2008-12-24 10:22:29
Jedną z najbardziej charakterystycznych dla chrześcijańskiego Święta Bożego Narodzenia jest kolęda „Jezus malusieńki”. Chrześcijanie wzruszają się, gdy słuchają lub śpiewają, jak niemowlę Jezusa leży w stajence, bo nie było dla niego miejsca w żadnym domu… Zastanawiam się, dlaczego z takim samym wzruszeniem i chęcią zaopiekowania się nie reagują wobec wszystkich innych niemowląt, które żyją w złych warunkach, które nie mają domów, urodziły się w jakiś przytułkach, albo ruderach bez ogrzewania, ciepłej wody, toalety? A takich niemowląt w samej Polsce jest dziesiątki tysięcy…
Może dlatego, że Jezus jest przecież Królem Bożym, i jemu NALEŻĄ się godziwe warunki do życia, a zwykłym ludziom już nie? „Zwykłe niemowlę” może żyć w złych warunkach i ludzie dookoła, ci sami chrześcijanie wzruszające się Jezusem w stajence, nie przejmują się tym zbytnio… Przechodzą obojętnie, wypierają świadomość o tym problemie. W polityce, ktoś kto by powiedział, że chciałby rozwiązać problem bezdomnych lub żyjących w trudnych warunkach niemowląt i dzieci, z miejsca byłby uznany za populistę (przynajmniej przez elity, które jednocześnie deklarują swoje chrześcijańskie wyznanie).
Nakłada się na to jeszcze ideologia liberalna, która mówi, że to sami rodzice i tylko rodzice odpowiedzialni są za warunki życia swoich dzieci. Niektórzy z nich idą nawet dalej- twierdząc, że pomoc osobie potrzebującej tak naprawdę rozleniwia ją, odbiera motywację do samodzielnego rozwiązania swoich problemów… Rzecz jasna żaden chrześcijański liberał nie pomyślałby natomiast, że Maryja i Józef nieodpowiedzialnie zdecydowali się na urodzenie Jezusa, bo nie zapewnili mu wcześniej warunków życiowych, a oczekiwanie przez nich pomocy od innych jest „wyciąganiem ręki po cudze”… Po prostu inne standardy wobec „zwykłych ludzi” i „zwykłych niemowląt i dzieci”, a inne- wobec Syna Bożego…
A może chodzi po prostu o to, że o wiele łatwiej jest okazać wzruszenie, niż realnie pomóc komuś potrzebującemu tu i teraz?
Może dlatego, że Jezus jest przecież Królem Bożym, i jemu NALEŻĄ się godziwe warunki do życia, a zwykłym ludziom już nie? „Zwykłe niemowlę” może żyć w złych warunkach i ludzie dookoła, ci sami chrześcijanie wzruszające się Jezusem w stajence, nie przejmują się tym zbytnio… Przechodzą obojętnie, wypierają świadomość o tym problemie. W polityce, ktoś kto by powiedział, że chciałby rozwiązać problem bezdomnych lub żyjących w trudnych warunkach niemowląt i dzieci, z miejsca byłby uznany za populistę (przynajmniej przez elity, które jednocześnie deklarują swoje chrześcijańskie wyznanie).
Nakłada się na to jeszcze ideologia liberalna, która mówi, że to sami rodzice i tylko rodzice odpowiedzialni są za warunki życia swoich dzieci. Niektórzy z nich idą nawet dalej- twierdząc, że pomoc osobie potrzebującej tak naprawdę rozleniwia ją, odbiera motywację do samodzielnego rozwiązania swoich problemów… Rzecz jasna żaden chrześcijański liberał nie pomyślałby natomiast, że Maryja i Józef nieodpowiedzialnie zdecydowali się na urodzenie Jezusa, bo nie zapewnili mu wcześniej warunków życiowych, a oczekiwanie przez nich pomocy od innych jest „wyciąganiem ręki po cudze”… Po prostu inne standardy wobec „zwykłych ludzi” i „zwykłych niemowląt i dzieci”, a inne- wobec Syna Bożego…
A może chodzi po prostu o to, że o wiele łatwiej jest okazać wzruszenie, niż realnie pomóc komuś potrzebującemu tu i teraz?