2012-09-05 00:36:51
Czasy kiedy polski kabaret potrafił inteligentnie rozśmieszyć, odeszły w siną dal. Pokolenie moich rówieśników ubawi się głównie przez YouTube, bo tylko w archiwach natrafimy na takie audycje jak „Za Chwilę Dalszy Ciąg Programu”. No chyba, że komuś pasuje poczucie humoru rodem z królujących obecnie kabaretów, opowiadających komiczne dowcipy o homoseksualistach czy seksie. W tak katolickim kraju mówimy oczywiście o nim niebywale swobodnie.
Zamiast zatem zanurzać się w niesmacznej brei udającej śmieszność, lepiej wyjdziemy na przeglądaniu takich stron jak facebookowe „Czytam prawicową publicystkę dla beki”. W sumie tamtejsze teksty potrafią nie tylko rozbawić, lecz przestraszyć, ale zawsze coś. Czasem rozbawić możemy się i własnym sumptem, np. przeglądając wPolityce.pl. Niedawno trafiłem tu na wywiad z Markiem Migalskim. Zabawny facet. W czasach kiedy udawał jeszcze, że jest naukowcem, a nie politykiem, żalił się, że kolejne uczelnie nie uznają mu habilitacji ze względu na poglądy. Na własnej nawet nie próbował, bo „czerwona”. Tak się składa, że Uniwersytet Śląski był jedyną, której rektor był internowany w stanie wojennym. Teraz jednoznacznie opowiada się przeciw liberalnej polityce wobec narkotyków. Naigrywa się, że równie dobrze można przymykać oko na zoofilię. Na szczęście nie omieszkał dodać, że w czasie studiów próbował nie tylko trawki, ale również amfetaminy. Ćpał amfetaminę, ale się nie zaciągał i został konserwatystą? Za mało, widać Marek, za mało, skoro na habilitację nie starczyło.
Jeszcze bardziej rozbawił mnie Łukasz Warzecha. Tabloidowo-narodowo-katolicka gwiazda nie wygląda na amatora zdrowego trybu życia. Komentując wpadkę budowniczych metra drwił z Hanny Gronkiewicz-Waltz, że jej nowe „rowerki” miejskie nie wystarczą. Nie jestem fanem administracji miasta, niemniej nie jestem również i tego pana. W swojej rozumności na opak trafnie jednak zwrócił on uwagę na to, że w sytuacji seryjnych remontów i awarii, które wyłączyły szereg ciągów komunikacyjnych, w Warszawie już nie wystarczy transport publiczny. Rowery miejskie, które możemy wypożyczyć w jednej z 57 stacji w 5 dzielnicach i oddać w każdej z pozostałych, to rzeczywiście znakomity sposób na zdrowy styl życia i walkę z trudnościami objazdów. Veturilo ma trochę wad. Rower ciężko czasem wypożyczyć (na jeden przypada obecnie 37 zarejestrowanych użytkowników systemu), zwłaszcza w Centrum przy wielu stacjach nieraz wszystkie są już wypożyczone. Są za to wygodne, ze świetnymi siodełkami, całkiem lekkie, zwrotne. I tanie, skoro do 20 min jedziemy za darmo, a do godziny za złotówkę. Po prostu trzeba ich więcej.
Niestety zmiana obyczajów to ciężka sprawa. Przeczytałem dzisiaj, że przez pierwszy miesiąc szkody wywołane aktami wandalizmu, a nie zwykłymi usterkami, pochłonęły już 46 tys. zł. Sporo jak na 100 tys. wypożyczeń… Tak się składa, że mieszkam przy najstarszej ścieżce rowerowej w Polsce. Wbrew pozorom jest to znakomity szlak, wyremontowany chwilę temu, z szerokim i gładkim jak stół asfaltem. Tuż obok chodnik i ruchliwa ulica. I klasyczny widok. Chodnik pusty, po ścieżce łażą tabuny pieszych, agresywnie ustosunkowujących się do uwag rowerzystów, w tym np. ludzie z wózkami dla dzieci czy staruszki z Yorkami. Ale rowerzyści nieraz nie lepsi. Wciskają się na jezdnię, chociaż to łamanie przepisów ruchu drogowego, które zabraniają im poruszać się ulicą w sytuacji istnienia obok niej ścieżki. Absolutnie każdy łamie prawo, na zwrócenie uwagi odpowiadając bezczelnością, czasem agresją. Kazik, który śpiewał dla Kultu na świetnej płycie Ostateczny krach systemu korporacji by potem tępić internetowe piractwo, celnie kiedyś stwierdził, że Polacy są… wkurwieni. Nasza narodowa żółć zalewa zatem wszystkich. Od dawna twierdzę, że szaleństwo kierowców bierze się ze złości jaką wywołuje stan dróg. Bez wątpienia ten ostatni poprawia się, ale ciągle jesteśmy w europejskim ogonie. Jacy mają więc być rowerzyści z poszatkowanymi ścieżkami, urywającymi się co chwila, a także piesi, pełni napięcia po źle opłacanej pracy?
