to nie lewica rozdaje karty w naszej polityce. Główne ugrupowania straciły kilka punktów przy nieco niższej frekwencji, ale są to straty niewielkie. Wyborcy nie zaprotestowali przeciwko ich monopolowi: co drugi Polak nie zamanifestował obywatelskiego sprzeciwu, tylko pokazał, że ma demokrację głębokim poważaniu.
Wielu czytelników naszego portalu cieszy sukces wyborczy Ruchu Palikota. Nie podzielam tego entuzjazmu. Ugrupowanie to przypomina pudełko czekoladek o nieznanej zawartości. Tak jak Samoobrona 10 lat temu, Palikot zajął 3. miejsce w parlamencie. O jego Ruchu wiemy niewiele, a to co wiemy, niepokoi. Partia już samą nazwą hołduje idei wodzostwa, w sferze gospodarczej proponuje totalną deregulację i puszczenie wszystkiego na neoliberalny żywioł prywatyzacji, a życiorys kilku jej działaczy budzi wątpliwości.
Wśród posłów znajdziemy m.in. Wojciecha Penkalskiego, który odsiedział wyrok za pobicie kijem bejsbolowym, wymuszenie i grożenie bronią. Palikot tłumacząc przeszłość podwładnego wskazywał na to, że jest on przykładem modelowej resocjalizacji. Tak mógł przekonać wrażliwego społecznie wyborcę, ale po co dodawał, że dzisiaj w Polsce trudno być przyzwoitym człowiekiem i nie siedzieć w więzieniu? Ciekawe, jakoś nie miałem okazji być skazanym za pobicie czy wymuszenie. Znajdziemy tu też Romana Kotlińskiego, byłego księdza, teraz antyklerykała. Jako ateista z urodzenia wychowany w niewierzącym domu, nigdy nie rozumiałem antyklerykalizmu jako postawy, która pochłania większość naszej aktywności. Skoro bóg nie istnieje, to nie poświęcajmy mu uwagi. Walczmy z religią wtedy, kiedy wkracza w nasze życie prywatne: krzyże zajmują publiczne miejsca, a religijni fundamentaliści penalizują prawa kobiet do swobodnego dysponowania swoim ciałem. Kotliński tymczasem zlaicyzował się na bezbożny odpowiednik Radia Maryja. Napisał wspomnienia, których nikt nie chciał kupować, do czasu gdy jeden z tabloidów napiętnował je jako obrazoburcze. Wówczas pozycja osiągnęła kilkusettysięczny nakład motywując autora do pisania kolejnych części. Kotliński za swoją fortunę założył tygodnik „Fakty i Mity”, na łamach którego publikował m.in. Grzegorz Piotrowski.
Rzekoma nowa jakość w polskiej polityce cieszy się wsparciem Jerzego Urbana. Nowa, kolejna wodzowska partia zapowiada politykę finansowych cięć. Nim zachwycimy się faktem, że Palikotowi udało się przełamać monopol partyjnej czwórki, powinniśmy sobie przypomnieć, że zrobił to dzięki milionom złotych, które nie do końca legalnie wpompował w kampanię: publicznie deklarował, że przeznaczy na nią wpływy ze sprzedaży helikoptera, daleko przekraczające dopuszczalne w ustawie progi finansowania. Nowa jakość ma starą ofertę, znane już twarze i stosuje stare przekręty. Chociaż w zalewie wątpliwości cieszy mandat Wandy Nowickiej czy fakt, że do Sejmu wreszcie trafi dwójka polityków otwarcie deklarujących swoje odmienne orientacje seksualne, to niestety sukces Palikota nie oznacza odrodzenia lewicy. RP to coś gorszego od socjalizmu rynkowego w duchu Millera. Za pomocą okrojonego ustawodawstwa dla bogatych gejów czy parytetów w radach nadzorczych nie spełni postulatów emancypacyjnych, a jedynie przypudruje iluzją społecznej wrażliwości kolejne, szokowe rozwiązania. To nowa Samoobrona, tylko że z lepiej wykształconym przewodniczącym. Dzisiaj, gdy co drugi Polak idzie studiować, nie jest to już atut. Tak więc i RP nie inicjuje zmiany, zamiast Filipka i Maksymiuka proponując antyklerykalizm neofity i sympatie koncesjonowanych przez media intelektualistów gotowych do wypowiedzi na każdy temat.
