2012-01-28 01:40:48
Amerykanie przyjeżdżając do Polski bywają zaszokowani językiem, jakim posługują się nasi rodacy. Nie chodzi bynajmniej o to, jak trudnym jest on narzeczem: porażająca bywa sama treść. „Narobiliśmy się jak murzyni, zrobili z nas murzyna, traktują mnie jak murzyna, czuję się jak murzyn”. Komentarze te niekoniecznie są przejawem rasizmu. Uprzedzenia zakotwiczyły tak głęboko, że stają się zwykłą częścią języka, pozbawioną pierwotnego ładunku znaczeniowego.
To jednak nie świadczy o tym, że nie jesteśmy rasistami. Wręcz odwrotnie, nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Używając tych określeń pokazujemy tylko, jak głęboko to w nas tkwi i jak przestaje nas poruszać. Sytuacja, w której z pobłażliwością traktujemy nasze uprzedzenia jest niebezpieczna, przyzwyczajamy się do nich, uznajemy je za normalne. Wybitnym ich przykładem są np. wierszyki dla dzieci. Uważamy je za niewinne, ale to przecież właśnie w dzieciństwie ludzie kształtują swoje przekonania. Przyjmują wartości na podstawie których będą podejmować decyzje w dorosłym życiu. Bardzo łatwo wychować przyszłych ksenofobów, jeżeli budujemy ich wyobraźnię na bazie takich treści.
W ostatnich dniach w Sejmie taką elokwencją błysnęło dwóch posłów PiS. Marek Suski w rozmowie z posłanką PO zauważył, że „ten wasz murzynek znowu głosuje z wami”. Mówił to przy włączonym mikrofonie, w towarzystwie kamer. Jego słowa trafiły do mediów, a zaczerwieniony Suski odpowiadał na pytania dziennikarzy, czy przeprosi posła PO, Johna Godsona. Obiecał, że uczyni to, o ile ów poczuł się urażony. Tłumaczył jednak jednocześnie, że w Polsce nie jest to określenie obraźliwe, kojarzy się z wierszykiem dla dzieci, niewinnym Bambo.
Zapomniał niestety, że nie jest to niewinny tekst, tylko kolejny symbol tego z jaką lekkością traktujemy w naszej kulturze rasową nienawiść, która jest jedyną treścią tego utworu oprócz zawartych w nim rymów. Tytułowy chłopiec ucieka swojej mamie oferującej mu mleko, bo boi się, że się wybieli, z tego samego powodu nie chce się też myć. Naziści również pisali bajki, które tłumaczyły niemieckim malcom, dlaczego pejsaci Żydzi są robactwem, które trzeba wyplenić. Czarni też mieli swój Holokaust, bo jak inaczej określić eksterminację Kongijczyków poprzez pracę w kopalniach Leopolda II, kiedy wyginęła ponad połowa ich populacji. Czarni nie byli jednak, co przenikliwie zauważył Enzo Traverso, częścią społeczeństw zachodnich. Kaźń Żydów pod względem swojego okrucieństwa nie była niczym wyjątkowym, nie była również wyjątkowa pod względem zaplanowania. Była natomiast jedyna w swoim rodzaju dlatego, że po raz pierwszy tak samo jak skolonizowanego podczłowieka, potraktowano w jej toku wyemancypowaną ludność europejską.
Szok był zbyt duży aby wyprzeć go z pamięci, do dzisiaj pozostaje więc żywy w zbiorowej świadomości. Dzięki niemu nie toleruje się publicznie antysemityzmu. Nie do pomyślenia byłoby np. czytanie dzieciom wierszy o żydku Kubusiu. Murzynek nie jest rasistowski? To dlaczego żydek jest? Dlaczego polaczek z białaskiem są? A może gdyby Niemiec napisał „polaczek”, nie byłby polonofobem? Z żydkiem to samo? Podobnie błysnął poseł Jan Dziedziczak, zwracając się w męskim rodzaju do Anny Grodzkiej.
We współczesnym podręczniku Psychologia społeczna. Serce i umysł (tzw. duży Aronson), zalecanym studentom większości nauk społecznych, jeden z autorów pisząc o charakterze współczesnego rasizmu zauważa, że ma on bardziej subtelny charakter, aniżeli poziom z okresu segregacji rasowej. Problem jednak w tym, że mowa tu o przypadku amerykańskim. Przypadek Suskiego to przykład rasizmu bezpośredniego. Podobnie jak i bezczelność Dziedziczaka. Słowa obu są prostymi, bezczelnymi, dehumanizującymi określeniami, które mają poprawić samopoczucie ich autorów. Działa tu prosta zasada: „ale jej/mu dowaliłem”. Przecież on (tj. pedał, żydek, murzynek) nie jest zwykłym człowiekiem takim jak ja. Dochrzaniłem jej/mu. To prosta agresja, która ma pozwolić uporać się z własnymi problemami poprzez zmiażdżenie oponenta, jego odczłowieczenie. I to na najniższym poziomie: nabijania się z czyjegoś wyglądu lub seksualności.
