2009-08-29 09:34:30
W sprawie dziecka odebranego matce, o której głośno już w całej Polsce, nie ma mowy o dobru dziecka… Dyskutuje się głównie o odczuciach matki, o tym jak została potraktowana przez instytucje państwowe- sąd i kuratorkę. A co z potrzebami i interesem dziecka? Nie zgodzę się bowiem ze stwierdzeniem autorki tekstu zamieszczonego na lewica.pl (Julia Kubisa, „Kiedy przyjdą zabrać ci dziecko”, http://www.lewica.pl/?id=19877), że dla dziecka najważniejsza jest miłość rodzicielska. Dziecko bowiem ma wiele innych potrzeb, poza miłością, którą notabene może dać mu także np. rodzina zastępcza, choć to oczywiście ostateczność.
Ostrze krytyki mediów, a co za tym idzie opinii publicznej, wymierzone jest w instytucje państwowe. Kwestionuje się zasadę „wtrącania się państwa w życie rodziny”. To nie dziwi w sytuacji panowania ideologii konserwatywno-liberalnej. Z jednej strony zakłada się więc, że „biologiczna rodzina jest najlepsza i nie do zastąpienia dla dziecka”. Stąd niedaleko do wniosku, że „rodzice najlepiej wiedzą, co jest dobre dla ich dziecka i nigdy nie zrobią swojemu dziecku krzywdy”. Nie dziwne, że potem gdy dowiadujemy się o pobiciu dziecka przez rodziców okazuje się, że nikt z sąsiadów nie reagował wcześniej, a już w żadnym wypadku nie zgłosiłby tego do służb państwowych, bo przecież „dzieci to sprawa rodziców i tylko rodziców”.
Odebranie dziecka rodzicom biologicznym powinno być ostatecznością, ale dopuszczalną. Lewica nie powinna kwestionować tego środka ochrony praw dziecka, prawa do rozwoju w odpowiednich, godnych warunkach. Rzecz jasna niedostatki materialne rodziny nigdy nie powinny być powodem odebrania dziecka rodzicom biologicznym- w takim przypadku państwo powinno po prostu wesprzeć materialnie rodzinę na odpowiednim poziomie, choćby z tego powodu, że wychowanie dziecka jest funkcją na rzecz całego społeczeństwa, a nie „wydatkiem na potrzeby konsumpcyjne rodziców”. Ale nie można, tak jak autorka wspomnianego tekstu „Gdy przyjdą zabrać ci dziecko”, przymykać oka na owe niedostatki materialne w imię „tolerancji dla biedy”. Biedy tolerować nie możemy, jako lewica, co nie znaczy że nie tolerujemy biednych- wręcz przeciwnie, uznajemy ich za pełnoprawnych członków społeczeństwa, którym należy się godne życie, co jako społeczeństwo powinniśmy im zapewnić.
Liberałowie rzecz jasna odrzucają zasadę materialnej pomocy rodzinie przez państwo, czyli przez podatników. Stąd nieodłącznie związany z liberalizmem konserwatyzm, który usprawiedliwia fakt braku zainteresowania państwa warunkami bytowymi rodziny (a szczególnie dzieci). Państwo przestanie widzieć problem biedy- to tym bardziej nie będzie musiało tego problemu rozwiązywać. Wydatki socjalne będzie można znowu obciąć, a podatki obniżyć, zwłaszcza najbogatszym… O to jest cała gra elity, narzucającej społeczeństwu konserwatywno-liberalną ideologię.
Lewica traktuje dziecko jako pełnoprawnego członka społeczeństwa, autonomiczną jednostkę, choć jeszcze niesamodzielną, a nie własność rodziców, którzy mogą zrobić z dzieckiem co im się podoba, a państwu i „urzędasom” nic do tego. Przy okazji sprawy „Róży” konserwatywni liberałowie przypuścili atak na zasadę, że państwo a więc całe społeczeństwo jest odpowiedzialne (rzecz jasna poza rodzicami) za warunki, w jakich rozwija się dziecko. Lewica nie powinna przyłączać się do tego ataku…
Ostrze krytyki mediów, a co za tym idzie opinii publicznej, wymierzone jest w instytucje państwowe. Kwestionuje się zasadę „wtrącania się państwa w życie rodziny”. To nie dziwi w sytuacji panowania ideologii konserwatywno-liberalnej. Z jednej strony zakłada się więc, że „biologiczna rodzina jest najlepsza i nie do zastąpienia dla dziecka”. Stąd niedaleko do wniosku, że „rodzice najlepiej wiedzą, co jest dobre dla ich dziecka i nigdy nie zrobią swojemu dziecku krzywdy”. Nie dziwne, że potem gdy dowiadujemy się o pobiciu dziecka przez rodziców okazuje się, że nikt z sąsiadów nie reagował wcześniej, a już w żadnym wypadku nie zgłosiłby tego do służb państwowych, bo przecież „dzieci to sprawa rodziców i tylko rodziców”.
Odebranie dziecka rodzicom biologicznym powinno być ostatecznością, ale dopuszczalną. Lewica nie powinna kwestionować tego środka ochrony praw dziecka, prawa do rozwoju w odpowiednich, godnych warunkach. Rzecz jasna niedostatki materialne rodziny nigdy nie powinny być powodem odebrania dziecka rodzicom biologicznym- w takim przypadku państwo powinno po prostu wesprzeć materialnie rodzinę na odpowiednim poziomie, choćby z tego powodu, że wychowanie dziecka jest funkcją na rzecz całego społeczeństwa, a nie „wydatkiem na potrzeby konsumpcyjne rodziców”. Ale nie można, tak jak autorka wspomnianego tekstu „Gdy przyjdą zabrać ci dziecko”, przymykać oka na owe niedostatki materialne w imię „tolerancji dla biedy”. Biedy tolerować nie możemy, jako lewica, co nie znaczy że nie tolerujemy biednych- wręcz przeciwnie, uznajemy ich za pełnoprawnych członków społeczeństwa, którym należy się godne życie, co jako społeczeństwo powinniśmy im zapewnić.
Liberałowie rzecz jasna odrzucają zasadę materialnej pomocy rodzinie przez państwo, czyli przez podatników. Stąd nieodłącznie związany z liberalizmem konserwatyzm, który usprawiedliwia fakt braku zainteresowania państwa warunkami bytowymi rodziny (a szczególnie dzieci). Państwo przestanie widzieć problem biedy- to tym bardziej nie będzie musiało tego problemu rozwiązywać. Wydatki socjalne będzie można znowu obciąć, a podatki obniżyć, zwłaszcza najbogatszym… O to jest cała gra elity, narzucającej społeczeństwu konserwatywno-liberalną ideologię.
Lewica traktuje dziecko jako pełnoprawnego członka społeczeństwa, autonomiczną jednostkę, choć jeszcze niesamodzielną, a nie własność rodziców, którzy mogą zrobić z dzieckiem co im się podoba, a państwu i „urzędasom” nic do tego. Przy okazji sprawy „Róży” konserwatywni liberałowie przypuścili atak na zasadę, że państwo a więc całe społeczeństwo jest odpowiedzialne (rzecz jasna poza rodzicami) za warunki, w jakich rozwija się dziecko. Lewica nie powinna przyłączać się do tego ataku…