Często słyszymy komentarze o tym, że „coś takiego możliwe jest tylko w tym (chorym) kraju”. Wściekli rodacy ufają prawicowym populistom. Słuchają sekciarskich recept i neoliberalnych kretynów mnożących się jak króliki w głównonurtowych redakcjach, korporacjach i izbach przedstawicielskich. Ale zamiast dawać się im podpuszczać, powinniśmy zadbać o to, co nas otacza i mądrze wywierać nacisk na władze, przekształcając przestrzeń publiczną do potrzeb zdrowego życia. Zacznijmy od rowerów, dbając o swoje zdrowie i nasze wspólne powietrze. Potraktujmy to jako część kolektywnej walki o wspólne dobro. Bo zdrowe i życzliwe życie to nie tylko zabawa dla wyższych sfer, ale konieczność, która odmieni nasze życie na lepsze. Oczywiście nie każdy może sobie z różnych powodów pozwolić na takie modyfikacje. Po ciężkiej, kilkunastogodzinnej harówce może mieć gdzieś gadaninę o modnym popylaniu na miejskim rowerze. Ale przecież wielu swoich zachowań nie zmieniamy z niemocy, a z lenistwa.
Tymczasem to coś fajniejszego niż morze nienawiści, które tak beztrosko pluska się w internetowym ścieku. A horyzonty prawicowych pajaców, których to ustrojstwo karmi, są tak wąskie jak szczelina pod tunelem Wisłostrady, która korkuje na początek roku szkolnego pół Warszawy. I właśnie w tej ciasnocie niech duszą się wszyscy Migalscy i Warzechowie, razem z ich wrogami ze stołecznego Ratusza, którzy z lubością nawalają się sami ze sobą, zamiast dbać o poprawę życia mieszkańców, których dotyka ta cała prymitywna sieczka wypychająca z obrębu polityki dyskusję o jakości życia na rzecz prawicowej strzelanki. To dyskusja nadętych facetów, udających obrońców Chrystusa. Tak naprawdę są to jednak buce, których patronem jest najwyżej ta szkarada z hiszpańskiego kościółka, odrestaurowana przez pewną siebie emerytkę. Prawica ma do zaoferowania krzyż, nierówności i kryzys. My odpowiedzmy na to szczęśliwym społeczeństwem, które zbudujemy w przestrzeni publicznej pełnej spokojnych ludzi. A nie nabuzowanych kretynów z horyzontami symbolizowanymi przez tunel czy korki.
Zaczął się wrzesień, sezon rowerowy raczej powoli będzie dobiegał końca. Wykorzystajmy go póki możemy!
Zamiast zatem zanurzać się w niesmacznej brei udającej śmieszność, lepiej wyjdziemy na przeglądaniu takich stron jak facebookowe „Czytam prawicową publicystkę dla beki”. W sumie tamtejsze teksty potrafią nie tylko rozbawić, lecz przestraszyć, ale zawsze coś. Czasem rozbawić możemy się i własnym sumptem, np. przeglądając wPolityce.pl. Niedawno trafiłem tu na wywiad z Markiem Migalskim. Zabawny facet. W czasach kiedy udawał jeszcze, że jest naukowcem, a nie politykiem, żalił się, że kolejne uczelnie nie uznają mu habilitacji ze względu na poglądy. Na własnej nawet nie próbował, bo „czerwona”. Tak się składa, że Uniwersytet Śląski był jedyną, której rektor był internowany w stanie wojennym. Teraz jednoznacznie opowiada się przeciw liberalnej polityce wobec narkotyków. Naigrywa się, że równie dobrze można przymykać oko na zoofilię. Na szczęście nie omieszkał dodać, że w czasie studiów próbował nie tylko trawki, ale również amfetaminy. Ćpał amfetaminę, ale się nie zaciągał i został konserwatystą? Za mało, widać Marek, za mało, skoro na habilitację nie starczyło.
Jeszcze bardziej rozbawił mnie Łukasz Warzecha. Tabloidowo-narodowo-katolicka gwiazda nie wygląda na amatora zdrowego trybu życia. Komentując wpadkę budowniczych metra drwił z Hanny Gronkiewicz-Waltz, że jej nowe „rowerki” miejskie nie wystarczą. Nie jestem fanem administracji miasta, niemniej nie jestem również i tego pana. W swojej rozumności na opak trafnie jednak zwrócił on uwagę na to, że w sytuacji seryjnych remontów i awarii, które wyłączyły szereg ciągów komunikacyjnych, w Warszawie już nie wystarczy transport publiczny. Rowery miejskie, które możemy wypożyczyć w jednej z 57 stacji w 5 dzielnicach i oddać w każdej z pozostałych, to rzeczywiście znakomity sposób na zdrowy styl życia i walkę z trudnościami objazdów. Veturilo ma trochę wad. Rower ciężko czasem wypożyczyć (na jeden przypada obecnie 37 zarejestrowanych użytkowników systemu), zwłaszcza w Centrum przy wielu stacjach nieraz wszystkie są już wypożyczone. Są za to wygodne, ze świetnymi siodełkami, całkiem lekkie, zwrotne. I tanie, skoro do 20 min jedziemy za darmo, a do godziny za złotówkę. Po prostu trzeba ich więcej.