Zastosujmy proste ćwiczenie myślowe. Skoro Marek Suski ocenia kogoś na postawie jego wyglądu (karnacji), to i jego oceńmy. Tłusty mężczyzna w średnim wieku o okrągłej głowie, przypominającej coś pomiędzy piłką a kapustą. Do tego pochodzi z Grójca. To miasteczko pod Warszawą kojarzone z przemysłem owocowym i warzywnym. Zwykło się (na bazie podobnie ksenofobicznej kalki) określać w stolicy mianem grójczanina pospolitego chama, prostaka, wieśniaka. Tak więc Marek Suski to cham z Grójca o głowie przypominającej kapustę. Dlaczego nie myśleć w ten sposób, skoro można myśleć kategorią murzynka? Podobnie Jan Dziedziczak. Skoro ów łysiejący sobowtór młodego Andrzeja Garlickiego zabawia się w dyskredytowanie kogoś na bazie kpienia z jego seksualności, to zastanówmy się i nad jego własną. Jak ona musi wyglądać? Czy Dziedziczak jest spełniony seksualnie, czy może ogarnięty jakimiś frustracjami, które pchnęły go do prawicowej partii? Może ma kompleksy? A czy na pewno jest mężczyzną? Mimo tego, że chętnie odwołuje się do maczystowskiej homofobii, ma delikatne rysy. Ciekawe czy jest heteroseksualny, przecież na swojej stronie nie chwali się rodziną… Jak łatwo dehumanizować w ten sposób.
Niezbyt cieszy mnie kształt parlamentu obecnej kadencji, niemal zupełnie wolnego od ludzi o lewicowej wrażliwości. Cieszy mnie jednak to, że jest to Sejm kolorowy, z jawnymi przedstawicielami mniejszości seksualnych czy ludzi o innym odcieniu skóry. Trudno jest pogodzić się z tym faktem bandzie prawicowych ważniaków, którzy skupieni na knuciu, kapitulowaniu przed kapitałem i płaszczeniu się przed klerem, już dawno zapomnieli o prawdziwym życiu, które jednak wkradło się nieoczekiwanie do ich parlamentu. Miejmy więc nadzieję, że jak wieszczył klasyk, wkrótce nastąpi koniec cywilizacji takiego człowieka.
Ale nie białego, tylko przygłupa i prymitywa.
To jednak nie świadczy o tym, że nie jesteśmy rasistami. Wręcz odwrotnie, nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Używając tych określeń pokazujemy tylko, jak głęboko to w nas tkwi i jak przestaje nas poruszać. Sytuacja, w której z pobłażliwością traktujemy nasze uprzedzenia jest niebezpieczna, przyzwyczajamy się do nich, uznajemy je za normalne. Wybitnym ich przykładem są np. wierszyki dla dzieci. Uważamy je za niewinne, ale to przecież właśnie w dzieciństwie ludzie kształtują swoje przekonania. Przyjmują wartości na podstawie których będą podejmować decyzje w dorosłym życiu. Bardzo łatwo wychować przyszłych ksenofobów, jeżeli budujemy ich wyobraźnię na bazie takich treści.
W ostatnich dniach w Sejmie taką elokwencją błysnęło dwóch posłów PiS. Marek Suski w rozmowie z posłanką PO zauważył, że „ten wasz murzynek znowu głosuje z wami”. Mówił to przy włączonym mikrofonie, w towarzystwie kamer. Jego słowa trafiły do mediów, a zaczerwieniony Suski odpowiadał na pytania dziennikarzy, czy przeprosi posła PO, Johna Godsona. Obiecał, że uczyni to, o ile ów poczuł się urażony. Tłumaczył jednak jednocześnie, że w Polsce nie jest to określenie obraźliwe, kojarzy się z wierszykiem dla dzieci, niewinnym Bambo.