Sukces Palikota zwiększa rozmiary klęski SLD. Prosta kalkulacja pokazuje wyraźnie, że to Sojusz, a nie PO tracił swoje poparcie na rzecz lubelskiego polityka. Mdła kampania bez wyrazistych postulatów, najeżona takimi wpadkami jak seksistowskie spoty czy łaszenie się do biznesu, nie mogła zapowiadać niczego dobrego. Wynik jest fatalny, co na szczęście wymusiło zmianę lidera. Partia, która zawiodła na polu światopoglądowym, a nie wyróżniła się niczym na gospodarczym, musi teraz odnaleźć nową drogę i jeżeli będzie chciała się wyróżnić (a musi to zrobić), obierze kierunek bardziej lewicowy. Co z tego, że SLD jest najbardziej demokratyczną partią, bardziej zarówno od wodzowskich ugrupowań parlamentarnych, jak i żyjącego kultem przywództwa planktonu, do którego zaliczyć należy m.in. Sierpień 80. Liczba negatywnych skojarzeń i emocji związanych z Sojuszem, jego rozdętymi strukturami z tysiącami betonowych działaczy nikogo nie porwą. Czas rozwiązać SLD i powołać nowe ugrupowanie, do którego weszliby ludzie nie tylko nieskażeni milleryzmem, ale także mdłym, niewyrazistym i niemającym nic wspólnego z lewicowością marazmem obecnego kierownictwa. Jeżeli taka zmiana nie nastąpi, to lewicowi wyborcy będą mogli wybierać jedynie pomiędzy narwanym przedsiębiorcą z kolejnymi gadżetami, Gowinem, pustą kartką i pilotem od telewizora, co jest mało obiecującą perspektywą.
Wielu czytelników naszego portalu cieszy sukces wyborczy Ruchu Palikota. Nie podzielam tego entuzjazmu. Ugrupowanie to przypomina pudełko czekoladek o nieznanej zawartości. Tak jak Samoobrona 10 lat temu, Palikot zajął 3. miejsce w parlamencie. O jego Ruchu wiemy niewiele, a to co wiemy, niepokoi. Partia już samą nazwą hołduje idei wodzostwa, w sferze gospodarczej proponuje totalną deregulację i puszczenie wszystkiego na neoliberalny żywioł prywatyzacji, a życiorys kilku jej działaczy budzi wątpliwości.
Wśród posłów znajdziemy m.in. Wojciecha Penkalskiego, który odsiedział wyrok za pobicie kijem bejsbolowym, wymuszenie i grożenie bronią. Palikot tłumacząc przeszłość podwładnego wskazywał na to, że jest on przykładem modelowej resocjalizacji. Tak mógł przekonać wrażliwego społecznie wyborcę, ale po co dodawał, że dzisiaj w Polsce trudno być przyzwoitym człowiekiem i nie siedzieć w więzieniu? Ciekawe, jakoś nie miałem okazji być skazanym za pobicie czy wymuszenie. Znajdziemy tu też Romana Kotlińskiego, byłego księdza, teraz antyklerykała. Jako ateista z urodzenia wychowany w niewierzącym domu, nigdy nie rozumiałem antyklerykalizmu jako postawy, która pochłania większość naszej aktywności. Skoro bóg nie istnieje, to nie poświęcajmy mu uwagi. Walczmy z religią wtedy, kiedy wkracza w nasze życie prywatne: krzyże zajmują publiczne miejsca, a religijni fundamentaliści penalizują prawa kobiet do swobodnego dysponowania swoim ciałem. Kotliński tymczasem zlaicyzował się na bezbożny odpowiednik Radia Maryja. Napisał wspomnienia, których nikt nie chciał kupować, do czasu gdy jeden z tabloidów napiętnował je jako obrazoburcze. Wówczas pozycja osiągnęła kilkusettysięczny nakład motywując autora do pisania kolejnych części. Kotliński za swoją fortunę założył tygodnik „Fakty i Mity”, na łamach którego publikował m.in. Grzegorz Piotrowski.