Niestety zmiana obyczajów to ciężka sprawa. Przeczytałem dzisiaj, że przez pierwszy miesiąc szkody wywołane aktami wandalizmu, a nie zwykłymi usterkami, pochłonęły już 46 tys. zł. Sporo jak na 100 tys. wypożyczeń… Tak się składa, że mieszkam przy najstarszej ścieżce rowerowej w Polsce. Wbrew pozorom jest to znakomity szlak, wyremontowany chwilę temu, z szerokim i gładkim jak stół asfaltem. Tuż obok chodnik i ruchliwa ulica. I klasyczny widok. Chodnik pusty, po ścieżce łażą tabuny pieszych, agresywnie ustosunkowujących się do uwag rowerzystów, w tym np. ludzie z wózkami dla dzieci czy staruszki z Yorkami. Ale rowerzyści nieraz nie lepsi. Wciskają się na jezdnię, chociaż to łamanie przepisów ruchu drogowego, które zabraniają im poruszać się ulicą w sytuacji istnienia obok niej ścieżki. Absolutnie każdy łamie prawo, na zwrócenie uwagi odpowiadając bezczelnością, czasem agresją. Kazik, który śpiewał dla Kultu na świetnej płycie Ostateczny krach systemu korporacji by potem tępić internetowe piractwo, celnie kiedyś stwierdził, że Polacy są… wkurwieni. Nasza narodowa żółć zalewa zatem wszystkich. Od dawna twierdzę, że szaleństwo kierowców bierze się ze złości jaką wywołuje stan dróg. Bez wątpienia ten ostatni poprawia się, ale ciągle jesteśmy w europejskim ogonie. Jacy mają więc być rowerzyści z poszatkowanymi ścieżkami, urywającymi się co chwila, a także piesi, pełni napięcia po źle opłacanej pracy?
Często słyszymy komentarze o tym, że „coś takiego możliwe jest tylko w tym (chorym) kraju”. Wściekli rodacy ufają prawicowym populistom. Słuchają sekciarskich recept i neoliberalnych kretynów mnożących się jak króliki w głównonurtowych redakcjach, korporacjach i izbach przedstawicielskich. Ale zamiast dawać się im podpuszczać, powinniśmy zadbać o to, co nas otacza i mądrze wywierać nacisk na władze, przekształcając przestrzeń publiczną do potrzeb zdrowego życia. Zacznijmy od rowerów, dbając o swoje zdrowie i nasze wspólne powietrze. Potraktujmy to jako część kolektywnej walki o wspólne dobro. Bo zdrowe i życzliwe życie to nie tylko zabawa dla wyższych sfer, ale konieczność, która odmieni nasze życie na lepsze. Oczywiście nie każdy może sobie z różnych powodów pozwolić na takie modyfikacje. Po ciężkiej, kilkunastogodzinnej harówce może mieć gdzieś gadaninę o modnym popylaniu na miejskim rowerze. Ale przecież wielu swoich zachowań nie zmieniamy z niemocy, a z lenistwa.
Tymczasem to coś fajniejszego niż morze nienawiści, które tak beztrosko pluska się w internetowym ścieku. A horyzonty prawicowych pajaców, których to ustrojstwo karmi, są tak wąskie jak szczelina pod tunelem Wisłostrady, która korkuje na początek roku szkolnego pół Warszawy. I właśnie w tej ciasnocie niech duszą się wszyscy Migalscy i Warzechowie, razem z ich wrogami ze stołecznego Ratusza, którzy z lubością nawalają się sami ze sobą, zamiast dbać o poprawę życia mieszkańców, których dotyka ta cała prymitywna sieczka wypychająca z obrębu polityki dyskusję o jakości życia na rzecz prawicowej strzelanki. To dyskusja nadętych facetów, udających obrońców Chrystusa. Tak naprawdę są to jednak buce, których patronem jest najwyżej ta szkarada z hiszpańskiego kościółka, odrestaurowana przez pewną siebie emerytkę. Prawica ma do zaoferowania krzyż, nierówności i kryzys. My odpowiedzmy na to szczęśliwym społeczeństwem, które zbudujemy w przestrzeni publicznej pełnej spokojnych ludzi. A nie nabuzowanych kretynów z horyzontami symbolizowanymi przez tunel czy korki.
Zaczął się wrzesień, sezon rowerowy raczej powoli będzie dobiegał końca. Wykorzystajmy go póki możemy!