Zapomniał niestety, że nie jest to niewinny tekst, tylko kolejny symbol tego z jaką lekkością traktujemy w naszej kulturze rasową nienawiść, która jest jedyną treścią tego utworu oprócz zawartych w nim rymów. Tytułowy chłopiec ucieka swojej mamie oferującej mu mleko, bo boi się, że się wybieli, z tego samego powodu nie chce się też myć. Naziści również pisali bajki, które tłumaczyły niemieckim malcom, dlaczego pejsaci Żydzi są robactwem, które trzeba wyplenić. Czarni też mieli swój Holokaust, bo jak inaczej określić eksterminację Kongijczyków poprzez pracę w kopalniach Leopolda II, kiedy wyginęła ponad połowa ich populacji. Czarni nie byli jednak, co przenikliwie zauważył Enzo Traverso, częścią społeczeństw zachodnich. Kaźń Żydów pod względem swojego okrucieństwa nie była niczym wyjątkowym, nie była również wyjątkowa pod względem zaplanowania. Była natomiast jedyna w swoim rodzaju dlatego, że po raz pierwszy tak samo jak skolonizowanego podczłowieka, potraktowano w jej toku wyemancypowaną ludność europejską.
Szok był zbyt duży aby wyprzeć go z pamięci, do dzisiaj pozostaje więc żywy w zbiorowej świadomości. Dzięki niemu nie toleruje się publicznie antysemityzmu. Nie do pomyślenia byłoby np. czytanie dzieciom wierszy o żydku Kubusiu. Murzynek nie jest rasistowski? To dlaczego żydek jest? Dlaczego polaczek z białaskiem są? A może gdyby Niemiec napisał „polaczek”, nie byłby polonofobem? Z żydkiem to samo? Podobnie błysnął poseł Jan Dziedziczak, zwracając się w męskim rodzaju do Anny Grodzkiej.
We współczesnym podręczniku Psychologia społeczna. Serce i umysł (tzw. duży Aronson), zalecanym studentom większości nauk społecznych, jeden z autorów pisząc o charakterze współczesnego rasizmu zauważa, że ma on bardziej subtelny charakter, aniżeli poziom z okresu segregacji rasowej. Problem jednak w tym, że mowa tu o przypadku amerykańskim. Przypadek Suskiego to przykład rasizmu bezpośredniego. Podobnie jak i bezczelność Dziedziczaka. Słowa obu są prostymi, bezczelnymi, dehumanizującymi określeniami, które mają poprawić samopoczucie ich autorów. Działa tu prosta zasada: „ale jej/mu dowaliłem”. Przecież on (tj. pedał, żydek, murzynek) nie jest zwykłym człowiekiem takim jak ja. Dochrzaniłem jej/mu. To prosta agresja, która ma pozwolić uporać się z własnymi problemami poprzez zmiażdżenie oponenta, jego odczłowieczenie. I to na najniższym poziomie: nabijania się z czyjegoś wyglądu lub seksualności.
Zastosujmy proste ćwiczenie myślowe. Skoro Marek Suski ocenia kogoś na postawie jego wyglądu (karnacji), to i jego oceńmy. Tłusty mężczyzna w średnim wieku o okrągłej głowie, przypominającej coś pomiędzy piłką a kapustą. Do tego pochodzi z Grójca. To miasteczko pod Warszawą kojarzone z przemysłem owocowym i warzywnym. Zwykło się (na bazie podobnie ksenofobicznej kalki) określać w stolicy mianem grójczanina pospolitego chama, prostaka, wieśniaka. Tak więc Marek Suski to cham z Grójca o głowie przypominającej kapustę. Dlaczego nie myśleć w ten sposób, skoro można myśleć kategorią murzynka? Podobnie Jan Dziedziczak. Skoro ów łysiejący sobowtór młodego Andrzeja Garlickiego zabawia się w dyskredytowanie kogoś na bazie kpienia z jego seksualności, to zastanówmy się i nad jego własną. Jak ona musi wyglądać? Czy Dziedziczak jest spełniony seksualnie, czy może ogarnięty jakimiś frustracjami, które pchnęły go do prawicowej partii? Może ma kompleksy? A czy na pewno jest mężczyzną? Mimo tego, że chętnie odwołuje się do maczystowskiej homofobii, ma delikatne rysy. Ciekawe czy jest heteroseksualny, przecież na swojej stronie nie chwali się rodziną… Jak łatwo dehumanizować w ten sposób.
Niezbyt cieszy mnie kształt parlamentu obecnej kadencji, niemal zupełnie wolnego od ludzi o lewicowej wrażliwości. Cieszy mnie jednak to, że jest to Sejm kolorowy, z jawnymi przedstawicielami mniejszości seksualnych czy ludzi o innym odcieniu skóry. Trudno jest pogodzić się z tym faktem bandzie prawicowych ważniaków, którzy skupieni na knuciu, kapitulowaniu przed kapitałem i płaszczeniu się przed klerem, już dawno zapomnieli o prawdziwym życiu, które jednak wkradło się nieoczekiwanie do ich parlamentu. Miejmy więc nadzieję, że jak wieszczył klasyk, wkrótce nastąpi koniec cywilizacji takiego człowieka.
Ale nie białego, tylko przygłupa i prymitywa.