Rzekoma nowa jakość w polskiej polityce cieszy się wsparciem Jerzego Urbana. Nowa, kolejna wodzowska partia zapowiada politykę finansowych cięć. Nim zachwycimy się faktem, że Palikotowi udało się przełamać monopol partyjnej czwórki, powinniśmy sobie przypomnieć, że zrobił to dzięki milionom złotych, które nie do końca legalnie wpompował w kampanię: publicznie deklarował, że przeznaczy na nią wpływy ze sprzedaży helikoptera, daleko przekraczające dopuszczalne w ustawie progi finansowania. Nowa jakość ma starą ofertę, znane już twarze i stosuje stare przekręty. Chociaż w zalewie wątpliwości cieszy mandat Wandy Nowickiej czy fakt, że do Sejmu wreszcie trafi dwójka polityków otwarcie deklarujących swoje odmienne orientacje seksualne, to niestety sukces Palikota nie oznacza odrodzenia lewicy. RP to coś gorszego od socjalizmu rynkowego w duchu Millera. Za pomocą okrojonego ustawodawstwa dla bogatych gejów czy parytetów w radach nadzorczych nie spełni postulatów emancypacyjnych, a jedynie przypudruje iluzją społecznej wrażliwości kolejne, szokowe rozwiązania. To nowa Samoobrona, tylko że z lepiej wykształconym przewodniczącym. Dzisiaj, gdy co drugi Polak idzie studiować, nie jest to już atut. Tak więc i RP nie inicjuje zmiany, zamiast Filipka i Maksymiuka proponując antyklerykalizm neofity i sympatie koncesjonowanych przez media intelektualistów gotowych do wypowiedzi na każdy temat.
Sukces Palikota zwiększa rozmiary klęski SLD. Prosta kalkulacja pokazuje wyraźnie, że to Sojusz, a nie PO tracił swoje poparcie na rzecz lubelskiego polityka. Mdła kampania bez wyrazistych postulatów, najeżona takimi wpadkami jak seksistowskie spoty czy łaszenie się do biznesu, nie mogła zapowiadać niczego dobrego. Wynik jest fatalny, co na szczęście wymusiło zmianę lidera. Partia, która zawiodła na polu światopoglądowym, a nie wyróżniła się niczym na gospodarczym, musi teraz odnaleźć nową drogę i jeżeli będzie chciała się wyróżnić (a musi to zrobić), obierze kierunek bardziej lewicowy. Co z tego, że SLD jest najbardziej demokratyczną partią, bardziej zarówno od wodzowskich ugrupowań parlamentarnych, jak i żyjącego kultem przywództwa planktonu, do którego zaliczyć należy m.in. Sierpień 80. Liczba negatywnych skojarzeń i emocji związanych z Sojuszem, jego rozdętymi strukturami z tysiącami betonowych działaczy nikogo nie porwą. Czas rozwiązać SLD i powołać nowe ugrupowanie, do którego weszliby ludzie nie tylko nieskażeni milleryzmem, ale także mdłym, niewyrazistym i niemającym nic wspólnego z lewicowością marazmem obecnego kierownictwa. Jeżeli taka zmiana nie nastąpi, to lewicowi wyborcy będą mogli wybierać jedynie pomiędzy narwanym przedsiębiorcą z kolejnymi gadżetami, Gowinem, pustą kartką i pilotem od telewizora, co jest mało obiecującą perspektywą.